Emerytury do naprawy

Bogumił Łoziński

|

GN 08/2012

publikacja 23.02.2012 00:15

System emerytalny w Polsce jest niewydolny i wymaga zmian, ale propozycja rządu sprowadzająca się do podniesienia wieku emerytalnego nie wystarczy.

Emerytury do naprawy Środki, jakie dziś trafiają do ZUS od osób czynnych zawodowo, są wydawane na świadczenia obecnych emerytów Józef Wolny/GN

Premier Tusk jest zdeterminowany wydłużyć wiek emerytalny do 67 lat dla kobiet i mężczyzn. Ma to uratować system emerytalny, któremu grozi zapaść. Projekt zmian trafił do konsultacji społecznych i jest też przedmiotem gorących debat, gdyż wzbudza poważne kontrowersje. Z sondaży wynika, że ponad 80 proc. Polaków sprzeciwia się tej propozycji. Nie ulega wątpliwości, że system emerytalny w obecnej postaci stał się niewydolny i zmiany są konieczne. Samo podniesienie wieku emerytalnego nie rozwiąże jednak problemu, konieczne są także zmiany na rynku pracy czy w polityce prorodzinnej.

Niewydolny system

Obowiązujący od 1999 r. system emerytalny w Polsce uzależnia wysokość emerytury od składek wpłacanych na fundusz emerytalny w czasie aktywności zawodowej oraz od okresu ich wpłacania: im wyższe składki i dłuży czas pracy, tym większa emerytura. Problem polega na tym, że obecnie brakuje na nie środków. Założenie, że emerytury będą wypłacane ze zgromadzonego kapitału okazało się błędne. W rzeczywistości środki, jakie trafiają do ZUS od osób czynnych zawodowo, idą na świadczenia dla dzisiejszych emerytów. Jednak i ten mechanizm przestaje funkcjonować, gdyż na skutek zapaści demograficznej liczba Polaków pracujących zawodowo gwałtownie spada, a osób w wieku poprodukcyjnym rośnie. Według danych GUS, w 2007 r. liczba ludności Polski wynosiła 38,1 mln, a w 2035 r. spadnie do 35,9 mln. W konsekwencji liczba Polaków w wieku produkcyjnym zmniejszy się z 24,4 mln do 20,7 mln, a jednocześnie o 3,5 mln wzrośnie liczba Polaków w wieku poprodukcyjnym (z 6,1 mln do 9,6 mln). W 2007 r.
na świadczenia jednego emeryta pracowały cztery osoby. W 2035 r., jeśli system nie zostanie zreformowany, pracowałyby na nie tylko dwie, zaś w 2060 r. nawet jedna, co spowodowałoby niewypłacalność systemu emerytalnego. Do tego długość życia Polaków wzrasta. Według szacunków demografów, w 2040 r. kobiety będą żyły średnio o 4 lata dłużej niż w 2010 r., a mężczyźni nawet o 6 lat dłużej. Oznacza to, że trzeba więcej środków na emerytury, bo będą dłużej wypłacane.

Propozycja rządu

Rząd ma świadomość tych procesów, dlatego postanowił ratować system emerytalny przez wydłużenie czasu pracy. Teraz kobiety przechodzą na emeryturę w wieku 60 lat, a mężczyźni – 65. Po wprowadzeniu zmian wszyscy mamy pracować do 67. roku życia. Takie rozwiązanie spowoduje, że liczba osób aktywnych zawodowo wzrośnie, a przez to zwiększą się wpływy do ZUS, co ma uratować system emerytalny. Ale skorzystać mają także pracujący, gdyż – według rządu – nasze emerytury wzrosną w przypadku kobiet aż o ponad 72 proc., a mężczyzn o 20 proc. Rząd przekonuje też, że wydłużenie czasu pracy zahamuje występujący obecnie spadek zatrudnienia, zwiększy liczbę miejsc pracy, a także tempo wzrostu PKB średnio o 0,1 proc. rocznie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.