Spór o ACTA to spór o granice prawa do własności intelektualnej.
Czy to tylko protest przeciwko ACTA? Czy przy okazji również promocja piractwa w sieci? DOMINIK GAJDA
Anti-Counterfeiting Trade Agrement (ACTA), czyli umowa handlowa o zwalczaniu obrotu towarami podrobionymi, może ingerować w prywatność internautów i prawa obywatelskie, przekonują jej przeciwnicy. ACTA nie narzuca Polsce żadnych nowych regulacji, bo ochrona praw własności intelektualnych jest już u nas zapewniona, ripostują zwolennicy. W rzeczywistości umowa napisana jest językiem tak ogólnym i nieprecyzyjnym, że można obronić niemal każdą tezę.
Po znajomości
Prawo autorskie już teraz chroni własność intelektualną. Artykuł 23 ustawy o prawie autorskim mówi o „dozwolonym użytku chronionych utworów” w następujący sposób: „Bez zezwolenia twórcy wolno nieodpłatnie korzystać z już rozpowszechnionego utworu w zakresie własnego użytku osobistego”. Co to oznacza? „Zakres własnego użytku osobistego obejmuje korzystanie z pojedynczych egzemplarzy utworów przez krąg osób pozostających w związku osobistym, w szczególności pokrewieństwa, powinowactwa lub stosunku towarzyskiego”. Oczywiście pojęcia te są nieprecyzyjne, zwłaszcza jeśli chodzi o „towarzystwo”. Można przyjąć, że legalnie nabytą płytę z muzyką lub filmem mogę legalnie odtwarzać w rodzinie i wśród znajomych, a nawet znajomym wypożyczyć. Sytuacja jednak komplikuje się, jeśli weźmiemy pod uwagę internet. Czy zamieszczając fragmenty lub całość książki czy płyty na Facebooku, mieszczę się jeszcze w dozwolonym prawem „własnym użytku”? Przecież mogę ustawić profil w ten sposób, że z zamieszczonych fragmentów książki lub muzyki będą mogli korzystać tylko znajomi. Czy oni również mieszczą się w ustawowym pojęciu stosunku towarzyskiego?
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.