Co po Polsce bez Boga?

ks. Tomasz Jaklewicz

|

GN 04/2012

publikacja 26.01.2012 00:15

W czasach niewoli wołał: „Polski pijanej, ciemnej i próżniaczej nie potrzebujemy... Nam trzeba Polski prawdziwie chrześcijańskiej”. Jego pasją było wychowanie. Zapowiedział rodakom: „dacie światu wielkiego papieża”.

Co po Polsce bez Boga? Błogosławiony ks. Bronisław Markiewicz (1842–1912) Archiwum Wydawnictwa Michalineum

Wczytując się w życiorys i teksty błogosławionego ks. Bronisława Markiewicza, można zadziwić się aktualnością jego przesłania. Urodził się i umarł w Polsce okradzionej z własnego państwa. Uważał, że odzyskaniu niepodległości najlepiej służą praca nad duchowym i moralnym odnowieniem narodu oraz wychowanie i edukacja młodzieży. Pisał: „Potrzebujemy Polski oświeconej, pełnej miłości Boga i bliźniego. Nam trzeba Polski prawdziwie chrześcijańskiej. W Chrystusie musimy wszystko naprawić. Co nam po Polsce bez Boga?”. Na pytanie, z kim Polacy powinni zawrzeć sojusz, aby odzyskać suwerenność, odpowiadał: „Należy trzymać z Bogiem i Jego Kościołem, bo wszyscy inni zdradzą nas i opuszczą”.

Mija 109 lat od śmierci tego wybitnego duszpasterza dzieci i młodzieży, patrioty i społecznika. Trudnej sztuki wychowania uczył się u samego św. Jana Bosko. Założył nowe Zgromadzenie św. Michała Archanioła, choć nie doczekał się jego zatwierdzenia. Twórca miesięcznika „Powściągliwość i Praca”, prorok wyprzedzający swoją epokę, asceta i mistyk, publicysta o ciętym piórze, który zostawił po sobie 8 tysięcy stron. Bywał nierozumiany przez współpracowników i kościelnych przełożonych. Zarzucano mu, że nie wie, czego chce. On jednak konsekwentnie realizował swoje powołanie, w którym w jedno stapiały się trzy miłości: do Boga, do dzieci i młodzieży, i do Polski.

Jeśli istniejesz, Boże…

Bronisław Markiewicz przyszedł na świat w 1842 roku w Pruchniku k. Jarosławia, pod zaborem austriackim. Był szóstym z jedenaściorga dzieci Jana Markiewicza, burmistrza miasta, i Marianny Gryzieckiej. W domu otrzymał staranną formację religijną. W gimnazjum w Przemyślu przeżył kryzys wiary. Po latach wyznał, że modlił się wtedy: „Jeśli istniejesz, Boże, daj mi się poznać, a wszystko dla Ciebie gotowy jestem uczynić”.

Gdy osiągnął wiek dojrzały, wybuchło właśnie powstanie styczniowe. Bronisław chciał przedostać się do Kongresówki i przyłączyć do walki. 3  maja 1963 roku spotyka tajemniczego nieznajomego, który wypowiada przepowiednię o roli, którą ma do odegrania Polska. Markiewicz odczytuje w jego słowach także konkretną wskazówkę dla siebie. Decyduje się na kapłaństwo, przekonany, że w ten sposób ofiarowuje Polsce najpiękniejszą służbę. Wstępuje do seminarium duchownego w Przemyślu, a w 1867 roku zostaje księdzem. Przez sześć lat pracuje jako wikariusz, najpierw w Harcie, potem w katedrze w Przemyślu. Odkrywa w sobie żyłkę do pracy wychowawczej z dziećmi i młodzieżą. Jest przerażony biedą galicyjskiej wsi – nędzą materialną, pijaństwem, wysoką przestępczością. Pochłania go duszpasterstwo i katechizacja. W Przemyślu zostaje też kapelanem więzienia.

Przez dwa lata studiuje pedagogikę, filozofię i historię na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie i krótko na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Studiuje nie dla tytułów czy kariery, ale po to, by doskonalić swoje duszpasterstwo. Zostaje proboszczem w miejscowości Gać, a dwa lata później w Błażowej. Odwiedza dom po domu swoich parafian. Dba nie tylko o ich dusze, ale i o poprawę ich materialnej sytuacji. Uczy rolników nowych metod upraw, doradza zakładanie sadów, inicjuje założenie kasy pożyczkowej. W Błażowej zakłada najpierw spółkę tkaczy, a następnie otwiera szkołę tkacką. Widząc, jak epidemie dziesiątkują ludność, zakłada szpitalik epidemiologiczny. Do Bractwa Wstrzemięźliwości po jednym dniu jego rekolekcji wstępuje aż 600 osób.

Jego niezwykła aktywność zostaje zauważona i doceniona przez władze kościelne, które powierzają mu wykłady z teologii praktycznej dla kleryków w Przemyślu, a niedługo później mianują wychowawcą kleryków.

Spotkanie ze św. Janem Bosko

43-letni ks. Markiewicz, choć doceniony w diecezji i pełniący mnóstwo obowiązków, czuje, że jego powołaniem jest wychowanie młodych. Inspirują go docierające do Polski wieści o działalności ks. Jana Bosko. Za zgodą biskupa wyjeżdża do Turynu, gdzie wstępuje do zgromadzenia salezjanów. Śluby składa na ręce ks. Jana Bosko, który umiera parę miesięcy później. Markiewicz wraca do ojczyzny, planuje otwarcie domu salezjanów.


Zostaje proboszczem w wiosce Miejsce, która później z jego inicjatywy zmieniła nazwę na Miejsce Piastowe. Na plebanii tworzy schronisko dla sierot i opuszczonej młodzieży. Przyjmuje pierwszych kandydatów do zakonu. Okazuje się jednak, że wizja pracy wychowawczej ks. Markiewicza rozmija się z oczekiwaniami przełożonych. Konflikt kończy się odejściem Markiewicza z salezjanów. Postanawia wtedy założyć odrębne zgromadzenie, którego charyzmatem ma być wychowanie najuboższych, zgodnie z ideałem powściągliwości i pracy. Te dwa słowa stały się jego życiowym mottem, natchnieniem i programem działalności. Pisze: „Powściągliwość i praca jest jedyną deską ratunku dla Polski”; „Powściągliwość i praca rozwiążą kwestię socjalną nie tylko u nas, ale i na całym świecie”. Opracowuje statut Towarzystwa Powściągliwość i Praca i staje się na powrót księdzem diecezji przemyskiej. Kontynuuje jednak działalność wychowawczą w duchu ks. Bosko. Jest proboszczem i prowadzi rozrastający się zakład wychowawczy. Notuje: „Mam na głowie 400 osób bez żadnych funduszów, a chciałbym zebrać miliony dzieci opuszczonych ze wszystkich narodów i je za darmo żywić i ubierać na duszy i na ciele i wychowywać nie tylko na chrześcijan, ale na chrześcijan powściągliwych i pracowitych”. W lipcu 1898 roku zaczyna wydawać miesięcznik „Powściągliwość i Praca”. Do końca życia jest jego redaktorem, publicystą, dziennikarzem. W sierpniu 1903 roku otwiera nową placówkę wychowawczą w Pawlikowicach koło Krakowa, gdzie dom znalazło około 400 sierot.

Ksiądz Markiewicza nie opuszcza myśl o potrzebie utworzenia odrębnego zgromadzenia zakonnego. Zmienia patrona Towarzystwa i oddaje je pod opiekę św. Michała Archanioła. Ponownie prosi Rzym o zatwierdzenie nowego zgromadzenia. Ale znowu napotyka trudności. Nie znajduje zrozumienia u nowego biskupa przemyskiego, przyszłego świętego Sebastiana Pelczara (i święci nie potrafią się czasem dogadać!). Robi swoje, mimo piętrzących się trudności. Część kadry opuszcza go; w lipcu 1904 r. w pożarze ulega zniszczeniu pierwszy drewniany dom dla 100 chłopców. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Ksiądz Markiewicz wznosi nowe budynki, uczy wychowanków rzemiosła, w roku 1910 otwiera własną drukarnię, którą obsługują współpracownicy i wychowankowie.

Umiera 29 stycznia 1912 roku. Stolica Apostolska dopiero 9 lat później zatwierdza Zgromadzenie św. Michała Archanioła, a po 5 kolejnych latach jego gałąź żeńską. Proces beatyfikacyjny ruszył w 1958 roku i przebiegał tak jak  życie ks. Markiewicza, nie bez trudności. 19 czerwca 2005 roku na placu Piłsudskiego w Warszawie kard. Józef Glemp, prymas Polski, w imieniu papieża Benedykta XVI dokonał beatyfikacji ks. Bronisława Markiewicza, ks. Władysława Findysza i ks. Ignacego Kłopotowskiego.

Gdzie Boga nie ma, tam nic nie ma

Ksiądz Markiewicz był jednym z szeregu wybitnych duchownych czasów zaborów, którzy swoją świętością i wytrwałą pracą u podstaw przybliżali niepodległość. W jego pismach pobrzmiewa nuta mesjanistyczna. Wierzył w wielkość Polski, ale stawiał nie na jej zwycięstwa militarne, lecz duchowe. Kiedy dziś po ponad 100 latach czyta się te teksty, nabierają one aktualności w kontekście naszych współczesnych zmagań o kształt ojczyzny. „Bóg nas wybrał, abyśmy znowu ratowali ludzkość od nawału barbarzyństwa, już nie potężną prawicą bohaterów naszych, ale potęgą słowa, literatury i budującym przykładem życia chrześcijańskiego we wszystkich stosunkach i położeniach, gminie, powiecie, kraju, państwie, szkole i kościele”.

Ksiądz Markiewicz był przekonany, że największym zagrożeniem dla wolności Polaków nie są zaborcy, ale utrata chrześcijańskiej tożsamości. „Pamiętajmy na tę zasadę: Gdzie Boga nie ma, tam nic nie ma, a gdzie Bóg jest, tam jest wszystko... Dziękujmy więc Bogu wstając i kładąc się, że urodziliśmy się na łonie św. Kościoła katolickiego, i że mamy szczęście być prawdziwymi dziećmi Polski, która była i jest na wskroś katolicka”. „Nie mnogość wojska – dowodził – stanowi o losach ludzkości, ale przewodnie myśli nią rządzące. Narody starożytne oparte na milionowych armiach znikły z powierzchni ziemi bez śladu. To także czeka ustroje państw dzisiejszych opartych na takich samych zasadach. Tylko Bóg i nauka przez Boga objawiona dają podstawę niewzruszoną pod pokój międzynarodowy. Świetlana przyszłość Polski zależeć będzie od tego, czy Polacy na wzór przodków trzymać się będą wiernie zasad katolickich nie tylko w życiu prywatnym, ale i we wszystkich przedsięwzięciach publicznych”.

W niewielkiej książeczce pt. „Trzy słowa do starszych w narodzie polskim w stuletnią rocznicę rozbioru Ojczyzny” Markiewicz dokonuje narodowego rachunku sumienia. Padają mocne słowa: „Próżniactwo zapuściło u nas głęboko swe korzenie. Ta wada znajduje się także i u warstw wyższych. Tymczasem człowiek stworzony do pracy, a osobliwie Polak, który musi odrobić i za przodków z ostatniej doby, i za siebie”. U źródeł nieszczęść jest brak wiary i upadek moralności, przekonuje autor. Mobilizuje więc duchownych, by nie tracili czasu na życie towarzyskie lub prowadzenie gospodarstwa, ale zajmowali się katechezą i duszpasterstwem. Pyta z ironią: „Cóż poczniecie na Sądzie wy, co znacie owce swoje i krowy, a owieczek Chrystusowych nie znacie?”. Elitom świeckim przypomina: „Nie ma innego imienia, w którym ojczyzna nasza stać by się mogła szczęśliwa krom Chrystusa. On jest jedynym ratunkiem i źródłem mocy”.

Wiele stron poświęcił ks. Markiewicz sprawom szkolnictwa. Zwracał uwagę, że szkoła nie powinna być małym uniwersytetem, ale miejscem służącym wychowaniu i odnajdywaniu powołania. Pogański humanizm panujący w szkołach galicyjskich uważał za bardzo niebezpiecznego wroga zabijającego ducha. „W programie przeciwników Kościoła leży zagarnąć młodzież w swoje ręce. Dziś pracują nad tym w szkołach średnich, na uniwersytetach, a nawet w szkołach ludowych”, pisał.

Książeczka „Bój bezkrwawy” została opublikowana w 1908 roku. Autor relacjononuje w niej słowa, które usłyszał 3 maja  1863 r.  Chodziło o proroctwo, które zdecydowało o jego drodze życiowej. Treść proroctwa odnosi się do losu Polski, którą czekać miała wielka wojna, a potem walka o zachowanie wiary katolickiej. Przepowiednie kończą się słowami: „Najwyżej zaś Pan Bóg was wyniesie, kiedy dacie światu wielkiego papieża. Ufajcie przeto w Panu, bo dobry jest, miłosierny i nieskończenie sprawiedliwy”. Kiedy 10 czerwca 1997 roku Jan Paweł II zatrzymał się w Miejscu Piastowym, zobaczył te słowa wypisane na frontonie sanktuarium. Obecni wspominają, że popatrzył na napis, pokiwał głową i powiedział: – Znam, znam...

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.