Wstydliwa sprawa

Andrzej Grajewski

|

GN 04/2012

publikacja 26.01.2012 00:15

Dwadzieścia lat potrzebowała III RP, aby symbolicznie skazać jednego z autorów stanu wojennego, a i to nie było proste.

Wstydliwa sprawa PAP/Bartłomiej Zborowski

Osądzenia autorów stanu wojennego próbowali dokonać już posłowie Konfederacji Polski Niepodległej, którzy w grudniu 1991 r. złożyli wniosek o pociągnięcie do odpowiedzialności konstytucyjnej oraz karnej wszystkich członków Rady Państwa i wszystkich członków Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego. Nic jednak z tego nie wyszło. Wniosek trafił do sejmowej komisji odpowiedzialności konstytucyjnej i bez rozstrzygnięcia przeleżał tam do zakończenia kadencji Sejmu w 1993 r. Nowy Sejm, zdominowany przez partie postkomunistyczne, umorzył w 1996 r. postępowania w tej sprawie.

„Śmieszny” wniosek

Ludzie jednak nie zapomnieli. Gdy powstał IPN, wniosek o ściganie gen. Jaruzelskiego oraz jego wspólników złożyło Porozumienie Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie. Pod dokumentem podpisali się Jerzy Krusenstern i Stanisław Palczewski, którzy sformułowali zarzut, że wprowadzenie stanu wojennego miało charakter zamachu stanu, „którego jedynym i wyłącznym celem było ocalenie komunistycznej, zależnej od obcego mocarstwa, władzy w Polsce”. Wniosek z Krakowa, obśmiany w mediach przez uczonych jurystów oraz znaczną część klasy politycznej, nie znalazł początkowo uznania także w środowisku prokuratorów IPN. Przygotowano nawet wstępną decyzję o umorzeniu śledztwa w tej sprawie, którą na szczęście zakwestionował szef pionu śledczego prof. Witold Kulesza. On także podjął decyzję, aby sprawę jesienią 2004 r. przekazać z Warszawy do oddziałowej komisji śledczej w Katowicach. Jej naczelnik prokurator Ewa Koj bezzwłocznie nakazała wszczęcie śledztwa, które powierzyła prokuratorowi Piotrowi Piątkowi.

Lojalność wobec Moskwy

Akt oskarżenia powstał po ponad dwóch latach śledztwa. Liczył 150 stron, a dla jego uzasadnienia prok. Piątek zgromadził 50 tomów akt. Przygotowując się do postępowania, przestudiował setki dokumentów zgromadzonych w różnych archiwach, cywilnych i wojskowych w Polsce i za granicą Największe kłopoty miał w Centralnym Archiwum Wojskowym, gdyż okazało się, że archiwiści nie chcieli zdejmować klauzul tajności z dokumentów Układu Warszawskiego. Przełom nastąpił dopiero jesienią 2005 r. podczas spotkania prokuratorów IPN z min. Radosławem Sikorskim, wówczas ministrem obrony narodowej. Chodziło przede wszystkim o teczki z dokumentacją posiedzeń Komitetu Ministrów Obrony Układu Warszawskiego. Był to najważniejszy organ wojskowy Układu, którego zadaniem było ustalanie zakresu wspólnych przedsięwzięć wojskowych, a zwłaszcza zakresu ćwiczeń i manewrów sojuszniczych. Z tych dokumentów jasno wynikało, że żadna interwencja w Polsce w grudniu 1981 r. nie tylko nie była planowana, ale i nie była w jakikolwiek sposób rozważana. Minister Sikorski szybko podjął decyzję, aby ze wszystkich interesujących prokuratorów IPN dokumentów zdjęte zostały klauzule tajności. Warto jednak dodać, że jeden z uczestniczących w tym spotkaniu generałów, jak wspomina prokurator Piątek, do końca przekonywał ministra, aby tego nie robił. Jak argumentował, stronę polską rzekomo nadal wiązały zobowiązania, podjęte w czasie rozwiązywania Układu w lipcu 1991 r. Ważną rolę w przygotowaniu aktu oskarżenia odegrali naukowcy z katowickiego Biura Edukacji Publicznej, kierowanego przez dr. Adama Dziuroka. Pomagali odnajdywać potrzebne dokumenty oraz dokonywali ich oceny. Bardzo pomocne okazały się także dokumenty, które podczas kwerend w Pradze odnalazł dr Łukasz Kamiński, obecnie prezes IPN.

Sądowy ping-pong

Akt oskarżenia przeciw Wojciechowi Jaruzelskiemu i współdziałającym z nim funkcjonariuszom państwa komunistycznego, w tym przeciw trzem żyjącym wówczas członkom Rady Państwa, prokurator Piątek skierował do Sądu Rejonowego w Warszawie w połowie sierpnia 2007 r. Sąd jednak nie chciał podjąć tej sprawy. Skorzystał z tego, że w tym czasie zmieniały się przepisy, które stanowiły, że właściwym organem dla jej rozpoznania będzie Sąd Okręgowy, co zresztą prokuratorzy IPN od razu sugerowali. Po upływie trzech miesięcy Sąd Rejonowy mógł wreszcie z ulgą napisać, że rozpoznanie sprawy nie leży w jego kompetencjach. Trafia więc ona do Sądu Okręgowego, który także nie chce się nią zajmować i w październiku 2007 r. odsyła akta z powrotem Sądowi Rejonowemu. Korespondencja między sądami trwa pół roku. Wreszcie w styczniu 2008 r. decyzję podejmuje Sąd Apelacyjny, który wskazuje Sąd Okręgowy jako właściwy ze względu na zawiłość i wagę sprawy. Rozpoczyna się procedowanie, które momentami zamienia się w farsę. Okazuje się bowiem, że sędzia Ewa Jethon gotowa jest uwzględniać nawet najbardziej absurdalne wnioski oskarżonych, a było ich kilkaset. Między innymi dotyczą przesłuchania Margaret Thatcher, Michaiła Gorbaczowa, naczelnego dowódcy NATO gen. Alexandra Haiga bądź kanclerza Helmuta Schmidta. Wnioskowano przesłuchanie nie tylko osób bardzo znanych, ale i zupełnie nieznanych. Generał Florian Siwicki zażądał na przykład przesłuchania lekarza z czeskiej dywizji, która w grudniu 1981 r. stała w gotowości bojowej.

Punkt zwrotny

W połowie maja 2008 r. Sąd Okręgowy zwrócił IPN sprawę w celu usunięcia „istotnych braków”, m.in. przez dopuszczenie dowodu z opinii historyków oraz przeprowadzenie kwerend w archiwach Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Francji, Rosji oraz archiwum NATO. Był to postulat niewykonalny, gdyż wiadomo, że dokumenty istotne dla tej sprawy we wszystkich zagranicznych archiwach nie są udostępniane. Chroni je kilkunastoletnia klauzula zakazu udostępniania, ponadto część zasobów opatrzona jest gryfem tajności. Prokurator Piątek napisał zażalenie na tę decyzję do Sądu Apelacyjnego w Warszawie. Był to niewątpliwie punkt zwrotny procesu. Gdyby prokurator przegrał, nie byłoby możliwości kontynuacji tego postępowania. Jednak w czerwcu 2008 r. Sąd Apelacyjny pozytywnie rozpatrzył zażalenie i nakazał Sądowi Okręgowemu rozpoznanie sprawy. Dopiero we wrześniu 2008 r. zaczął się właściwy proces, co nie oznacza, że nie pojawiły się nowe problemy. Oskarżeni korzystali bowiem z prawa odmowy odpowiedzi na pytania oskarżyciela i wielokrotnie wykorzystywali salę sądową do rozwlekłych wywodów, rzadko tylko korespondujących z zarzucanymi im czynami. W mediach tymczasem organizowana była wielka kampania w obronie „staruszków”, których darmozjady z IPN chcą bezlitośnie posadzić za kraty. Także na sali sądowej nie było łatwo. Prokurator Piątek jest przekonany, że oskarżeni mieli poza salą kontakt ze świadkami, którzy składali najczęściej korzystne dla nich zeznania. Mieli okazję spotykać się z nimi m.in. na gruncie oficjalnym, chociażby w Klubie Generałów, który funkcjonował w MON, gdzie swobodnie widywali się i rozmawiali z dawnymi podwładnymi. Udało się nawet zabezpieczyć dla sądu pismo do świadka, w którym sugerowano mu konkretne odpowiedzi na pytania, jakie miały paść na sali sądowej. Mijały kolejne miesiące, część oskarżonych umarła, pogorszył się także stan zdrowia generałów Jaruzelskiego i Tuczapskiego. Ich sprawy sąd wyłączył z powodu złego stanu zdrowia obu oskarżonych. Tuczapski zmarł w 2009 r. jako oskarżony, natomiast proces gen. Jaruzelskiego został w 2011 r. zawieszony. Prawdziwy mózg wprowadzenia stanu wojennego nie zostanie już nigdy nawet symbolicznie osądzony.

Grupa przestępcza

W międzyczasie jednak zapada wyrok Trybunału Konstytucyjnego, w którym stwierdzono, że dekret z 12 grudnia 1981 r. jest niezgodny z art. 7 Konstytucji PRL oraz z art. 15 ust. 1 Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych, ratyfikowanego przez władze PRL w grudniu 1966 r. To wzmacnia pozycję oskarżyciela. Wreszcie w styczniu br. zapada wyrok, który stwierdza, że stan wojenny w Polsce wprowadziła nielegalnie grupa przestępcza, czyli potwierdza główny wywód aktu oskarżenia, sporządzonego przez prokuratora Piątka. Sędzia Jethon w ustnym orzeczeniu mówi, że generałowie Wojciech Jaruzelski, Czesław Kiszczak, Florian Siwicki i Tadeusz Tuczapski stanowili związek przestępczy o charakterze zbrojnym, który przygotował stan wojenny w 1981 r. i doprowadził do jego nielegalnego wprowadzenia. Z tej grupy skazany zostaje tylko gen. Czesław Kiszczak, choć wyrok otrzyma w zawieszeniu. Prokurator Piątek, który od 2008 r. jest naczelnikiem pionu śledczego IPN w Krakowie, ma świadomość, że wyrok, który zapadł w tej sprawie, ma znaczenie dla oceny naszej najnowszej historii. Podkreśla, że jest to sukces całego Instytutu, choć nie kryje, że były chwile, kiedy czuł się bardzo osamotniony. – Tylko rodzina i najbliżsi mają świadomość, jaką cenę zapłaciłem, występując w tym procesie – mówi. Ale nie ukrywa także satysfakcji z wyroku, jaki w nim zapadł. Przyznaje po prostu: „Warto było”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.