Zabili go i uciekł

Tomasz Rożek

W czasie konferencji prasowej, prokurator wojskowy strzela sobie w głowę. Następnego dnia udziela już wywiadu prasowego. Bardzo to wszystko ciekawe.

Zabili go i uciekł

Wojskowy, obyty z bronią, strzela sobie w głowę. Trudno o lepszy moment. Dziennikarze na miejscu, choć za drzwiami. Kamery i dyktafony włączone. Pada strzał, ludzie wbiegają. Stacje telewizyjne i radiowe na żywo grzeją newsa ile wlezie. Tylko jeden człowiek, dziennikarz z Głosu Wielkopolskiego, Łukasz Cieśla, udziela rannemu pomocy. Jak twierdzi Głos Wielkopolski, w tłumie ludzi nie znalazł się nikt, kto chciałby mu pomóc. Wszyscy byli zajęci „dziennikarską robotą”. Wstyd koleżanki i koledzy. Wstyd.

Szczęście chciało, że wojskowy prokurator praktycznie nie robi sobie krzywdy. Jego stan psychiczny, jak na niedoszłego nieboszczyka, jest zastanawiająco dobry. Następnego dnia w wywiadzie udzielonym Radiu ZET (!!!) twierdzi, że szczerze chciał się zabić, tylko mu ręka drgnęła.

W wywiadzie pułkownik Mikołaj Przybył dodaje, że trzeba uratować Naczelnego Prokuratora Wojskowego gen. Krzysztofa Parulskiego (mam nadzieję, że jego dni są policzone). Oraz, to szczególnie rozczulające, że stanął przy oknie, „żeby uniknąć rykoszetu”. Że niby co? Martwił się, żeby rykoszet nie zrobił dziury w tynku? Żeby szyby w biblioteczce nie zbił? Lejącą się krwią jakoś się nie przejmował. Tylko przy okazji: miejsce przy oknie było poza kadrem kamer.

Szanowni Państwo. No to już są jakieś jaja. Zapytam cynicznie. Bardzo cynicznie. Ten człowiek chciał się zabić czy chciał odsunąć to, co było planowane, czyli zamknięcie Prokuratury Wojskowej? Doprawdy, trudno znaleźć kogoś, kto o tej instytucji miałby dobre zdanie. No za wyjątkiem – jak widać – gotowych do poświęceń pułkowników.