Przybył działał bezprawnie

PAP

publikacja 11.01.2012 15:23

Poznański prokurator wojskowy, żądając wglądu w esemesy bez zgody sądu, działał w sposób nieuprawniony - głosi analiza śledztwa "przeciekowego" wykonana w Prokuraturze Apelacyjnej w Warszawie.

Przybył działał bezprawnie Płk Mikołaj Przybył PAP/Marek Zakrzewski

Wykonanie analizy prawidłowości działania Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Poznaniu badającej przecieki ze śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej, zlecił prokurator generalny Andrzej Seremet. Wcześniej prasa donosiła, że poznański prokurator wojskowy złamał prawo, żądając bez zgody sądu wglądu w treść esemesów, jakie mieli do siebie wysyłać prokurator Marek Pasionek i dziennikarze Maciej Duda z TVN24 oraz Cezary Gmyz z "Rzeczpospolitej".

Płk Mikołaj Przybył z Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Poznaniu przekonywał, że nie złamał prawa; w poniedziałek postrzelił się w przerwie zwołanej przez siebie konferencji prasowej, na której w emocjonalny sposób odnosił się do medialnych zarzutów. Szef Naczelnej Prokuratury Wojskowej gen. Krzysztof Parulski twierdził, że cywilna prokuratura nie powinna oceniać wojskowej, szczególnie jeśli kwestionowane decyzje prokuratora można jeszcze zmienić. Rzecznik Seremeta odpowiadał, że prokurator generalny ma prawo zarządzać takie kontrole, a niezależnie od tego przypomniał, że to sama WPO w Poznaniu przekazała śledztwo cywilnej prokuraturze w Warszawie, którą nadzoruje właśnie stołeczna prokuratura apelacyjna.

Z analizy, którą poznał dziennikarz PAP wynika, że poznański prokurator wydał łącznie 15 postanowień o zwolnieniu z tajemnicy telekomunikacyjnej i żądał billingów oraz treści esemesów m.in. Pasionka i dziennikarzy. Dodatkowo PA zauważyła, że prokurator chciał poznać treść esemesów z okresu od 30 kwietnia 2010 r. do 15 listopada 2010 r. - zatem z czasu znacznie przekraczającego okres zaistnienia zdarzeń badanych w śledztwie. "W realiach niniejszej sprawy nie znajdowało to uzasadnienia" - uznali autorzy analizy.

Ich zdaniem prowadzący śledztwo "przeciekowe" prokurator WPO w Poznaniu, żądając od przedsiębiorców telekomunikacyjnych przekazania treści wiadomości tekstowych "działał w sposób nieuprawniony".

Warszawscy prokuratorzy stwierdzili, że "żądanie w tak szerokim zakresie danych, jak uczynił to prokurator, mogło ewentualnie doprowadzić do naruszenia tajemnicy dziennikarskiej". Podkreślono też, że o zgodę na podsłuch czy uzyskanie wglądu w treść esemesów można wystąpić tylko w określonej kategorii spraw dotyczących najcięższych zbrodni, a sprawy o "przeciek" w tej grupie się nie mieszczą.

Analiza nie zawiera żadnych konkluzji dotyczących ewentualnej odpowiedzialności - dyscyplinarnej lub karnej - do jakiej mógłby być pociągnięty prokurator - autor krytykowanych postanowień. W zeszłym tygodniu Seremet zapowiedział, że będzie chciał, by prokuratura wojskowa wdrożyła postępowanie wyjaśniające w tej sprawie. W środę rzecznik Seremeta Mateusz Martyniuk powiedział PAP, że prokurator generalny nie podjął dotąd żadnych kroków w tym kierunku.

Śledztwo w sprawie bezprawnego ujawniania materiałów z głównego śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej wszczęto w Wojskowej Prokuraturze Okręgowej w Poznaniu jeszcze w listopadzie 2010 r. W śledztwie badano kolejne publikacje prasowe, aż latem 2011 r. poznańska prokuratura stwierdziła, że zachodzi prawdopodobieństwo, iż ujawnienia tajemnicy dopuścił się pracujący w prokuraturze wojskowej cywilny prokurator - Marek Pasionek. Z ustaleń śledztwa wynika, że spotykał się z przedstawicielami ambasady USA oraz miał informować o śledztwie dziennikarzy "Rzeczpospolitej", "Naszego Dziennika" i posłów PiS.

Krótko potem sprawę skierowano do cywilnej Prokuratury Okręgowej w Warszawie, ponieważ dotyczyła cywilnego prokuratora. Ta przesłuchała Pasionka jako świadka i w połowie grudnia śledztwo umorzyła. "Decyzję o umorzeniu śledztwa Prokuratura Apelacyjna uznała za zasadną" - poinformował PAP prok. Mariusz Pieczek z PA.

W końcu grudnia 2011 r. "Rzeczpospolita" napisała, że gdy sprawa była jeszcze w poznańskiej prokuraturze wojskowej, tamtejsi prokuratorzy analizowali billingi i esemesy dziennikarzy Macieja Dudy z TVN24.pl i Cezarego Gmyza z "Rz". Niektóre media uznały to za inwigilację. "Rz" podała, że prokurator wojskowy zażądał od operatorów telefonicznych wykazu wszystkich połączeń dziennikarzy z ponad połowy 2010 roku, zwrócił się też o wykaz oraz treść otrzymanych i wysyłanych przez nich esemesów.