Bezsenność majora UB

ks. Jerzy Szymik

|

GN 01/2012

publikacja 04.01.2012 00:15

Z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie, Dwie tylko: p o e z j a i d o b r o ć... i więcej nic... C. K. Norwid

Bezsenność majora UB istockphoto

Lenin – żył, Lenin – żyje, Lenin – będzie żyć.

To Włodzimierz Majakowski. Żył 37 lat, 1893–1930 (tu: samobójstwo albo skrytobójstwo, według niektórych biografów).
Inna jego słynna poetycka fraza, deklamowana na szkolnych akademiach w krajach Układu Warszawskiego i RWPG:

W gadaniach robimy pauzę

Ciszej tam, mówcy!
Dzisiaj ma głos
towarzysz mauzer

(wyjaśnienie dla młodzieży: mauzer to karabin, tzw. powtarzalny, albo pistolet automatyczny)

ściśnijcie światu na gardle
proletariatu palce
.

Albo jeszcze inna fraza, jeszcze słynniejsza:

Dosyć już żyliśmy w glorii
praw, które dał Adam i Ewa.

Zajeździmy kobyłę historii.

(cyt. za: M. Wojciechowski, tłum. A. Słonimski)

_ _ _

Joanna Szczęsna o Andrzeju Mandalianie (1926-2011) („Gazeta Wyborcza”, 26–27.11.2011 r.):

Zafascynowany rosyjską poezją romantyczno- rewolucyjną i poezją pokolenia wojennego stał się jednym ze sztandarowych poetów socrealizmu. Największy rozgłos przyniósł mu przywoływany we wszystkich opracowaniach dotyczących stalinizmu poemat „Do towarzyszy z bezpieczeństwa” napisany specjalnie (!!! – podkr. J.S.) do antologii poświęconej Feliksowi Dzierżyńskiemu:

Serce krzyczało:|
„Patrz,
Patrz w oczy”,
A majorowi chciało się spać,
tyle nocy
niedospanych,
mętnych,
poplątanych,
od dymu ciasnych.
– „Wyprowadzić” –
Rzekł konwojentom i zasnął.

Śpij, majorze,
Świt niedaleko,
Widzisz:
Księżyc zaciąga wartę;
szósty rok już nie śpi Bezpieka,
strzegąc ziemi
panom wydartej

I dalej idzie scena, gdy zmęczonemu przesłuchiwaniem klasowych wrogów majorowi UB objawia się we śnie, by dodać mu sił, sam twórca Czeka.

 

Wielokrotnie dzieciom objawiała się w tamtym wieku i w poprzednich Matka Boska. Tu, majorowi UB – Dzierżyński. Od czego to może zależeć – kto się komu objawia?

„Uważałem, że tu, w Polsce (...) Wielka Utopia (...) zostanie zrealizowana” – tak po latach wyjaśniał Mandalian powstanie tego wiersza ku czci „opiekuna wdów i sierot” (jak sam mówił – ironicznie? na pewno?).

Rozumiem i wiersz i jego wyjaśnienie (i myślę z szacunkiem o losie i późniejszym kierunku życia autora). I wiem, że człowiek ma prawo mieć dwadzieścia parę lat, być idealistą (choć słowo „idealizm” w przypadku młodocianych wyznawców lewackich ideologii – i jakichkolwiek bezbożnych, a stąd i antyludzkich – brzmi wyjątkowo cynicznie). Ale jednak słowo „konwojent”, jego neutralność, jego wybór z wielu możliwych tu słów – robi wrażenie, pokazując skalę, na jaką trzeba było okłamać samego siebie. To jak nazwać otwierających w Auschwitz pojemniki z cyklonem asystentami technicznymi.

15 października 2011 roku, w sześć dni po ostatnich wyborach parlamentarnych, Adam Michnik opublikował na pierwszej stronie „Gazety Wyborczej” (15–16 10 2011 r.) tekst zatytułowany „Wojewódzki i Duch Święty”. Ostatnie dwa akapity wstępniaka Naczelnego GW były następujące:

Na koniec: te wybory to zwycięstwo Polski Marka Kondrata i Kuby Wojewódzkiego, Polski ludzi bystrych i uśmiechniętych. Zapamiętam frazę Wojewódzkiego: „Młody czytelniku, jeśli nadal chcesz głosować na PiS – wcześniej skontaktuj się z lekarzem lub farmaceutą”. Jakby Duch Święty przemówił ustami Kuby Wojewódzkiego.

Po przeczytaniu tych słów, w godzinę później, tego samego 15 października, w sobotę, odprawiałem Mszę świętą. Nieco niepewnym głosem czytałem przypadającą tego dnia Ewangelię (Łk 12,8-12, proszę sprawdzić: sobota XXVIII tygodnia zwykłego), a w niej słowa Jezusa: „Każdemu, kto mówi jakieś słowo przeciw Synowi Człowieczemu, będzie przebaczone, lecz temu, kto bluźni przeciw Duchowi Świętemu, nie będzie przebaczone” (Łk 12,10). Co przytaczam bez jakiejkolwiek satysfakcji, z przejęciem i bólem. I nieśmiałą nadzieją, jednak.

Te dwa teksty o Duchu Świętym, świeży, powyborczy i stary, liczący sobie prawie dwa tysiące lat, spotkały się w tę październikową sobotę. Nieoczekiwanie.

_ _ _

Ręka im nie zadrży i nie drgnie powieka.

Nie omsknie się pióro.

Napiszą to.

_ _ _

Skąd to wszystko jest?

„To wszystko”, znaczy, że da się, że można takie rzeczy napisać. O Duchu Świętym, szydząc z politycznie pokonanych; o wieczności Lenina, zajeżdżaniu kobyły i mordzie na świecie (albo mauzerem, albo palce i gardło); hymn ku czci wysłanników piekła, którzy jak niedosypiający major i krwawy Feliks musieli pijanym porankiem zamieść wyrwane nocą burżuazyjne paznokcie i oczyścić mundury ze śladów rozpryskanych mózgów. I użyć szlaucha. Pracowicie i w niejakim znużeniu. Kiedy mieli spać?

Skąd to się bierze – ta czelność, ten ruch serca, a za nim i pióra?

Czym jest mysterium iniquitatis, tajemnica nieprawości? Dlaczego jest tajemnicą, dlaczego wymyka się rozumowi?

I najważniejsze: w każdym z nas jest taka możliwość. Każdy z nas może każdy swój talent zaprząc do takiego wozu. „Demony bywają hojne/ i za wierną służbę/ płacą nierzadko/ fontanną złocistego słowa” – pisałem w wierszu „Trzy rady...” i podtrzymuję tę tezę.

Niech nie będzie to lekcja sądu (wszyscy jesteśmy tylko grzesznikami, nikim więcej), ale przestrogi i pokory. Kto stoi, niech baczy.

 

_ _ _

Ale przecież można i tak, jak Jan Sochoń, warszawski filozof, ksiądz, po zawale serca. Wiersz nosi tytuł „Medalik”:

To rana serca sprawiła,
że nie noszę medalika;

nic – usłyszałem w szpitalu –
nie powinno uciskać związanego

drutem mostka, ani blizny,
czerwono-żółtej rzeki,
spływającej niemal do stóp.
Nocą jednak, kiedy tylko ciemność
towarzyszy mojej wolności,

 

przytulam krzyż do rany,
aby wytrzymać napór dnia,
(...)

aby uspokoić czarny ból w sobie;
aby uśmiechać się

z głębokim oddechem
i wiedzieć, na czym stoi świat.

Czy tak jak Karol Wojtyła, wtedy jeszcze (rok 1974) arcybiskup i kardynał, w poemacie „Myśląc Ojczyzna” (cóż to za anachroniczny tytuł w dobie debat o nowych modelach suwerenności) z prawie bezkresnym oddechem górskiego krajobrazu, głębi i dobra, niepodrabialną frazą:

Ojczyzna – kiedy myślę – wówczas wyrażam siebie i zakorzeniam,
mówi mi o tym serce, jakby ukryta granica, która ze mnie przebiega ku innym,
aby wszystkich ogarniać w przeszłość dawniejszą niż każdy z nas:
z niej się wyłaniam… gdy myślę Ojczyzna – by zamknąć ją w sobie jak skarb.
Pytam wciąż, jak ją pomnożyć, jak poszerzyć tę przestrzeń, którą wypełnia.

(...)

Ojczyzna – kiedy myślę – słyszę jeszcze dźwięk kosy, gdy uderza o ścianę pszenicy, łącząc się w jeden profil z jasnością nieboskłonu.

(...)

Kiedy myślę: Ojczyzna, szukam drogi, która

zbocza przecina jakby prąd wysokiego napięcia, biegnąc górą – tak ona biegnie stromo w każdym z nas i nie pozwala ustać.

(...)

Historia warstwą wydarzeń powleka

zmagania sumień. W warstwie tej drgają zwycięstwa i upadki. Historia ich nie pokrywa, lecz uwydatnia…

Czyż może historia popłynąć przeciw prądowi sumień?

(...)

Więc schodzimy ku tobie, ziemio, by poszerzyć

cię we wszystkich ludziach – ziemio naszych upadków i zwycięstw, która wznosisz się we wszystkich sercach tajemnicą paschalną. –

(...)

Ucząc się nowej nadziei, idziemy poprzez ten czas ku ziemi nowej. I wznosimy ciebie, ziemio dawna, jak owoc miłości pokoleń, która przerosła nienawiść.

_ _ _

Muszą bić z innych źródeł dwa ostatnie wiersze, Sochonia i Wojtyły, innych niż źródła tekstów wcześniej cytowanych. Wszystkie są po polsku, a jednak z różnych planet, nieskończenie odległych. Z czego bierze się owa inność? To przecież nie kwestia talentu, poetyki, inteligencji, warsztatu, biografii itd. itp. To sięga, twierdzę, znacznie głębiej niż to, co w słowie uchwytne, wyrażalne – sięga samych źródeł, stosunku do podstaw wszystkiego, relacji do całej rzeczywistości, jakiegoś najbardziej fundamentalnego „tak” lub „nie” wobec Tego, Który Jest.

Ani poezja, ani publicystyka, ani jakiekolwiek słowo nie funkcjonują poza dobrem i złem, w jakiejś (nieistniejącej) krainie rozumu i piękna niezależnych od etyki. Nie ma piękna poza dobrem i prawdą – są jedynie jego złe i fałszywe atrapy. Autorów wierszy, artykułów, słów obowiązuje dekalog jak każdego człowieka.

Że zbyt łatwo buduję opozycję między czernią i bielą, gdy tymczasem króluje przede wszystkim szarość? Nie sądzę. Fakt, że istnieje wiele odmian szarości nie unieważnia radykalnej różnicy, przepaści, między dobrem a złem. Przepaści między po-bożnością a bez-bożnością – bo stąd bierze się to wszystko, myślę. I namawiam do szukania tej przepaści w sobie.

Skąd to jest? Prąd sumienia, odróżniać dobro od zła, znać miarę rzeczy, wiedzieć na czym stoi świat. Skąd to jest?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.