Nasze potrzeby bezpieczeństwa i dobrobytu...

Barbara Fedyszak-Radziejowska

|

GN 51-52/2011

publikacja 22.12.2011 00:15

Miłość, modlitwa i cierpienie. To one zmieniły świat, przynosząc człowiekowi zbawienie.

Barbara Fedyszak-Radziejowska Barbara Fedyszak-Radziejowska

Czas rekolekcji to czas pozbywania się złudzeń o sobie samym. W tym roku kondycję naszej narodowej wspólnoty Polaków przetestował R. Sikorski. W rozmowie z dziennikarzami „Rzeczpospolitej” powiedział: „Korzyścią dla Polski będzie przetrwanie i rozwój federacji, przez członkostwo w której realizujemy nasze potrzeby bezpieczeństwa i dobrobytu”. Wyjaśniając, czym jest dlań „federacja”, dodał: „Państwa członkowskie Unii powinny mieć co najmniej tyle autonomii, ile mają stany USA”. To dość szczególny prezent ofiarowany polskim Europejczykom na tegoroczną Gwiazdkę. Unikam słów „Boże Narodzenie”, bo wymieniając sfery autonomii owych „europejskich stanów”, minister wspomniał wyłącznie o edukacji, moralności publicznej i podatkach dochodowych. A miejsce religii w życiu społecznym to coś więcej niż „moralność publiczna”. Coraz modniejsze staje się bowiem europejskie unikanie skojarzeń grudniowych świąt z chrześcijaństwem. Ale w Polsce wciąż mieszkają nie tylko Europejczycy, lecz także liczni Polacy, którzy w badaniach prof. K. Koseły powszechnie wybierają, jako najważniejszą, identyfikację narodową: „Jestem Polką/Polakiem”. Odpowiedź: „jestem Europejczykiem” zajmuje na liście społecznych identyfikacji miejsce dziewiąte. Minister Sikorski bardzo umiejętnie uprzedza ewentualne głosy polemiczne. „Będzie teraz mnóstwo demagogii, że każde ograniczenie prawa do nieodpowiedzialności jest naruszeniem suwerenności” – twierdzi.

Wyjaśnia, że państwo jest jak firma, którą, gdy nie spłaca swoich należności, bank (UE) ma prawo wezwać i „wskazać, na czym oszczędzać, a co sprzedać”. Ciekawa to firma i ciekawy bank, jeśli minister Sikorski przekonuje zarazem: „Uważamy, że Unia jest projektem politycznym”. A mnie „polityczne” firmy i „polityczne” banki kojarzą się raczej z centralizmem i biedą niż z „bezpieczeństwem i dobrobytem”. Nawet jeżeli moje refleksje o gwiazdkowym prezencie ministra Sikorskiego są tylko demagogią, poświęcę mu kilka zdań. Wywiad w „Rzeczpospolitej” okazał się bowiem wstępem do wykładu „Polska a przyszłość Unii Europejskiej”, wygłoszonego w Berlinie, a nie w polskim sejmie. Zawierał tyle złotych myśli, że warto je przypomnieć. Zacznijmy od anegdoty o rozpadzie Jugosławii. Zdaniem naszego ministra spraw zagranicznych, Jugosławia była pozytywnym przykładem europejskiej integracji(!?). Jej koniec, spowodowany upadkiem „strefy dinara”, był „dezintegracją, która nastąpiła straszliwym kosztem życia ludzkiego. Region ten dopiero teraz powraca do europejskiej rodziny”. Trudno uwierzyć, że minister państwa doświadczonego komunizmem nie pamięta, że Jugosławia z dinarem, podobnie jak ZSRR ze swoim rublem były projektami stricte politycznymi, z silnym, kontrolującym wszystko centrum. Rozpadły się, bo ten „projekt” narzucał wymyśloną przez ideologów wspólnotę, która w ludzkich umysłach, postawach, systemach wartości i sercach nie istniała. Nic dziwnego, że obywatele zapragnęli demokracji i suwerenności dla swoich narodowych państw. W berlińskim wykładzie R. Sikorskiego roi się od podobnych anegdot: „Pieniądze istnieją, ponieważ istnieją wspólnoty”, „jeżeli problemem jest wiarygodność, to należy ją odbudować”, „potrzebne są instytucje, procedury, sankcje, które przekonają inwestorów, że kraje będą potrafiły żyć w granicach swoich możliwości”...

Niestety, nadal nie wiemy, jak dokładnie wyglądają granice polskich, szwedzkich i greckich możliwości oraz jakie „procedury, sankcje i instytucje” skutecznie je zakreślą, „odbudowując wiarygodność”. Także teorie ministra Sikorskiego na temat powstania Stanów Zjednoczonych oraz Szwajcarii głęboko wzruszają swoją prostodusznością. Jego zdaniem, decydujące były „zasady zaciągania długów, wspólne gwarancje i transfery”. A my, naiwni demagodzy, mamy w pamięci jakieś Deklaracje Niepodległości, konstytucje, piąte poprawki i podobnie symboliczne androny, i dlatego bredzimy o różnorodności, pluralizmie, demokracji i wolności. Naiwnie wierzymy w niezwykłe doświadczenia europejskich migrantów, którym udało się powołać do życia wspólnotę zdolną do wygrania wojny o niepodległość, do zbudowania demokratycznego państwa i narodowej tożsamości Amerykanów. Błąka się w naszych głowach sentymentalna wizja unikatowego ustroju politycznego i „wieczystej neutralności” Szwajcarów, wolnych mieszkańców górskich dolin, którzy na wzgórzu Morgarten w 1315 r. i w bitwie pod Sempach (1386 r.) zadali Habsburgom klęskę. Naprawdę walczyli o „wspólne zasady zaciągania długów”? Polityka, zdaniem naszego ministra, to „sztuka osiągania równowagi między tym, co pilne, a tym, co ważne.(...) Dziś stoimy na skraju przepaści”. Dlatego pilnie musimy ocalić euro, sięgając po nowy traktat dający Komisji Europejskiej „drakońskie uprawnienia” nadzorcy gospodarczego. Trzeba też pilnie stworzyć „lud europejski” pod niemieckim, reformatorskim przywództwem. Boże Narodzenie to święto niezwykłe, pełne nadziei i radości. Może dlatego, że nie obiecuje ani „dobrobytu”, ani unijnego„bezpieczeństwa”. Szczęśliwie wydarzyło się w Betlejem, a nie w Berlinie, a złoto, kadzidło i mirra w rękach Trzech Króli symbolizowały miłość, modlitwę i cierpienie. I to one zmieniły świat, przynosząc człowiekowi zbawienie.

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.