"Costa Concordia" jak w Apokalipsie

KAI/PAP/kab

publikacja 22.01.2012 17:14

Do Apokalipsy porównał to, co działo się przed tygodniem na pokładzie włoskiego statku pasażerskiego "Costa Concordia", który rozbił się w pobliżu wyspy Giglio w Toskanii, kapelan jednostki ksiądz Raffaele Malera.

"Costa Concordia" jak w Apokalipsie Figurka Madonny wydobyta z wraku "Costa Concordia"; 21.01.2012 MASSIMO PERCOSSI/PAP/EPA

"Pływam od dwudziestu lat i od razu zdałem sobie sprawę z powagi sytuacji" - powiedział włoski kapłan w rozmowie z publiczną telewizją RAI.

Przyznał, że po ogłoszeniu po raz trzeci apelu o opuszczenie statku, wiele osób kierowało się niestety zasadą "mors tua - vita mea" [twoja śmierć - moje życie], a on słyszał na własne uszy uwagi w rodzaju: “niepełnosprawni mogą poczekać”.

Ks. Raffaele opowiedział też, że nazajutrz po katastrofie spotkał kapitana Francesco Schettino, aresztowanego wkrótce potem pod zarzutem nieumyślnego spowodowania śmierci i opuszczenia statku przed końcem ewakuacji.

"Spojrzeliśmy na siebie i padliśmy sobie w ramiona. Kapitan płakał i powiedział kilka słów. To człowiek rozbity. Popełnił błąd, ale i jego boli serce. Szanuję go i podziwiam” - oświadczył kapelan.

W niedzielę w godzinach popołudniowych ratownicy odnaleźli ciało kobiety - 13. ofiary - w zatopionej części włoskiego wycieczkowca. Według informacji podanych wcześniej w niedzielę przez szefa włoskiej Obrony Cywilnej Franco Gabriellego, dotychczas zidentyfikowano osiem ofiar śmiertelnych: czterech obywateli Francji oraz Włocha, Węgra, Niemca i Hiszpana.

Sztab koordynujący akcję ratunkową przyznał, że trudno ustalić pełną listę zaginionych, ponieważ wiele wskazuje na to, iż na pokładzie były osoby, których obecności nigdzie nie zarejestrowano. Takie podejrzenia dotyczą na przykład kobiety, której zwłoki znaleziono w sobotę. Nie figurowała ona na żadnej liście.

Szacuje się, że wciąż poszukiwanych jest około 20 osób. Ale podanie dokładnych danych utrudnia, po raz kolejny od początku akcji ratunkowej, brak jasności co do tego, ile dokładnie osób znajdowało się na statku, który 13 stycznia uderzył w skałę u wybrzeży wyspy Giglio w Toskanii.

Według informacji podanych przez szefa Obrony Cywilnej zidentyfikowano dotychczas 8 z 13 ofiar śmiertelnych katastrofy - 4 obywateli Francji, Włocha, Węgra, Niemca i Hiszpana.

Obecnie - poinformował sztab akcji ratunkowej - poszukiwania ludzi koncentrują się w rejonie restauracji na czwartym poziomie wycieczkowca.

Dziennik "La Stampa" zwraca uwagę na nowy wątek w badaniu okoliczności tragedii morskiej i sugeruje, że wokół tego, co się stało, panowała zmowa milczenia, która opóźniła ewakuację i mogła przesądzić o bilansie ofiar. Nowe światło na wydarzenia na pokładzie w pierwszej godzinie po uderzeniu o skały rzuca przytoczona przez gazetę relacja funkcjonariuszy Gwardii Finansowej, którzy pierwsi podpłynęli statkiem ratunkowym do Concordii.

Jak wynika z ich opisu, na pokładzie panowała kompletna cisza. Przez głośniki nie nadawano żadnych komunikatów. Patrol zaś wzywał bezskutecznie przez megafon kapitana i członków załogi. Przestraszeni ludzie stali przy balustradzie.

Gazeta podkreśla, że w śledztwie należy wyjaśnić, dlaczego kapitan Francesco Schettino i jego załoga nie reagowali. Być może w relacji Gwardii Finansowej znajduje się klucz do odpowiedzi na zasadnicze pytanie o przyczyny tego, że przez kilkadziesiąt minut nie ogłaszano alarmu i ewakuacji - zastanawia się dziennik.

"La Stampa" zauważa, że kilka minut przed przybyciem jednostki patrolowej kapitanat pobliskiego portu w Livorno skontaktował się z przedstawicielem załogi, który cztery razy zapewnił go, że doszło jedynie do awarii prądu.

Co było przyczyną tej absolutnej zmowy milczenia? - zastanawia się turyński dziennik. Zwraca uwagę, że kapitan Schettino nieco wcześniej zadzwonił do sztabu operacyjnego armatora, Costa Crociere, informując dyżurnego o tym, że "napytał biedy". "Mówię prawdę" - powiedział.

Dlaczego jednak nie powiedział tej prawdy straży przybrzeżnej i Gwardii Finansowej? - pyta "La Stampa". Ujawnia następnie, że prowadzący śledztwo podejrzewają, iż kapitan otrzymał precyzyjne dyspozycje, zabraniające mu informowania innych o rozgrywającej się tragedii. Czy wydał je armator, czy tylko dyżurny sztabu? - odpowiedź na to pytanie musi przynieść dochodzenie.

Przedmiotem postępowania jest także to, dlaczego kupiony za 320 mln euro system alarmowy kontroli ruchu na morzu w kapitanatach nie poinformował o awarii Concordii. 20 minut po tym, jak statek wpadł na skałę, urządzenia te wskazywały, że odbywa się "normalny ruch na morzu".

W niedzielę media poinformowały również powołując się na śledczych, że czarna skrzynka statku Costa Concordia jest zepsuta i nie będzie można z niej odczytać żadnych danych. Okazuje się, że urządzenie uległo awarii jeszcze 15 dni przed katastrofą z 13 stycznia i załoga prosiła o jego naprawienie.

Zagadka czarnej skrzynki to kolejna niewiadoma, która komplikuje postępowanie wyjaśniające okoliczności tragedii na Morzu Tyrreńskim u wybrzeży wyspy Giglio, gdzie Costa Concordia z 4200 osobami na pokładzie uderzyła o skały.

Prokuratura poszukuje również osobistego komputera kapitana statku Francesco Schettino i stara się ustalić tożsamość kobiety, która według zeznań świadków wynosiła komputer z wycieczkowca. (PAP)