Ekokatole

Agata Puścikowska

publikacja 11.01.2012 15:51

Zagadka: kto w swoim wielkim domu ma ekologiczne ogrzewanie, oświetlenie, nawet klimatyzację? Kto kocha koty i głośno mówi, że człowiek zobowiązany jest do ochrony przyrody? Jakiś zwariowany ekolog? Otóż nie...

Ekokatole Katolik może lubić koty Mirosław Rzepka/GN

To Benedykt XVI, wcześniej znany jako pancerny kardynał, Józef Ratzinger. Po co to piszę? Ano, z dedykacją dla ekstremalnie zielonych i ekstremalnie czarnych. Czyli dla dwóch przeciwległych biegunów, które w teorii chcą dobrze, a w praktyce... Ale po kolei.

Zieloni kontra czarni?

Co się stanie, gdy zapytamy osobę o mocno konserwatywnym światopoglądzie, czym jest ekologia i kim są ekolodzy? W wydaniu delikatnym – wzruszy ramionami i prychnie. W wydaniu ostrym – powie coś o ekonazistach, ekofaszystach. Być może też stwierdzi, że wstrętni ekolodzy nie chronią ludzi ale użalają się nad żabim skrzekiem. A co się stanie, gdy zapytać tzw. zielonego, również w wydaniu skrajnym, kim są chrześcijanie? W zależności od przynależności – można usłyszeć albo o szkodliwych matołkach, którzy myślą że Bóg dał im ziemię poddaną, więc mogą ją niszczyć (wersja light). W wersji hard – powiedzą o zbrodniarzach na naturze, którzy to np. mnożą się bez opamiętania, czym rozszerzają dziurę ozonową.

W tym obopólnym myśleniu stereotypami, jest być może i jakieś ziarenko prawdy. Tylko jak to bywa w stereotypach – z nadpsutego ziarna dobrych plonów nie będzie. A co będzie? Wzajemne niezrozumienie, które ani człowiekowi nie pomoże, ani natury nie uratuje. 

Awantura o karpia                                                                                                                     

Mały przykład, jak działa sztucznie wygenerowany, niepotrzebny konflikt „ekologiczno – chrześcijański”. Od kilku lat, tuż przed Bożym Narodzeniem, obserwujemy u ekologów wzmożony ruch obrony karpia. Chwalebne. Bo i ja nie bardzo rozumiem, dlaczego niektórzy kupują na wpół martwe zwierzę, niosą do domu w folii, reanimują je w wannie przez godzin kilka, żeby potem walnąć w łeb. Nie dość, że aby cały ten proceder przebrnąć, trzeba zapomnieć o wrodzonej, ludzkiej wrażliwości, nie dość że zwierzę się bezwzględnie męczy, to jeszcze... nadajemy sobie niepotrzebnej, krwawej pracy.                        

W ciągu kilku lat jednak kampanie przypominające, że karp to stworzenie czujące przyniosły efekty. Coraz więcej ludzi z wyboru kupuje sprawione ryby w dzwonkach. Co więcej – prawo obecnie nakazuje humanitarne uśmiercanie tych zwierząt. I dobrze. Być może też – kontestacja, że karp to zwierzę, pomoże bardziej opornym zrozumieć, że i pies to istota czująca, i bezdomny kot lodowatą zimą – potrzebuje naszej piwnicy.        

Tymczasem jednak nasi obrońcy karpia, poszli o krok za daleko. Chodzi o słynną już „drogę krzyżową karpia” z grudnia ubiegłego roku. W inscenizacji, ni to śmiesznej, ni strasznej, karp rozmawia z człowiekiem i oskarża go o wszelkie cierpienia. Tyle tylko, że jakby wciela się w... Jezusa. Fragmenty: „stacja druga: karp w płaszcz szkarłatny ubrany i wyszydzony, stacja trzecia: w sklepie wystawiony w wodzie brudnej, płytkiej pod ciężarem wrogiego powietrza upada, stacja siódma: nowy ból, przerażenie, do siatki nylonowej włożony, dusi się. Jedenasta: słowa uroczyście wypowiedziane: oto król stołu, czternasta: złożenie”.

Przyznam, że po lekturze tych ekowypocin, mimo wcześniejszego poparcia dla obrońców karpia, poparcie wycofałam. Nie, nie znaczy to, że kupię żywe zwierzę, zawinę w folię i dam w łeb. Nie dałabym mentalnie rady. Poza tym moje wrażliwe dzieci, a do tego domowe dwa psy, kot, cztery świnki morskie, królik i... rybki – nigdy by mi tego nie wybaczyły... Konsekwencja będzie inna: po prostu na kolejne działania ekologów będę patrzeć przez pryzmat tego głupawego wyskoku. I słuchać na poważnie tego, co mają do zakomunikowania, będzie trudno. Na forach dyskusyjnych można natomiast znaleźć solenne, ostrzejsze w formie zapewnienia, że wobec ekologicznej, głupiej akcji, zgorszeni ludzie, w większości chrześcijanie, nie zamierzają traktować karpia inaczej niż „tradycyjnie”. Czyli folia, wanna, i w łeb. Jakby na złość wypaczonej idei, która ich po prostu... zraniła. Bo jeśli walczy się o dobro karpia, a depcze przy tym uczucia człowieka, trudno się dziwić, że obrażony i poniżony, będzie się buntować. Czyli ekolodzy (dla karpia) chcieli dobrze, wyszło źle (i dla karpia, i dla nich samych).

Ekolog Benedykt                                                                                                           

Tymczasem przecież, nie tędy droga. Uwaga, uwaga, wszyscy zainteresowani, a nieprzekonani, z obydwu stron: Kościół katolicki, jak również inne kościoły chrześcijańskie, dość konkretnie wypowiadają się na temat ochrony przyrody. Więc stawianie opozycji „albo chrześcijaństwo – albo ekologia” jest  wyrazem ignorancji.                                                      

W takim np. Watykanie prowadzona jest segregacja odpadków, duża część energii zużywanej w watykańskich urzędach pochodzi z paneli słonecznych. W państwie kościelnym działa też „solar cooling”, czyli urządzenie produkujące zimno z energii słonecznej. Do 2014 r. mają też być zakończone prace nad budowaną pod Rzymem największą w Europie elektrownią słoneczną. Da ona energetyczną niezależność Watykanowi, który będzie mógł ją nawet... eksportować. Prawdopodobnie już niedługo również samochody papieskie będą wszystkie napędzane energią elektryczną.

A Benedykt XVI, prywatnie miłośnik kotów, wielokrotnie zabiegał proekologicznie głos. Chyba najbardziej znaną wypowiedzią było orędzie na Światowy Dzień Pokoju z 2010 r. Papież podkreślił wtedy, że obok niebezpieczeństw zagrażających pokojowi i integralnemu rozwojowi człowieka, takich jak wojny, międzynarodowe i regionalne konflikty, terroryzm, łamanie praw człowieka, zasadnicze znaczenie dla pokojowego współżycia ludzkości ma ochrona dzieła stworzenia. Wskazał na konieczność odnowienia i umocnienia przymierza między człowiekiem a środowiskiem naturalnym. Nawiązując do swojej encykliki „Caritas in veritate” podkreślił, że środowisko naturalne „należy traktować jako dar Boga dla wszystkich”, a jego wykorzystanie musi pociągać „wspólną odpowiedzialność za całą ludzkość, szczególnie za ubogich i za przyszłe pokolenia”. Przestrzegł jednocześnie (co akurat może się laickiej części ekologów nie podobać) przed traktowaniem osoby ludzkiej jako zwykłego „owocu przypadku bądź determinizmu ewolucyjnego”. „Traktowanie stworzenia jako daru Boga dla ludzkości pomaga nam natomiast zrozumieć powołanie i wartość człowieka”  – uważa papież.                                                                                                     

Jednocześnie w innym miejscu Benedykt XVI pisze: „Bez zdecydowanej obrony życia ludzkiego od poczęcia aż do naturalnej śmierci, bez obrony rodziny budowanej na małżeństwie mężczyzny i kobiety, bez prawdziwej obrony tych, którzy są wykluczani i usuwani na margines społeczeństwa oraz ofiar katastrof naturalnych, które wszystko utraciły, nigdy nie będzie można mówić o prawdziwej obronie środowiska”. Te słowa akurat też z pewnością nie spodobały się części ekologów. Tyle tylko, że to od nas – chrześcijan będzie zależało, czyja wizja dotrze do tzw. zwykłego człowieka. I czyją wizję ochrony przyrody wcieli w życie.

My, zieloni od św. Franciszka

Zazwyczaj, tzw. zieloni kojarzą się z poglądami lewicującymi lub lewackimi. Nic dziwnego: przedstawiciele części organizacji ekologicznych, właśnie takie wyznają. A że są głośni i w swe akcje angażują media, widać ich po prostu. Nie oznacza to jednak, że wśród chrześcijan nie ma osób związanych z ruchami chroniącymi naturę. I choć działają mniej spektakularnie (może szkoda...), w ciszy, to na całym świecie sporo jest organizacji chrześcijańskich, proekologicznych.                          

W Polsce chyba najbardziej znaną jest franciszkańska REFA (Ruch św. Franciszka z Asyżu), która działa już ponad 30 lat, a powstała na wyraźny apel Jana Pawła II. Misję REFA dobrze wyrażają słowa: „być katolikiem wśród ekologów i ekologiem wśród katolików”. Organizacja prowadzi m.in. warsztaty ekologiczne w parkach narodowych bądź krajobrazowych. Organizuje wycieczki, wyprawy przyrodniczo-edukacyjne. Inicjuje spotkania modlitewne w obronie przyrody. REFA przygotowuje materiały edukacyjne, liturgiczne, kaznodziejskie popularyzujące chrześcijańskie podejście do ekologii.

Coraz też więcej chrześcijańskich inicjatyw, które ochronę środowiska propagują wśród dzieci i młodzieży: np. Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży organizuje letnie spływy kajakowe – połączone ze zbieraniem śmieci w rzekach. W ubiegłym roku młodzież wyłowiła z rzek – tony (!) butelek, plastiku, opon i wszelakiego paskudztwa. Od kilku lat – również w programie nauczania religii – mówi się o konieczności ochrony środowiska, o odpowiedzialności człowieka za naturę. I dobrze. Jeśli do tego, również w rodzinach chrześcijańskich, dzieci będą widziały rzeczywistą dbałość o przyrodę, istnieje nadzieja że wypaczone przez część ekologów idee wrócą na właściwe tory.

Może dzięki temu, za czas jakiś nastanie pokolenie chrześcijan – ekologów, które ochronę Bożego stworzenia, weźmie w swoje ręce. A tymi rękami nie tylko otoczy opieką braci mniejszych, ale jednocześnie o braciach w człowieczeństwie nie zapomni. Wychować ekokatola, któremu będzie patronował św. Franciszek, a który w imię swojej wiary zadba o całą planetę, oto zadanie na przyszłość dla każdego z nas.