Zakazany temat

Marek Jurek

|

GN 09/2012

publikacja 01.03.2012 00:15

Społeczeństwo chrześcijańskie potrzebne jest tym, którzy oddalają się od wiary.

Marek Jurek Marek Jurek

Arcybiskup Józef Michalik, zachęcając do dobrego przeżycia Wielkiego Postu, czasu, gdy możemy podjąć walkę o wewnętrzną wolność, o uwolnienie od złych zależności wewnętrznych i zewnętrznych, od wszystkiego, co oddala nas od Boga – napisał do wiernych, jak wielkie ma znacznie społeczne, gdy „widzimy jak planowo atakowany jest dziś Kościół przez różne środowiska libertyńskie, ateistyczne i masońskie”. To proste stwierdzenie wywołało dwa niezwyczajne efekty.

Po pierwsze – medialną burzę, zjawisko wprawdzie powtarzalne, ale nie co dzień. Po drugie – o wiele bardziej niezwykłe milczenie polityków centroprawicy, tak na ogół walczących i elokwentnych. Adam Hofman, Mariusz Kamiński, Arkadiusz Mularczyk indagowani przez dziennikarzy, jakie jest ich stanowisko wobec wolnomularstwa – zgodnie nabrali wody w usta. Rzecznik opozycji wyraził to najkrócej: „Nie komentuję wypowiedzi hierarchów Kościoła”. Te mocne słowa były o tyle dziwniejsze, że rzecznik prasowy to z zasady pół polityk, pół dziennikarz, a kiedyś kardynał Pacelli (późniejszy Pius XII) powiedział w przemówieniu do dziennikarzy, że w obliczu zła zorganizowanej dechrystianizacji „wasza broń – to szerzenie i wyjaśnianie papieskich dokumentów”.


No właśnie: po to te dokumenty i wypowiedzi są, żeby o nich mówić, żeby świeccy chrześcijanie działający w sferze polityki i kultury znajdowali w nich źródło poglądów, by bronili zawartego w nich stanowiska, by przybliżali je opinii publicznej. Jeśli katolicy działający publicznie przyjmą zasadę „nie komentuję” – wtedy papieże i biskupi będą mówili na próżno.

„Gazeta Wyborcza” zarzuciła kiedyś abp. Józefowi Michalikowi „tropienie masonów”, choć tego w ogóle nie ma w jego nauczaniu. Wspominając wolnomularstwo, abp Michalik zwrócił po prostu uwagę na to, że dechrystianizacja, ataki na Kościół to nie tylko efekt wolnej gry poglądów, ewolucji społecznej, ale wynik – mówiąc najkrócej – „ewolucji wspomaganej”. Są instytucje, organizacje i środowiska, które chcą, by świat był mniej chrześcijański, by Kościół był (jeszcze) mniej słuchany, by rzadziej przypominał o prymacie Boga, o zobowiązującym charakterze prawa moralnego.

Liberalne media tak złośliwie zareagowały na wypowiedź arcybiskupa, bo trudno im spokojnie słuchać, że stoimy „w rzeczywistości wobec obiektywnego »spisku przeciw życiu«, w który zamieszane są także instytucje międzynarodowe, zajmujące się propagowaniem i planowaniem prawdziwych kampanii na rzecz upowszechnienia antykoncepcji, sterylizacji i aborcji. Nie można na koniec zaprzeczyć, że również środki społecznego przekazu biorą często udział w tym spisku”. Boją się zaatakować autora tych słów – bł. Jana Pawła II (w art. 17 „Evangelium vitae”) – więc chętnie szukają ofiar zastępczych. Dziś został nią abp Michalik.

A odnośnie do samej masonerii – jej odrzucenie jest po prostu częścią katolickiej etyki społecznej. Papiestwo od prawie 300 lat przeciwstawia się wolnomularstwu m.in. w „Humanum genus” Leona XIII i „Quesitum est”, wydanej przez Kongregację Nauki Wiary za pontyfikatu bł. Jana Pawła II. Kościół zawsze zarzucał masonerii negację porządku nadprzyrodzonego (czego konsekwencją jest odrzucenie autorytetu Boga i religii w życiu społecznym) oraz relatywizm, negację obiektywnej prawdy.

Oczywiście również metodę, zakulisowy wpływ, zatajanie celów społecznych – co wszystko razem wzięte destrukcyjnie wpływa na życie publiczne. Dyktatura relatywizmu, z którą walczy dziś Benedykt XVI – to świat, którego chciało i którego broni wolnomularstwo. Oczywiście, rzecznicy dechrystianizacji woleliby, żeby uznano ją za proces najzupełniej naturalny i spontaniczny, który może minie sam, ale z którym walczyć można równie dobrze jak z wiatrakami.

Chcą – jak to wyjaśniał bł. Jan Paweł II – by sami chrześcijanie uznali, że „niewiara jest czymś naturalnym, podczas gdy wiara wymaga uwierzytelnienia społecznego” („Ecclesia in Europa”, art. 7). Dlatego tak gwałtownie reagują na jakiekolwiek wspomnienie wolnomularstwa, na uprzytamnianie opinii publicznej, że są instytucje i ośrodki opinii, które chcą zmniejszyć wpływ chrześcijaństwa, chcą je „zmienić”, dostosować do „pluralistycznego społeczeństwa”, a często po prostu wyeliminować z życia publicznego. Tymczasem świadomość, że tak się dzieje, ma znaczenie kluczowe właśnie dla naszej odpowiedzialności.

Sami wolnomularze to często ludzie zaślepieni albo pogubieni. Mój przyjaciel, śp. Restytut Staniewicz, opowiadał mi historię swego ojca. W Wilnie jako młody profesor był zachwycony ludźmi i dyskusjami, które spotkał w loży Gorliwego Litwina. Jednak gdy przyjechał jako (ciągle młody) minister do stolicy, przeraziły go żądza władzy i karierowiczostwo warszawskiej masonerii. Wycofał się z tego, a po wojnie, pod wpływem okupacyjnych przeżyć i kard. Wyszyńskiego, w pełni powrócił do życia Kościoła.

Społeczeństwo chrześcijańskie najbardziej potrzebne jest właśnie tym, którzy się od wiary oddalają. Jak długo również dla nich zachowujemy cywilizację chrześcijańską, mają prostszą drogę powrotu. Szkoda tylko, że tak mało wdzięczności spotyka ludzi, którzy – tak jak abp Józef Michalik – o tym mówią. A jeszcze bardziej szkoda, że wielu polityków, którzy powinni reprezentować opinię chrześcijańską, w obliczu dyktatury relatywizmu wolałoby Kościół milczenia niż świadectwo Kościoła wyznawców.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.