Normalnie pomagają

Szymon Babuchowski

Nie wiem, skąd to założenie, że normalny musi od razu swoją normalność „celebrować”.

Normalnie pomagają

Teraz taka moda, żeby pisma o katolickim rodowodzie zajmowały się gejami. Problem, nie powiem, poważny, tyle że przy tej trosce o „inność” coraz częściej zaczynamy gardzić zwyczajnością. Na łamach „Znaku” filozof i historyk religii Marek Woszczek  stawia pytanie, kim jest Bóg chrześcijańskiego odmieńca. I dodaje od razu: „(…) dla chrześcijanina, celebrującego naiwnie swoją »normalność« jako codzienną cnotę, jest to jedno z najbardziej podstawowych pytań, na które musi on odpowiadać”.
Nie wiem, skąd to założenie, że normalny musi od razu swoją normalność „celebrować”. Że musi być pysznym – czuć się lepszym i pogardzać „innymi”. Większość zwyczajnych chrześcijan, których znam, nie odnosi się z pogardą do homoseksualistów, a są i tacy, którzy otoczyli ich szczególną troską. Nie akceptują ich seksualnej aktywności, jeśli taka jest, ale widzą człowieka zmagającego się z problemem i pomagają w jego przezwyciężeniu. Tak, bo to jest problem. I nie zaczaruje rzeczywistości wykreślanie homoseksualizmu z listy chorób, skoro są tacy, którzy homoseksualizm leczą i to leczą skutecznie. Zainteresowanych zachęcam do odwiedzenia strony internetowej lubelskiego ośrodka „Odwaga”. Można tam przeczytać świadectwa osób, które dzięki terapii przezwyciężyły swoje skłonności. Niektóre z nich żyją dziś w czystości, inne zachowują wierność swoim współmałżonkom, których wcześniej zdradzały.
Czy prowadzący terapię „celebrują” swoją normalność? Czy pomagają innym, żeby poczuć się lepiej? Jakoś nie chce mi się w to wierzyć. Myślę, że o wiele łatwiej celebrować własną „tolerancję” jako cnotę, nawet jeśli przymyka się oczy na ludzkie cierpienie. Bo choć angielskie słowo „gay” oznacza wesołka, doświadczenie za nim ukryte bywa bardzo niewesołe.