LOT boi się krzyża

Franciszek Kucharczak

Polityczna poprawność dotarła i do naszych linii lotniczych. Pytanie, czy one jeszcze są nasze.

LOT boi się krzyża

Polskie Linie Lotnicze LOT nadążają za „trendami” i zabraniają pracownikom personelu pokładowego nosić znaków ich wiary – na przykład krzyżyków (przeczytaj informację Schowaj krzyżyk w czasie lotu). Przy okazji, jak się to zawsze robi, mówią, że to służba mundurowa i to dlatego taki zakaz, żeby się nazywało, że chodzi o ogólną zasadę, a nie o szykanowanie wierzących. Ciekawe, że dotychczas – choć personel do tej pory też nosił mundury – wolno było nosić symbole religijne i jakoś nikomu to nie przeszkadzało.

LOT najwyraźniej ulega tej samej politycznej poprawności, na którą choruje coraz więcej instytucji Zachodu. Chrześcijaństwo musi być usunięte z widoku publicznego. A że nie można tego zrobić wprost, używa się argumentów technicznych, a nawet – jak wynika z wypowiedzi rzecznika PLL LOT – twierdzi się, że to w trosce o bezpieczeństwo personelu. „Historia lotnictwa zna całą masę przypadków, iż poprzez ekspresję symboli religijnych dochodziło do napaści na personel” – mówi rzecznik. Historia lotnictwa zna – a my nie znamy. Czy to nie ciekawe? O co chodzi? O awanturę, którą wszczął jakiś podpity facet? A może o burdę wywołaną przez antyreligijnego fanatyka? Takie rzeczy się zdarzają zawsze i do ich wywołania nie trzeba krzyżyka, wystarczy kapelusz polityka.

Czy z tego powodu, że ktoś nie życzy sobie oglądać tego, co dla nas najważniejsze, mamy pokornie schylać głowy i wypierać się wiary?

A nawet gdyby przyszło oberwać od kogoś za „znak sprzeciwu”, którym jest krzyż, to czemu tak się o to troszczą władze linii lotniczych? Czy któryś posiadacz krzyżyka z obsługi samolotu prosił o taką „ochronę”? Czemu linie lotnicze niańczą dorosłych ludzi, jakby sami nie mogli decydować, czym się chcą narażać pasażerom?

Może PLL LOT liczą na naiwnych, którzy uwierzą w bajki o bezpieczeństwie i mundurze. I o tym, że kogoś znaki religijne rażą. Owszem, rażą, ale głównie funkcjonariuszy neutralności światopoglądowej. To oni, ci postchrześcijanie, cierpią na widok śladów Tego, którego się zaparli. Nie muzułmanie, nie buddyści, animiści i cykliści. Tu wcale nie chodzi o wrażliwość i troskę o uczucia „inaczej wierzących”. Chodzi o wyrugowanie śladów Boga.

Był już taki Lot, który ocalał, ale on wyszedł z Sodomy i Gomory. LOT najwyraźniej chce tam wejść.