Komunistyczne piekło Korei Północnej

Maciej Wilkosz, Prezes Stowarzyszenia „Głos Prześladowanych Chrześcijan”

publikacja 24.01.2012 10:13

Obrazy obywateli Korei Północnej płaczących spazmatycznie po śmierci „Drogiego Wodza” Kim Dzong Ila zaszokowały świat. Zadawano sobie pytania, czy te łzy były szczere, czy też była to jedna wielka inscenizacja dla celów propagandowych? Kolejna farsa w wydaniu bezwzględnego reżimu. Dzisiaj już wiadomo: płakać musiał każdy.

Komunistyczne piekło Korei Północnej Kim Dzong Un, syn i następca zmarłego północnokoreańskiego przywódcy Kim Dzong Ila "sprawdza zaopatrzenie" wojskowej jadłodajni podczas inspekcji armii 19 stycznia. PAP/EPA/KCNA

Ci, którzy nie okazywali swojego żalu wystarczająco wylewnie, są obecnie skazywani na pół roku pobytu w obozie pracy, gdzie będą poniżani, bici i głodzeni. Nowy przywódca narodu, Kim Dzong Un, musi pokazać, że potrafi rządzić równie twardą i bezwzględną ręką jak jego ojciec i dziad. Dynastia Kimów, władająca Koreą Północną nieprzerwanie od 1948 r., nie może sobie pozwolić na jakiekolwiek przejawy niesubordynacji.

Gdy byłem w Korei Południowej, gdzie miałem okazję spotkać się z północnokoreańskimi uchodźcami, wybraliśmy się wspólnie na wycieczkę do strefy zdemilitaryzowanej, która od czasu zakończenia wojny koreańskiej w 1953 r. oddziela obydwie Koree, pozostające wciąż formalnie w stanie wojny. Jest to najpilniej strzeżona granica na świecie. Nie ma przejść granicznych. Poza nielicznymi wyjątkami, służącymi głównie celom propagandowym, nikt nigdy jej nie przekroczył. Z niektórych miejsc można dostrzec malownicze wzgórza po stronie północnokoreańskiej. Są niemal na wyciągnięcie ręki, tyle że przed nimi rozciąga się czterokilometrowy pas ziemi, poprzecinanej ogrodzeniami z drutu kolczastego, polami minowymi i innymi umocnieniami. Panuje tu zaskakujący spokój.

Nagle jeden z naszych północnokoreańskich przyjaciół rzewnie się rozpłakał. Wiele lat wcześniej uciekł z Korei Północnej do Chin. Został aresztowany i spędził kilka lat w chińskim więzieniu. W końcu udało mu się przedostać do Korei Południowej. Stracił jednak wszelki kontakt z bliskimi i nie ma pojęcia, czy jeszcze żyją. Niewykluczone, że dogorywają w jednym z wielu potężnych obozów koncentracyjnych, gdzie wszyscy podejrzani o brak pełnej lojalności wobec reżimu są zsyłani całymi rodzinami – często na zawsze.

Płakał długo… Takie łzy są zabronione w Korei Północnej. Za nie skazuje się na śmierć!

Maurizio Giuliano, dziennikarz i brytyjsko-włoski ekspert do spraw polityki, napisał: „Odwiedziłem wszystkie byłe i obecne państwa autorytarne na tej planecie i wydawało mi się, że naprawdę widziałem już wszystko. Byłem  świadkiem różnych form kontroli i nadużyć na Kubie pod rządami Castro i w Albanii za Hoxha, w komunistycznych Chinach i Wietnamie. Żadnej z tych wizyt nie można porównać do tego, co zobaczyłem w Korei Północnej, gdzie oznaki represji i izolacji są tak wyraźne, że bezustannie wywoływały u mnie dreszcze”.[1]

Mieszkańcy Korei Północnej są pozbawieni wszelkiego dostępu do niezależnych lub zagranicznych źródeł informacji. Odbiorniki radiowe i telewizyjne są fabrycznie nastawione na odbiór wyłącznie propagandowych stacji państwowych. Kontrolowany jest każdy aspekt życia, donosicielstwo jest powszechnym obowiązkiem, a na podróż po kraju należy uzyskać specjalne zezwolenie.

Cały system polityczny i gospodarczy Korei Północnej, włącznie z życiem codziennym, jest podporządkowany ideologii Dżucze, która łączy w sobie elementy marksizmu,  konfucjanizmu i chrześcijaństwa, i miała doprowadzić kraj do rozkwitu. W praktyce posiada ona wszelkie znamiona religii. Jej centrum stanowi stalinowski kult jednostki. Założyciel Korei Północnej i „Ojciec Narodu”, Kim Ir Sen, został po swojej śmierci uznany za Wiecznego Prezydenta Korei Północnej i wciąż pozostaje oficjalnie głową państwa, a obywatelom wpaja się przekonanie, że nadal czuwa nad nimi. Wszystko, co posiadają – mieszkanie, pożywienie, ubrania – zawdzięczają wyłącznie jemu. Podobną czcią obdarza się zmarłego niedawno jego syna, Kim Dzong Ila, a także rządzącego obecnie krajem jego wnuka, Kim Dzong Una. Obywatele są zobowiązani pod karą śmierci do okazywania im bezwzględnego posłuszeństwa i szerzenia ich rewolucyjnych idei. Co tydzień wszyscy obowiązkowo uczestniczą w spotkaniach propagandowych, w czasie których śpiewają pieśni pochwalne ku czci swoich wielkich wodzów. Stworzono też liczne miejsca kultu, w tym trzydziestometrowy wykonany z brązu pomnik Kim Ir Sena, a portrety „Wodzów Narodu” muszą wisieć w każdym domu.

Raj, jaki dynastia Kimów obiecywała stworzyć swoim poddanym, okazał się prawdziwym piekłem na ziemi. W latach 90. XX w. z głodu zmarło ponad milion mieszkańców Korei Północnej, podczas gdy elity władzy opływały w dostatki, a Kim Dzong Il budował sobie luksusowe rezydencje i utrzymywał w gotowości bojowej ponad milionową armię. Natomiast w rozległej sieci więzień i obozów pracy zamęczono dotychczas na śmierć setki tysięcy osób.

Zdesperowani mieszkańcy Korei Północnej od kilkunastu lat masowo uciekają z kraju przed represjami, nędzą i widmem głodu. Trzysta pięćdziesiąt tysięcy z nich przebywa nielegalnie w Chinach. Władze chińskie odmawiają im jednak wszelkich praw i często odsyłają z powrotem do Korei Północnej, gdzie czeka ich surowa kara. Dwudziestu tysiącom udało się dotrzeć do Korei Południowej. Lata indoktrynacji poczyniły jednak prawdziwe spustoszenie w ich psychice i wielu z nich ma ogromne problemy z asymilacją w nowym środowisku. Nie pomaga im również protekcjonalny stosunek, jaki ma wobec nich społeczeństwo południowokoreańskie. Postawa taka jest niestety nieobca także niektórym tamtejszym kościołom, które dla nawróconych Koreańczyków z Północy tworzą odrębne zgromadzenia.

Szczególnie zajadłą wojnę reżim Kimów wydał chrześcijaństwu. Pjongjang, obecna stolica Korei Północnej, był kiedyś nazywany „Jerozolimą Wschodu” z powodu wielkiego duchowego przebudzenia, jakie na początku XX w. rozlało się z  tego miasta na całą Koreę. Po zakończeniu wojny koreańskiej na terenie Korei Północnej pozostało około trzystu tysięcy wyznawców Chrystusa. W ciągu kolejnych dwudziestu lat niemal wszyscy zostali wymordowani, a nieliczni, którzy pozostali, nie mogli w ogóle ujawniać swojej wiary. W Pjongjangu istnieją obecnie cztery pokazowe kościoły – jedyne w całym kraju – w których nabożeństwa są odprawiane na użytek zagranicznych gości. W praktyce bowiem wszelkie formy działalności chrześcijańskiej, w tym posiadanie Biblii i osobista modlitwa, są surowo zakazane i karane ciężkim więzieniem, a często nawet śmiercią.

Jednak począwszy od lat 90. XX w. ewangelia ponownie zaczęła docierać do Korei Północnej, głównie za sprawą samych Koreańczyków z Północy, którzy po swojej ucieczce do Chin nawrócili się do Chrystusa i postanowili powrócić do ojczyzny, by głosić ewangelię swoim bliskim i przyjaciołom. Wielu z nich zapłaciło za to najwyższą cenę. Ulotki z treścią ewangeliczną są także wysyłane do Korei Północnej drogą powietrzną – w balonach napełnianych wodorem. Szacuje się, że pod rządami dynastii Kimów żyje obecnie sto tysięcy chrześcijan. Muszą jednak wyznawać swoją wiarę w całkowitej tajemnicy, a około jedna trzecia z nich przebywa w straszliwych warunkach w więzieniach i obozach pracy.

Reżim północnokoreański wszedł ostatnio w posiadanie broni nuklearnej i zręcznie szantażuje nią świat. Przyszłość jest nieprzewidywalna. Kościoły południowokoreańskie modlą się jednak żarliwie, by nie doszło do kolejnej wojny i przygotowują się na zjednoczenie Korei, aby zanieść ewangelię uciśnionej Północy. Kościół północnokoreański za cenę ogromnych cierpień pozostaje wierny Chrystusowi i przyprowadza do wiary kolejnych swoich rodaków. Toczy się prawdziwa walka o przyszłość tego regionu świata – walka, w której nikt z nas nie powinien pozostać obojętny.

Strona Głosu Prześladowanych Chrześcijan: http://gpch.pl/



[1] Cyt. za: Korea Północna za zasłoną, red. prof. A. Rzepiński, Helsińska Fundacja Praw Człowieka Warszawa 2004, s. 59.