Turner nie Kozyra

30.11.2011 20:29 GOSC.PL

W Muzeum Narodowym w Krakowie na górze tłok przed Turnerem. Na dole pusto przed Kozyrą. Czyżby ludzie zorientowali się jaka sztuka wychodzi im na zdrowie?

Turner nie Kozyra

Turnera wyniesiono na wysokości czyli piętro, a Kozyrę zostawiono na parterze. Miała być bardziej dostępna?  A nie jest. Widać „zjadaczom chleba” znudziło się przerabianie nie w anioły, ale diabły, za pomocą sztuki epatującej tym, co w naszej kulturze zakryte lub co najmniej - przesłonięte. Nieustannie wyzywającej na pojedynek z tym co w nas niedoskonałe, bolesne, brzydkie. Tylko po co nieustannie się pojedynkować, skoro nie wiadomo o czyje zwycięstwo chodzi? Śmierć, starość, choroba – chcemy czy nie chcemy, i tak nas dopadnie i zrobi swoje.

Oglądając dzieła Katarzyny Kozyry nie dostajemy nic poza nagłym, ekstatycznym przeżyciem powielanym w odsłonach różnych prac. Zatrzymujemy się na poziomie bycia bulwersowanym. I to nie z własnej winy, ale z powodu jakości jej artystycznego przesłania, które stawia na epatowanie tym, co powinno pozostać intymne. A jeśli już ktoś decyduje się na wyjęcie tego zza zasłony to lepiej raz, mocno i wyraziście. Tylko takie mocne uderzenie może porazić i skłonić do refleksji, bo nieustanne powtórki znieczulają.  Dlatego dziś  nie żal mi było, że na wystawie Kozyry samotnie prezentowały się słynne: „Piramida zwierząt", "Łaźnia", "Łaźnia męska", "Więzy krwi", "Święto wiosny".

Za to akwarele, szkice i oleje największego malarza angielskiego romantyzmu, prekursora impresjonizmu i symbolizmu - Josepha Mallorda Williama Turnera trzeba było oglądać w tłumie. Od połowy października ekspozycję odwiedziło już prawie 30 tysięcy osób. Obserwowałam nie tylko obrazy, ale i zwiedzających - począwszy od przedszkolaków na emerytach skończywszy. Dawno nie widziałam tak żywo obcujących ze sztuką. Zwiedzający ze mną wystawę kolega fotoreporter  - Heniek powiedział, że tu, w budynku muzeum czuje się, jakby oglądał żywą przyrodę, która wycisza i uspokaja.

Niewątpliwie dzieła Turnera dają poczucie harmonii i zachwycają. Utrwalony na nich świat uwodzi, ale i niepokoi. Każe się zastanowić nad pięknem stworzenia i pięknem ludzkiego oka, które potrafiło je zachować. I trzeba jeszcze dodać – ręki, oddającej ujrzane kształty i odcienie na płótnie czy papierze. Turner zachwyca techniką i nowatorskim, nie tylko na swoje czasy, spojrzeniem na malowanie. Ale przede wszystkim jego dzieła emanują świętowaniem naszego istnienia wśród czterech żywiołów. To sztuka, która podpowiada nam prawdę, że cudem znaleźliśmy się na tym najpiękniejszym ze światów. Pozwala nam wyjść z muzealnej ekspozycji z odmienionymi oczami.