Straszenie ortodoksem

Franciszek Kucharczak

|

GN 07/2012

publikacja 16.02.2012 00:15

Świadczenie o wierze wydaje się niewłaściwe tym, którzy jej nie mają.

Straszenie ortodoksem Franciszek Kucharczak/GN

Polskie Linie Lotnicze LOT chciały zakazać personelowi pokładowemu eksponowania symboli religijnych. Nowy zapis w regulaminie miał brzmieć: „Niedozwolone jest noszenie w widocznym miejscu biżuterii obrazującej symbole religijne”. Ponieważ wybuchła awantura, LOT w lot wycofał się ze swojego pomysłu. „Szanując przywiązanie do tradycji i wrażliwość Polaków, rozumiemy ich poruszenie i oburzenie” – napisał w oświadczeniu rzecznik prasowy PLL LOT Leszek Chorzewski.

LOT rozumie nasze oburzenie, chociaż dzień wcześniej, wypowiadając się dla serwisu gosc.pl, to rzecznik LOT był „oburzony, jak mediom udało się zmanipulować opinię publiczną przez wmówienie jej, iż personelowi zabrania się nosić znaków krzyża z powodu kampanii walki przeciw krzyżowi”.

Czy to znaczy, że LOT wycofał się z powodu szacunku dla społeczeństwa zmanipulowanego przez media? Kto tu manipulował? Słyszeliśmy, że LOT chciał zakazać noszenia przez załogę symboli religijnych, bo troszczy się o bezpieczeństwo na pokładach samolotów. Rzecznik LOT powtórzył to w wywiadzie dla Fronda.pl. „Żyjemy przecież w dosyć szalonym XXI wieku, gdzie jest trochę ortodoksów religijnych” – stwierdził.

Ciekawostka: w czasach, gdy tak trąbi się o tolerancji, nadskakuje się skrajnie nietolerancyjnym osobnikom. Wychodzi się naprzeciw ich antychrześcijańskim fobiom, i to jeszcze zanim zdążą je wyrazić! Wynika to z dalszego ciągu rozmowy. Redaktor pyta: „Ile było skarg na eksponowanie symboli religijnych na pokładzie samolotów PLL LOT?”. Rzecznik odpowiada: „Sprawdzę to”.

No i wszystko jasne – czyli skarg nie było. Władze LOT zatroszczyły się o nas prewencyjnie. Jeszcze się nikt nie poskarżył, a oni już skargi przyjęli i rozpatrzyli pozytywnie. Bo ma być bezpiecznie. Pytanie jednak, dlaczego w takim razie nie zakazać noszenia symboli religijnych również pasażerom? Skoro nie wolno wnosić na pokład granatów, to medalików, różańców i krzyżyków także należy zakazać, bo to też są materiały wybuchowe. Mogą powodować wybuchy gniewu „ortodoksów”. A niechby taki talib siedział obok księdza w sutannie albo zakonnicy w habicie! Mógłby wzniecić awanturę, oblać sąsiadów kawą, obrzucić przekleństwami i jeszcze trzeba by go przepraszać za urażenie jego uczuć. Czy wolno tak narażać pasażerów?

„Specjaliści” z LOT wykazali się tą samą czułą i wyprzedzającą troską, która każe inżynierom społecznym walczyć o zdejmowanie krzyży ze ścian urzędów. I wycofali się z tych samych powodów, dla których z antykrzyżowych decyzji wycofał się Trybunał w Strasburgu: bo przestraszyli się reakcji społecznej. Zorientowali się, że LOT to nie British Airways, a Polacy to nie Brytyjczycy i za propagandę religii neutralności mogą z ich firmy zrobić nieLOTa. I nie czarujmy się – właśnie to wywołało we władzach firmy nagły przypływ szacunku dla naszych „tradycji i wrażliwości”, a nie tam jakieś obawy o bezpieczeństwo albo troska o wygląd munduru. W Polsce jeszcze takie numery nie przejdą. I głównie od nas zależy, czy przejdą kiedykolwiek.

Można zakłócać
Przebieg ubiegłorocznej procesji Bożego Ciała w Łodzi zakłócił 44-letni mieszkaniec tego miasta. W stroju motyla podskakiwał między wiernymi. Swój wyczyn tak wyjaśniał „Gazecie Wyborczej”: „Przestrzeń publiczna została zaanektowana przez księży i polityków. Próbowałem odzyskać chociaż jej część. Pokazać, że mogę chodzić po ulicy w przebraniu motyla tak samo jak wierni manifestować przywiązanie do religii”. Powiedział także: „Dzieci myślały, że jestem częścią procesji. Śmiały się. Tylko księża mieli zacięte miny”. Sprawa została zgłoszona do prokuratury, prokuratorzy jednak nie dopatrzyli się w incydencie „złośliwego przeszkadzania w obrzędzie religijnym” i próby poniżenia wiernych – i sprawę umorzyli. A pewnie, że to nie było przeszkadzanie. To była nawet pomoc w duszpasterstwie – może dzieci będą chętniej chodzić na Boże Ciało, wiedząc, że w obecności Najświętszego Sakramentu można się pośmiać i poszaleć, na przykład w przebraniu Lorda Wadera z „Gwiezdnych Wojen”. Wielkie dzięki, panie motyl. A nie miał pan ochoty odzyskać przestrzeni publicznej na pogrzebie Wisławy Szymborskiej? Tam wszyscy mieli „zacięte miny”.

Kto upośledza?
Stan Teksas (USA) wprowadził prawo, zgodnie z którym kobiety chcące dokonać aborcji, muszą najpierw zobaczyć na USG swoje dziecko i posłuchać bicia jego serca. Onet przytoczył komentarz feministki Katarzyny Bratkowskiej: „Ci, którzy to wymyślili, traktują kobiety jak osoby upośledzone intelektualnie, które nie wiedzą, na co się decydują”. Nie, proszę pani – kobiety nie są upośledzone intelektualnie, lecz informacyjnie. I są tak upośledzone za sprawą środowisk proaborcyjnych. To dlatego kobiety, chcąc zabić dziecko, rzeczywiście nie wiedzą, na co się decydują. Kiedy posłuchają bicia serca „płodu”, nagle orientują się, że ten „zlepek komórek” ma serce. I przypominają sobie, że same też mają serce.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.