Pacjent, z pacjentem, pacjentowi... – mówi się ciągle o nas. Mówią politycy, mówią lekarze. Tymczasem pacjent wychodzi od lekarza przerażony i wściekły. Bo mowa o nim to przysłowiowa – trawa. Nierefundowana, więc bardzo droga.
Jacek Turczyk/PAP
Niestety, rozpoczynając artykuł o ustawie refundacyjnej, trzeba napisać: „bałagan” i „chaos”. Bałagan, który był od początku przy procedowaniu ustawy, konsekwentnie zmienił się w chaos przy próbie jej wprowadzania. A na początku stycznia, gdy ustawa weszła w życie, przerodził się w prawno-
-ministerialno-lekarską anarchię. A najbardziej cierpią fundatorzy chorego systemu, czyli... pacjenci.
Od końca do początku
Ubezpieczeni pacjenci (prawie 99 proc. Polaków), którzy miesiąc w miesiąc opłacają składki zdrowotne, po 1 stycznia po wizycie u lekarza wyszli z kwitkiem, czyli pieczątką na recepcie: „Refundacja do decyzji NFZ”. Opieczątkowane recepty otrzymali pacjenci, których lekarze prowadzący przystąpili do tzw. pieczątkowego protestu.
Protest ten jest konsekwencją wprowadzenia w życie tzw. ustawy refundacyjnej i konfliktu, jaki wywołała między środowiskiem lekarskim a Ministerstwem Zdrowia. Pełnopłatne recepty dla ubezpieczonych pacjentów są więc końcem smutnej historii o współczesnej polskiej służbie zdrowia. A jaki był zły złego początek?
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.