Dlaczego nie mają cukru?

Barbara Gruszka-Zych

|

GN 01/2012

publikacja 04.01.2012 00:15

– Poznaliśmy się przy strojeniu gitar – opowiada o sobie i mężu Marianie Anna Kudełka. Potem razem zagrali. I grają do dziś. A małżeństwo to stałe strojenie instrumentów. Żeby dźwięk był jak najdoskonalszy.

Dlaczego  nie mają cukru? Rodzina Kudełków w komplecie – od lewej siedzą: Marta, Anna z Szymonem, babcia Danuta, Kuba, Marian, Jan. Stoją: Piotr, Ola, Maria, Magda. W głębi chora babcia Krystyna Roman Koszowski/GN

Czasem pęka struna i trzeba ją zmienić – ciągnie wątek Marian. – Dostrajanie to nieustanna praca nad relacjami – wtrąca najstarszy z synów (są jeszcze trzy córki) – Piotr, od ponad 5 lat ojciec rodziny. Z Olą mają 4-letniego Szymonka. A do przyjścia na świat w kwietniu szykuje się Krzyś. Na razie to on znajduje się na końcu opowieści o spotkaniu Ani i Mariana, kiedy stroili gitary na beskidzkim rajdzie prawników na Stecówkę. Na początku jest najstarsza z domowników – 87-letnia babcia Danusia, mama Anny, dobry duch i ręce wyczarowujące najlepsze przysmaki w ich domu w Strzyżowicach. Nieraz słucha, jak szóstka wnuków i córka z mężem grają w tej naturalnie stworzonej rodzinnej orkiestrze. Wszyscy skończyli szkoły muzyczne albo jeszcze się w nich uczą. Piotr policzył, że w sumie mają 20 gitar. Można napisać, że po miłości do muzyki da się poznać, że ktoś należy do rodziny Kudełków. I po miłości do Boga. Ola, zanim poznała Piotra, słyszała, że Kudełkowie są bardzo wierzący i muzykalni. (Tak się o nich mówi w parafii ojców oblatów w Katowicach) Ania i Marian codziennie chodzą na Mszę św. Kiedy proszę, żeby opowiedzieli o sobie poprzez twórczość jakiegoś kompozytora, albo gatunek muzyczny, najmłodsza Marta, studentka pedagogiki, wymienia Beethovena. – Pozwala mi odkrywać głębię. Na rodzinną głębię wypłynęli przez chorobę babci Krysi, mamy Mariana. Leży z przebłyskami świadomości na łóżku w centralnym miejscu domu, tuż obok stołu dla gości. Przed 7 laty dotknęła ją bardzo rzadka neurologiczna choroba rozsianych ciał Leviego, powodująca destrukcję komórek mózgowych. Dziś tylko niekiedy płacze i pojękuje, dając znać o swojej bezradności. – Na początku nie mogłem pojąć, że ona, taka aktywna, nauczycielka z powołania, stale pomagająca innym w parafialnym zespole charytatywnym, leży bez sił – wyznaje syn. – Patrzę z podziwem na tatę, który codziennie myje i przebiera babcię, bo opieka nad nią wymaga siły fizycznej – mówi Marysia. – To bardzo trudny sposób okazywania miłości, nie wszyscy są na nią gotowi. Kiedy radcy prawni Anna i Marian wychodzą z domu do pracy, czuwa nad nią starsza o trzy lata babcia Danusia. – Dla niej zawsze najważniejszy w domu był chory – mówią. A ona sama nie poddaje się chorobom.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.