Prorok

Ks. Tomasz Jaklewicz

|

GN 08/2012

publikacja 23.02.2012 00:15

W życiu ks. Franciszka Blachnickiego widać było wszystkie cechy biblijnego proroka. O założycielu Ruchu Światło-Życie mówi ks. Adam Wodarczyk, postulator procesu beatyfikacyjnego, moderator Ruchu Światło–Życie. Wywiad archiwalny.

Prorok Józef Wolny

Ks. Tomasz Jaklewicz: Dopiero co wróciłeś z Chin. Podobno Ruch Światło–Życie całkiem nieźle się tam rozwija?
Ks. Adam Wodarczyk:
– Zaczęło się kilka lat temu, kiedy ksiądz i trzech studentów z Chin uczestniczyli w oazie w Krościenku. Rok później na oazie było kilku kolejnych Chińczyków. W 2011 roku z zespołem animatorów wyjechałem do Chin i tam poprowadziliśmy oazę. To było duże przeżycie, oni z wielkim zapałem wchodzili w to wszystko. Zapytaliśmy, czy chcą dalej formować się w Ruchu. Powiedzieli, że tak. Teraz miałem okazję prowadzić szkolenia dla księży i sióstr zakonnych, pokazując Ruch jako sprawdzoną drogę formowania świeckich liderów Kościoła, którzy mogą podjąć pracę ewangelizacyjną. Mam nadzieję, że będzie możliwe zorganizowanie kolejnych oaz.

Ruch oazowy rozwinął się w Polsce za czasów komuny. Więc jeśli teraz tak dobrze przyjmuje się w Chinach, to może komunizm jest „dobrym środowiskiem” dla
jego rozwoju?

– Ruch rozprzestrzenia się w wielu krajach. Przekonuję się, że ta metoda jest uniwersalna. Ale to prawda, że tam, gdzie Kościół jest bardziej ubogi, tam łatwiej dociera się do ludzi. Ubodzy mają serca bardziej otwarte na słowo Boże.

Ksiądz Blachnicki miał podobne obserwacje. Najtrudniej było mu na emigracji, w Niemczech Zachodnich.
– Rok przed śmiercią powiedział, że 30 lat trudności w Polsce jest niczym w porównaniu z trzema latami zmagań w Carlsbergu. Pisał, że sytuacja człowieka na Zachodzie jest w pewnym sensie trudniejsza niż na Wschodzie. Problemem ludzi żyjących w sytej, konsumpcyjnej cywilizacji jest to, że nie odczuwają już głodu Boga.

W tytule Twojej monografii o ks. Blachnickim pada słowo „prorok”. W jakim sensie był prorokiem?
– Prorok w biblijnym sensie to człowiek posłany przez Boga, który mówi w Jego imieniu. Ma też przekonanie o zleconej mu misji. Prorokom towarzyszą też niezwykłe znaki, no i często bywa odrzucony. W życiu ks. Blachnickiego widać to wszystko. Jego powołanie dokonało się w niezwykły sposób, bo spotkał Boga podczas okupacji, siedząc w celi śmierci. Wyrok śmierci nie został wykonany. Odczytał to jako znak od Boga, że ma do wypełnienia misję. Poczucie misji towarzyszyło mu przez całe życie. Chciał się dzielić z jak największą ilością ludzi tym, co przeżył w celi śmierci.

Czyli czym?
– To było doświadczenie Bożej miłości, która diametralnie go zmieniła. Porównał to do zapalonego nagle światła w duszy. I o tym mówił do końca życia, że Bóg może człowieka wyprowadzić z największej ciemności. Sam nagle obudzony do żywej wiary chciał budzić innych. Prorok to człowiek odważny. Ks. Blachnicki, który wyszedł cało z celi śmierci, już się niczego nie bał. Komuny, szykan, prześladowań, trudności... Kiedy komuniści aresztowali go w 1961 r.,mówił, że cieszy się, że może cierpieć dla sprawy Bożej. Bł. Jan Paweł II nazwał go w telegramie kondolencyjnym „gwałtownikiem królestwa Bożego” i „gorliwym apostołem wewnętrznej odnowy człowieka”. Ten jego prorocki charakter można poznać też po tym, że wniósł twórczy niepokój w polskie duszpasterstwo. Bywał krytyczny, mówił, że potrzeba zmiany mentalności duszpasterzy. I dlatego bywał nierozumiany. Doświadczył trudności od komunistów, to nie dziwi, ale też od ludzi Kościoła.

Prorok widzi wyraźniej przyszłość.
– Pewne diagnozy ks. Blachnickiego, które wypowiedział w latach 70., pozostają zaskakująco aktualne. Przewidział upadek komunizmu. W lutym 1982 r. w Monachium powiedział, że do końca lat 80. komunizm upadnie nie tylko w Polsce, ale w całej Europie Środkowo-Wschodniej. Dlatego był tak zaciekle atakowany przez bezpiekę.

Mówiąc o sile Kościoła w latach PRL-u, spoglądamy na prymasa Wyszyńskiego. Czy nie należałoby dopowiedzieć, że ks. Blachnicki w inny sposób, ale w podobnej mierze wpłynął na Kościół?
– Robert Tekieli zestawił w ramach pewnego projektu cztery postacie: Prymasa Tysiąclecia, bł. Jana Pawła II, bł. Jerzego Popiełuszkę i właśnie ks. Franciszka Blachnickiego. Zespół Full Power Spirit nagrał kiedyś piosenkę, w której porównał tych duchownych do czterech muszkieterów.

Jak opisać w tej czwórce rolę ks. Blachnickiego?
– Prowadził oddolną drogę przygotowania księży i laikatu dla służby Kościołowi w Polsce. Formował elitę, która w dużej mierze stanowi także dzisiaj o sile polskiego Kościoła. Jestem przekonany, że Kościół w Polsce jest nadal silny i ma wielu ludzi głęboko uformowanych. Jeżdżąc po naszym kraju, wciąż spotykam ludzi zaangażowanych w różne dzieła, którzy mówią: „ja też byłem w oazie”. Jak spojrzysz np. na redakcję „Gościa Niedzielnego”, to sporo was także przeszło przez Ruch.

Dodałbym, że oaza miała i ma duży wpływ na powołania kapłańskie i zakonne.
– Myślę, że każdy, kto choć raz dobrze przeżył 15-dniową oazę, inaczej już patrzył na Kościół, na modlitwę, na wspólnotę. Odkrywał Kościół jako rzeczywistość pełną życia, w której ma swoje miejsce.

Ks. Blachnickiemu najbliżej chyba było do biskupa Karola Wojtyły.
– Punktów stycznych między nimi jest wiele. Byli prawie rówieśnikami, obaj dojrzewali w powołaniu w czasie wojny. Łączyło ich to, że liczył się dla nich pojedynczy człowiek. Kiedy bp Wojtyła, sam doświadczony duszpasterz młodzieży, zaczął odwiedzać oazy, zobaczył, że to jest fenomenalna rzecz. Słuchał uważnie świadectw uczestników w czasie dni wspólnoty, widział duchowe owoce oaz i jakiś rodzaj duchowego promieniowania.

Kiedy uczestniczyłem w Światowych Dniach Młodzieży w Madrycie, wciąż myślałem sobie, że to taki wielki dzień wspólnoty. Ale zastanawiam się, czy nie ulegamy pewnej megalomanii, myśląc w ten sposób.
– Projekt Światowych Dni Wspólnoty jest autorskim pomysłem bł. Jana Pawła II. Ale inspiracje na pewno sięgają dni wspólnoty, w których uczestniczył na Podhalu. Tuż po rozpoczęciu pontyfikatu Jan Paweł II zapytał ks. Blachnickiego: „Jak to teraz będzie? Wakacje bez oaz?”. Ks. Blachnicki natychmiast opracował program dla oazy III stopnia, który miał być przeżywany w Wiecznym Mieście. Takie oazy odbywały się w Rzymie i Jan Paweł II spotykał się z ich uczestnikami w Castel Gandolfo lub w Ogrodach Watykańskich. Były wspólna modlitwa, pieśni, ognisko. Zachowały się zdjęcia dokumentujące te spotkania. Być może wtedy zrodziła się u bł. Jana Pawła myśl: „Zróbmy to szerzej, zaprośmy młodzież z całego świata na podobne spotkanie”. Podobnie jest z ideą Światowych Dni Rodzin.

Gdyby żył ks. Blachnicki, na co by nam zwrócił uwagę?
– Kościół w Polsce przeżywa dziś konfrontację z cywilizacją konsumpcyjną, liberalną, postmodernistyczną. Ks. Blachnicki miał okazję zaobserwować to samo w latach 70. i 80. na Zachodzie. Diagnozował, że człowiek jest w znacznym stopniu zniewolony duchem tego czasu, konsumizmem, cywilizacją stadną, jest manipulowany przez media. Aby się temu przeciwstawić, trzeba wychować nowego człowieka, odpornego na te wpływy. To dokonuje się drogą od ewangelizacji przez formację katechumenalną aż do konkretnej służby w Kościele. Nadal potrzebujemy formowania elit chrześcijańskich. Ks. Blachnicki pokazywał, że drogą do dojrzałej wiary jest mała grupa, która się wspólnie modli, czyta słowo Boże, formuje, angażuje w Kościół. Tam, gdzie jest wierność metodzie ks. Blachnickiego, tam są prężne, liczne wspólnoty.

Czyli twierdzisz, że nic się nie zestarzało. Dziś młode pokolenie to pokolenie internetu, Facebooka. Nowe media zmieniają silnie mentalność. Może trzeba nowych metod?
– Ale internet czy Facebook nie zstąpią bezpośredniego spotkania. Owszem, trzeba głosić Ewangelię także w internecie, ale Kościoła nie buduje się wirtualnie.

Czy są jakieś szczególne intencje, sprawy, które można powierzać ks. Franciszkowi?
– Wielu ludzi uprosiło przez jego wstawiennictwo, łaskę nawrócenia dla swoich bliskich. Wpisy przy grobie w Krościenku o tym świadczą. Ks. Blachnicki także pomaga ludziom zniewolonym alkoholem. Powiedziałbym, że to, w czym się specjalizował za życia, nadal jest jego specjalnością. Jako postulator procesu dodam, że do beatyfikacji potrzebny jest cud uzdrowienia z dolegliwości fizycznej. Zachęcam więc do odmawiania tej modlitwy także w sytuacji choroby.

Przeczytaj też:

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.