Wymowa słowa

Franciszek Kucharczak

|

GN 03/2012

publikacja 19.01.2012 10:30

Narzucone myślenie zaczyna się od używania narzuconych słów.

Wymowa słowa

W poprzednim „Gościu” ukazał się wywiad pt. „Zabawa w Boga”. „Proszę zwrócić uwagę, że na początku mówiono o in vitro jako o »technice sztucznej reprodukcji«. Dziś nawet jej zwolennicy boją się słowa »produkcja« i mówią o »technikach leczenia bezpłodności«” – mówi tam ks. dr hab. Antoni Bartoszek.

To ważna uwaga. Znaczenie słów jest poddawane bezustannej obróbce. Kiedy w 1993 roku Sejm zajmował się projektem ustawy o „ochronie prawnej dziecka poczętego”, wyszła mu z tego ustawa o „ochronie płodu ludzkiego”. Zmiana niepozorna, a jakie skutki! To jedno słowo „płód” wielu ludziom załatwiło grób. A nawet nie grób, lecz utylizację. Bo dziecko poczęte to człowiek, płód – niekoniecznie. Posłowie nie mogliby zgodzić się na możliwość „usunięcia” dziecka, na usunięcie płodu – a jakże. Dziecko jest człowiekiem tak samo jak młodzieniec albo starzec. A płód? Płód jest najwyżej „potencjałem na człowieka” – jak raczył się wyrazić ojciec metody in vitro w Polsce prof. Szamatowicz. Dziecka nie można trzymać w lodówce – „potencjał” można. Dziecka nie można wylać do ścieków – „potencjał” można.

Trzeba uważać na słowa, bo zgadzając się na narzuconą terminologię i stosując ją, sami zaczynamy nasiąkać zawartą w niej manipulacją. Przykładowo o prawie, które chroniłoby ludzkie życie od urodzenia do naturalnej śmierci, mówi się „restrykcyjne”. O tych, co dążą do ustanowienia takiego prawa, mówi się, że chcą „zaostrzyć prawo”. A przecież właśnie prawo, które pozwala wykonywać wyroki śmierci na niewinnych, jest skrajnie ostre i trzeba je złagodzić. Czy „restrykcyjność” prawa wzrasta wraz z liczbą ocalonych dzieci?

Kolejna manipulacja tkwi w terminie „orientacje seksualne” na określenie zarówno zdrowych skłonności seksualnych, jak i zaburzeń tych skłonności. Nawet w środowisku kościelnym używa się tego słowa, bo ono robi wrażenie podejścia „z szacunkiem”. Ale to szacunek dla zła. Słowo „orientacje” wymyślono po to, żeby wsączyć w mózgi komunikat, że to wszystko jedno, z kim kto żyje, jak i po co. Jeden orientuje się tak, inny siak, a wszystko to jest tyle samo warte i tak samo dobre. W ten sposób status orientacji zyskały dezorientacje, za tym zaś konsekwentnie poszło pytanie: „W czym gorszy jest związek homoseksualny od heteroseksualnego i czemu ten pierwszy nie może być małżeństwem?”. No bo skoro każdy ma jakąś orientację, to nie ma powodu, żeby jednemu pozwolić, a innemu nie.

A przy okazji: „heteroseksualizm” to kolejne słowo, które społeczeństwo łyknęło gładko jak rząd raport MAK. Przyjęto, że jak jeden jest hetero-, tak inny jest homo-, a jeszcze inny bi- czy trans-. Tymczasem wszyscy ludzie są heteroseksualistami, a tylko niektórzy spośród nich mają zaburzenia homoseksualne. Defekt nie sprawia, że jego posiadacze stają się nową kategorią ludzi, podobnie jak człowiek bez nogi nie staje się jednonożcem.

Jezus powiedział: „Z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu” (Mt 12,36). Jeśli nawet słowo bezużyteczne jest złe, to co powiedzieć o szkodliwym?

Wanda, co jawności nie chciała

Wanda Nowicka, która jest na liście płac przemysłu aborcyjnego, postanowiła chyba wybrnąć z dołu, w który wpadła, kopiąc go pod Joanną Najfeld. W tym celu złożyła apelację od przegranego procesu, który ujawnił jej powiązania z biznesem aborcyjnym. Powiązania te zrodziły podejrzenie, że Nowicka jako wicemarszałek Sejmu może być nielegalną lobbystką na rzecz koncernów farmaceutycznych i firm zaangażowanych w przemysł aborcyjny. Zgłoszenie o tym złożyła Fundacja Pro, prokuratura jednak odmówiła zajęcia się tą sprawą. Na razie to nie Nowicka będzie sądzona, lecz znów Joanna Najfeld. Rozprawa odwoławcza odbędzie się 30 stycznia w Warszawie. Obecna wicemarszałek Sejmu nie zdecydowała się odtajnić sprawy, której przebieg był utajniony. Co ciekawe, utajniona – również z woli Nowickiej – będzie także rozprawa apelacyjna. A dlaczego? Przecież zawsze stawiała na transparentność. Logiczne odpowiedzi nasuwają się dwie. Pierwsza: Nowicka apeluje dla zrobienia wrażenia, że w sprawie biznesu aborcyjnego nie całkiem poległa, utajnia zaś dla ukrycia faktu, że całkiem poległa. Druga: Nowicka nie chce, żeby poraził nas blask jej niewinności.  

O matki!

Dwie amerykańskie lesbijki załatwiły sobie dziecko z in vitro. Jedna była dawczynią komórki jajowej, drugiej wszczepiono zarodek. Ponieważ „związek partnerski” rozpadł się, każda z pań wniosła do sądu o uznanie, że to ona jest prawdziwą matką dziecka. Jak podaje serwis HLI, spór ten podzielił środowisko sądownicze stanu Floryda. Sędziowie, stosując łamańce logiczne, przyznawali macierzyństwo raz jednej, raz drugiej. Ostatecznie Sąd Apelacyjny przyznał prawa rodzicielskie obu kobietom. Tak więc według prawa dziewczynka ma dwie mamy i zero ojca. W naturze to niemożliwe, ale prawo już dawno przestało być naturalne. 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.