Nowe wątki dot. Costa Concordia

PAP/KAI/kab

publikacja 19.01.2012 18:16

Sześć dni po katastrofie w centrum dyskusji na temat jej okoliczności pojawił się całkowicie nowy wątek.

Nowe wątki dot. Costa Concordia Żadnych rezultatów nie przyniosły w czwartek poszukiwania ludzi we wraku włoskiego statku Costa Concordia UFFICIO STAMPA GRUPPO CARABINIERI SUBAQUEI/PAP/EPA

Żadnych rezultatów nie przyniosły w czwartek poszukiwania ludzi we wraku włoskiego statku Costa Concordia, który częściowo zatopiony leży u wybrzeży wyspy Giglio w Toskanii po katastrofie z 13 stycznia.Dotychczasowy bilans to 11 zabitych i 21 poszukiwanych. W czwartek zidentyfikowano znalezione we wtorek zwłoki dwojga pasażerów z Francji.

Sześć dni po katastrofie w centrum dyskusji na temat jej okoliczności pojawił się całkowicie nowy wątek. Jest nim obecność młodej kobiety z Mołdawii, która w chwili uderzenia statku o skały była z kapitanem Francesco Schettino na mostku kapitańskim. Pojawiają się sprzeczne informacje o tym, czy była ona zarejestrowana jako uczestniczka rejsu, czy też nie. Włoskie media podkreślają: brakowało jeszcze tylko femme fatale, by uzupełnić i tak już wystarczająco surrealistyczny i dramatyczny obraz tego, co działo się na statku Concordia.

Ujawniono fragmenty zeznań kapitana Schettino, który opowiedział, że kiedy w piątkowy wieczór wykonywał tragicznie - jak się potem okazało - zakończony manewr, na mostku stała młoda Mołdawianka. Ona również przyznała w wywiadzie telewizyjnym, że była wtedy z kapitanem. Podziwiała piękne widoki. Jej status na pokładzie nie jest jasny, choć sama kobieta powiedziała w telewizji, że była członkiem załogi. Z kolei armator zapewnia, że miała bilet. Tymczasem na jaw wyszło, że nie ma jej na liście pasażerów, a jej obecność na pokładzie nie była zarejestrowana. To zaś oprócz dyskusji na temat jej obecności u boku kapitana w chwili wykonywania manewru kluczowego dla wypadku wywołało debatę na temat przebywania na pokładzie dodatkowych osób czy wręcz "pasażerów na czarno".

Przypomina się, że o tajemniczej młodej kobiecie w towarzystwie kapitana mówili od początku niektórzy pasażerowie. Nie wyklucza się, że właśnie ta sprawa może przyczynić się do wyjaśnienia niezrozumiałej lekkomyślności czy też, jak przyznaje prokuratura, rozproszenia uwagi Francesco Schettino, który wprowadził gigantyczny statek na skały tuż przy brzegu wyspy Giglio.

W czwartek pogorszyły się warunki pogodowe w rejonie, gdzie leży statek, a na piątek zapowiadany jest dość silny wiatr, co może jeszcze bardziej utrudnić akcję poszukiwań we wraku. Eksperci zapewniają, że na razie nie grozi mu dalsze przesunięcie, które mogłoby spowodować jego zatopienie w pobliskiej głębinie.

Armator statku Costa Crociere poinformował w czwartek o tym, że postanowił zawiesić w prawach pracownika kapitana, osadzonego w areszcie domowym. Firma wyjaśniła, że nie będzie świadkiem jego obrony i złożyła wniosek o przyznanie jej statusu poszkodowanego w przyszłym procesie. W obronie kapitana stanął katolicki dziennik "Avvenire", protestując przeciwko jego "ukamienowaniu". Włoska gazeta uznała, że "wyżywanie się" na Schettino i jego "proces medialny" są "nie do zniesienia".

Tymczasem kapelan statku Costa Concordia ks. Rafaelle Mallena, pochwalił poświęcenie załogi podczas katastrofy u wybrzeży wyspy Giglio. Podziękował też jej mieszkańcom za pomoc, jakiej udzielili rozbitkom. 70-letni duchowny znał dobrze statek, szybko więc zorientował się, że dzieje się coś niedobrego. Poszedł więc do kaplicy, by się modlić. Czterdzieści minut później alarm wezwał pasażerów do opuszczenia statku. - To są chwile wielkiej paniki. Załoga nie wszczęła od razu alarmu. Musiała zbadać przyczynę wyłączenia prądu w maszynowni. Ale było już za późno. Po dwudziestu minutach wszystko było zalane wodą. Nie można już było nic zrobić - opowiadał ks. Mallena w Radiu Watykańskim nazajutrz po katastrofie.

Kapelan szybko spożył Najświętszy Sakrament. Zabrał też klucz do sejfu, w którym przechowywał pieniądze i przedmioty wartościowe, które zwyczajowo powierzała mu na przechowanie załoga na czas rejsu. Wychodząc zaczął zachęcać pasażerów do opuszczenia pokładu, pomógł m.in. małej dziewczynce odnaleźć matkę i skierował je na dziób statku, gdzie zajęła się nimi załoga. W końcu sam został przez nią skierowany na szalupę, aby opuścił tonący już statek. Zaprzeczył jednocześnie plotkom o nieprzygotowaniu załogi, jakie pojawiły się po zatonięciu Costii Concordii. – Bałagan, jaki panował na statku nie był spowodowany przez załogę, lecz był wynikiem paniki, jaka ogarnęła pasażerów. Załoga się uwijała, nieprawdą jest, że była bierna – zaprzeczył duchowny. Wyraził także wdzięczność mieszkańcom wyspy Giglio, ma której schronili się pasażerowie. Przyjęli rozbitków w kościele, w hotelach, dali im jedzenie i koce. – Powinniśmy mieszkańcom wyspy postawić pomnik – proponuje ks. Mallena.

Wciąż ma on klucz do sejfu i deklaruje, że jak tylko będzie miał do niego dostęp, zwróci załodze znajdujące się w nim przedmioty.