Przedświąteczne porządki

Agata Puścikowska

|

GN 51-52/2011

Wigilię wypada nagotować na dwieście osób. Więc para buch, gary w ruch.

Agata Puścikowska Agata Puścikowska

To będzie felieton na prośbę kilku znajomych i przyjaciółek, które nie lubią świąt. Nie lubią, bo nie mają na nie siły. Nie mają siły, bo muszą się do nich przygotowywać. A przygotowania zabierają im siły. Bo trzeba umyć cały dom od góry do dołu, razem z zakamarkami, o których przez cały rok się zapomina. I trzeba wyczyścić szkła, których przez cały rok się nie używa. I trzeba wyprasować dywany, wytrzepać firanki (lub na odwrót). I tak dalej. A po wielkim sprzątaniu czas się zabrać za jeszcze większe gotowanie. Bo przecież w postną Wigilię wypada nagotować na dwieście osób.

Więc para buch, gary w ruch. Warto przypomnieć, że ponieważ wiele pań również zawodowo pracuje, wszystkie te przygotowania dzieją się po godzinach, czyli wieczorowo – nocną porą. Zatem trudno się dziwić, że po przedświątecznej harówce wieczorem w Wigilię nie ma się siły na nic. No chyba że „Kevin sam w domu” znów leci. To się można choć chwilę zrelaksować i odsapnąć. I odczekać spokojnie, na tzw. święta, święta i po świętach... A kto tak przedświątecznie ganiać każe? A każe (od kazać) tzw. tradycja, czasem mąż, innym razem teściowa, a jeszcze innym – własna, rodzona matka. Ale najczęściej to chyba... własna głowa nas karze (od karać). Bo co to będzie, gdy dom nie zacznie odpowiednio błyszczeć? Albo nie ugotujemy (stu) dwunastu potraw? Straaaasznie będzie! Święta się nie udadzą i nastąpi domowy koniec świata! Albo jeszcze gorzej (ciocia Zdzisia weźmie nas na języki). Zastanawiam się, zupełnie serio, co na to wszystko Matka Boża. I jak to samo wydarzenie przeżywała wtedy...

W dziewiątym miesiącu, zmęczona przed porodem, jedzie do tego Betlejem. Musi przygotować miejsce na narodzenie swojego Dziecka. Lata, biega, kupuje, sprząta, sprząta, sprząta? Żeby w końcu mieć dość i tych wszystkich przygotowań, i tych narodzin, i całego świata? Urodziła, przytuliła, owinęła w pieluszki, położyła w żłobie. A znając radość takich nowo narodzonych chwil – na pewno dziękowała... Że inne czasy? Inne. Tyle że czekamy na tego samego, małego Człowieka. Wszystkim zabieganym i zalatanym (w tym sobie), i nielubiącym przez to świąt (to akurat nie ja), życzę więc, co następuje: niech w te święta najważniejszy będzie mały Jezus. A co ponad jest – przedświątecznie uporządkować: na szufelkę i raz na zawsze – do kosza.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.