Powstanie zwycięskie po pół wieku

Marek Jurek

|

GN 05/2012

publikacja 02.02.2012 00:15

Przyszłość zaczyna się ciągle, choć czasami trwa to bardzo długo.

Marek Jurek Marek Jurek

Samopoznanie jest jednym z najlepszych narzędzi poznania społecznego. Żeby zrozumieć reakcje innych – warto obserwować własne, choć jest to często nauka pokory. Można się na przykład przekonać, dlaczego tak łatwo opinii publicznej umyka to, co ważne, skoro my sami szybko zapominamy rzeczy, których waga jeszcze wczoraj była oczywista. Szczególnie gdy wydają się nieważne innym. Sam przekonałem się o tym miesiąc temu, robiąc bilans mijającego roku. Pisałem o federalizacji Unii Europejskiej i o rewolucjach w Afryce Północnej, ale również o beatyfikacji Jana Pawła II i zmianach w polskim życiu publicznym. Pominąłem to, co – w planie cywilizacji chrześcijańskiej – stanowiło najważniejsze wydarzenie ubiegłego roku: uchwalenie nowej węgierskiej konstytucji, zasadniczo zmieniającej kształt tego państwa. Dziś pora to nadrobić, tym bardziej że Węgry stały się obiektem bezprecedensowej presji ze strony zagranicy, wykorzystującej do tego instytucje Unii Europejskiej. Zmiany na Węgrzech rozpoczęły się od wielkiej narodowej modlitwy. Węgrzy realizowali testament sługi Bożego kard. Mindszentyego, który wierzył, że gdy choć dziesiąta część narodu zacznie się modlić za ojczyznę – Węgry się odrodzą. Do nowej konstytucji wpisali więc tradycję powstania z roku 1956, za którego poparcie premier Nagy zapłacił życiem, a kard. Mindszenty dożywotnim wygnaniem. Nowa Konstytucja węgierska stanowi ostateczne zwycięstwo tamtego powstania sprzed 55 lat. Przyszłość zaczyna się ciągle, choć czasami trwa to bardzo długo. Konstytucja przywróciła państwu węgierskiemu charakter chrześcijański. Przede wszystkim sięgnęła do samych źródeł węgierskiej tożsamości – do przeszło tysiącletniej tradycji Korony św. Stefana, a więc związku państw pod władzą apostolskich królów Węgier.

Nawiasem mówiąc, Węgry swej Koronie pozostały wierne nawet bez króla, bo choć traktat z Trianon pozbawiał tronu Habsburgów, choć Węgrzy nie mogli przywrócić władzy błogosławionemu cesarzowi i królowi Karolowi – zachowali w okresie międzywojennym monarchię w formie regencyjnej, czekając na powrót króla, gdy okaże się to możliwe. Stare dzieje – ale nie dla Węgrów, dla których przez wieki (i szczególnie w unii personalnej z Austrią i Czechami) Korona św. Stefana była gwarancją ich tożsamości państwowej i narodowej. Czym jest dla Węgrów sama korona nałożona tysiąc lat temu na głowę św. Stefana, przekonałem się naocznie, będąc pierwszy raz w Budapeszcie, 27 lat temu. Wystawiono ją wtedy po sprowadzeniu z emigracji na widok publiczny. Tysiące Węgrów stało w wielogodzinnych kolejkach, by spojrzeć choć przez chwilę na ten znak narodowej tożsamości i suwerenności. W konstytucji Węgrzy nie ograniczyli się do historycznych deklaracji, potwierdzili też to, co w dzisiejszej dobie stanowi najbardziej praktyczny sprawdzian realizacji zasad cywilizacji chrześcijańskiej: prawa rodziny i szacunek dla życia od poczęcia. O ile jednak już za to byli krytykowani w prasie zachodniej – pretekst do instytucjonalnego ataku na ich suwerenność znaleziono gdzie indziej. Konstytucja węgierska stworzyła podstawy do ostatecznego zerwania z komunizmem. Ogłosiła nieważność komunistycznej konstytucji (jako narzędzia tyranii), nieprzedawnialność zbrodni nazizmu i komunizmu przeciw narodowi węgierskiemu oraz ciągłość historycznej konstytucji Węgier, niezależnie od obcych okupacji. Ale nowy rząd Węgier nie poprzestał na walce z historycznym komunizmem, postanowił również uwolnić Węgry od jego przedłużonych następstw.

Stąd właśnie atakowane za granicą zmiany w systemie sądowym: żeby zmniejszyć brzemię komunizmu, ciążące na funkcjonowaniu instytucji wymiaru sprawiedliwości – premier Orbán wysłał na emeryturę sędziów, którzy rozpoczynali działalność na przełomie lat 60. i 70. ub. wieku. To właśnie czynna aktywność tych sędziów została uznana przez przeciwników Węgier za źrenicę liberalnej demokracji, a ich emerytury – za zamach na wolność. Drugim obiektem ataku były zmiany w systemie bankowym. Obecny rząd zastał budżet w stanie kompletnej ruiny po nieodpowiedzialnych i opartych na (ujawnionych publicznie) kłamstwach rządach postkomunistycznej lewicy. W tej sytuacji zmiany w Banku Narodowym i przywrócenie sterowności instytucjom polityki gospodarczej państwa stało się oczywistym nakazem dobra publicznego i zdrowego rozsądku.

Związki Polski i Węgier to coś więcej niż sympatia; to instynktowna (mimo wszystkich różnic) więź oparta na poczuciu pokrewieństwa kultury i współzależności sytuacji geopolitycznej. Polska w dwudziestoleciu międzywojennym była związana politycznie z Francją i państwami koalicji antywęgierskiej, z Rumunią mieliśmy wojskowy sojusz. Mimo to jednak nasz kraj nie ratyfikował traktatu z Trianon. W okresie II wojny światowej Węgrzy mieli antysowiecki sojusz z Niemcami, mimo to nie tylko bardzo pomogli naszym wygnańcom, ale tolerowali wyjazdy naszych oficerów do wojska we Francji. Polska nie poszła ich śladem w czasie narodowego powstania 1956 roku – jednak – mimo komunistycznej tyranii – polskie społeczeństwo organizowało ogromną pomoc humanitarną dla ginących Węgier. Warto o tym pamiętać, bo Europa Środkowa to pojęcie nie tylko geograficzne, to fakt geopolityczny. Zmiany na Węgrzech to drogowskaz nadziei dla Polski.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.