Błąd czy kłamstwo?

Barbara Fedyszak-Radziejowska

|

GN 04/2012

publikacja 26.01.2012 00:15

Instytut Ekspertyz Sądowych im. Jana Sehna w Krakowie przedstawił wyniki analiz fonoskopijnych ostatnich 38 minut zapisu czarnych skrzynek Tu-154.

Barbara Fedyszak-Radziejowska Barbara Fedyszak-Radziejowska

Polscy prokuratorzy prowadzący śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej uznali tę ekspertyzę za decydującą. Co oznacza, że zarówno odczyty sporządzone przez Centralne Laboratorium Kryminalistyki Komendy Głównej, jak i przez MAK uznano za mniej wiarygodne.Tym samym należy przyjąć, iż wyniki prac polskiej i rosyjskiej Komisji powstały na podstawie nie do końca wiarygodnych materiałów. Oznacza to także, że straciły znaczenie te ustalenia obu komisji, w których odpowiedzialność za katastrofę samolotu przypisano naciskom wywieranym na załogę za pośrednictwem gen. A. Błasika oraz pilotom, którzy jakoby źle współpracowali ze sobą i źle odczytywali pomiary wysokości. Nie jestem fachowcem i nie zamierzam udawać, że jest inaczej, ale we wszystkich rzetelnych omówieniach raportu Instytutu powtarzają się dwie ważne informacje. Pierwsza, że czarne skrzynki nie zapisały głosu gen. A. Błasika, czyli w kabinie pilotów nie padły z ust dowódcy Sił Powietrznych słowa: „250 metrów”, „100 metrów” oraz „nic nie widać”. Piloci nie powiedzieli także słów, które przypisywano im w mediach. Nie witali dowódcy, nie bali się decyzji o odejściu, nie mówili nic o „debeściakach”. Okazało się też, że drugi pilot nie milczał zagadkowo, tylko profesjonalnie współpracował z pierwszym pilotem i nawigatorem, a załoga prawidłowo odczytywała dane na temat położenia samolotu i nie myliła wysokości barometrycznej z radiową. Także decyzję o „odejściu” podjęto prawidłowo, na wysokości 100 metrów. Jeśli tak, to wracamy do kluczowego pytania o przyczyny katastrofy smoleńskiej, ponieważ odpowiedź – mgła nad lotniskiem – nie wystarcza. Komentatorzy zareagowali na ekspertyzę krakowskiego IES bardzo szczególnie, prawdę mówiąc, dość infantylnie. Z jednej strony domagano się od ministra J. Millera przeprosin, z drugiej strony bagatelizowano znaczenie ustaleń krakowskich biegłych.

„Gazeta Polska” zażądała na pierwszej stronie tygodnika: „Przeproście ich!”, a rzecznik rządu III RP Paweł Graś oświadczył: „Nie ma znaczenia, czy w kokpicie tupolewa był generał Błasik, czy nie. To już nie przywróci życia tym, którzy w tej katastrofie zginęli”. Bardzo przepraszam, ale nie jesteśmy u cioci na imieninach i nie chodzi o nieumyślne rozmazanie czekoladowego tortu na białym obrusie. Co zmieni słowo „przepraszam” w ustach osób źle wywiązujących się z obowiązku ustalenia przyczyn katastrofy samolotu, w którym zginęli reprezentanci ich państwa z prezydentem kraju na czele? My, obywatele i podatnicy, płacimy im za profesjonalne i zgodne z polską racją stanu wypełnianie obowiązków. Mamy więc prawo oczekiwać, że ustrzegą się błędów, ale też chcemy wiedzieć, czy popełniono je z powodu niekompetencji, czy z powodu przekonania, że można je bezkarnie popełnić. Raport Komisji J. Millera już nie przekonuje. Dlaczego więc premier rządu nie uważa za konieczne powołanie nowej, bardziej profesjonalnej i bardziej wiarygodnej komisji? Słowo „przepraszam” nabierze sensu, gdy polscy prokuratorzy i eksperci zrobią absolutnie wszystko, co do nich należy, i to zgodnie z wymaganiami prawa, wiedzy naukowej, kodeksu etycznego oraz polskiej racji stanu. Dopiero wtedy ich „przepraszam” zabrzmi przekonująco. Najbardziej reprezentatywnym przedstawicielem komentatorów po „drugiej stronie” jest rzecznik rządu Paweł Graś, który zadeklarował bezsilność w kwestii przywracania życia zmarłym. Domyślam się, że nie ma najlepszego zdania o źle wykształconych członkach smoleńskiej sekty, odzianych w moherowe berety, ale zapewniam go, że oni też znają tę słabość rządu D. Tuska i nie oczekują od niego rzeczy niemożliwych.

Spodziewają się tylko tego, co możliwe, czyli prowadzenia spraw polskiego państwa zgodnie z polską racją stanu. Jeśli ustalenia wszystkich powołanych komisji, ekspertów, prokuratorów i biegłych nie są dla rządu ważne, „bo nie przywrócą życia tym, którzy zginęli”, to po co wydajemy – w czasach kryzysu – pieniądze na te prace, na loty do Moskwy i Smoleńska, na tłumaczenia niekoniecznie wartościowych, rosyjskich dokumentów? Nie wiem, czy stanowisko rzecznika rządu wyraża poglądy D. Tuska. Jeśli tak, to jakie cele postawiono przed Komisją J. Millera i zespołem prokuratorów śledczych? Bo przecież nie przywrócenie życia tragicznie zmarłym. Jeśli właśnie ujawnione nowe fakty nie mają dla rządu RP żadnego znaczenia, to jaki jest sens pracy wszystkich tych komisji i zespołów? Czy mają ustalić prawdę, czy tylko taką prawdę, która uwolni żyjących od odpowiedzialności? Dopiero dzisiaj, za rządów D. Tuska zrozumiałam wagę słów Jana Pawła II o wolności i prawdzie: „Człowiek jest wolny (...) także dlatego, żeby mówić nieprawdę, ale nie jest naprawdę wolny, jeśli nie mówi prawdy.(...) zachłystujemy się wolnością słowa, której przedtem nam odmawiano, ale zapominamy, że nie ma prawdziwej wolności bez prawdy. Poza prawdą wolność (...) jest pozorem. Jest nawet zniewoleniem” [Olsztyn, 1991]. W wolnym kraju wolno kłamać. Ale gdy kłamstwo służy ukryciu prawdy o błędach, przestępstwach czy zbrodniach, to jego cena jest bardzo, bardzo wysoka. Płacimy ją nie tylko w złotówkach. Płacimy za nie także naszą wolnością.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.