Dzieci państwowe

Franciszek Kucharczak

|

GN 48/2011

publikacja 01.12.2011 00:15

Ludzie bez zasad mogą uczyć moralności. Ale nie mogą nauczyć.

Dzieci państwowe

Rodzicom ze Środy Śląskiej odebrano pięcioletnią córeczkę, bo w przedszkolu narysowała postać z czymś dużym poniżej pasa. Zrobiono larum, że to genitalia, choć dziewczynka wyjaśniała później, że narysowała, jak rodzi się dziecko. Psycholog uznał jednak, że to dowód na molestowanie małej przez dziadka. Pewnego razu przyjechała policja i zabrała dziewczynkę do domu dziecka. Szok, jakiego doznało dziecko, może być porównany tylko z szokiem rodziców.

Czy „postępowcom” już wszystko kojarzy się z seksem? Ale dobrze, nawet gdyby jakieś dziecko rzeczywiście narysowało genitalia, to czego by to dowodziło? Może maleństwo obejrzało konferencję Palikota, wymachującego plastikowym penisem? Zresztą wystarczy, żeby dziecko poszło z mamą do księgarni, gdzie na półce z książkami dla dzieci, obok „Dużej książki o aborcji” zobaczyłoby „Wielką księgę cipek” i „Wielką księgę siusiaków”. Jedno spojrzenie na okładkę tej ostatniej i już dziecko wie, jak wygląda członek w stanie wzbudzenia – i nie chodzi wcale o zdenerwowanego przedstawiciela partii politycznej.

Dzieci mogłyby bezpiecznie rysować genitalia, ale na krzyżu. Wtedy sytuacja byłaby radykalnie inna. Rodzice dostaliby pochwałę z ministerstwa kultury i stypendium na rozwój małego geniusza pod kierunkiem najsłynniejszej polskiej artystki Doroty Nieznalskiej. Po roku takiego szkolenia, wspartego przez edukatorki seksualne z grupy „Ponton”, dziecko mogłoby już tworzyć ilustracje do kolejnej książki dla dzieci pod tytułem „Wielka księga bezpiecznego seksu”.

Dziwnie to państwo chroni dzieci, jednocześnie pozwalając bezwstydnie wywlekać goliznę na widok publiczny. Niedawno „salon” prowadził w swoich gazetach dyskusje na temat słuszności przyzwyczajania dzieci do widoku gołych dorosłych. Przeprowadzano sondaże na temat liczby rodzin, w których rodzice chodzą nago przy dzieciach, „autorytety” wyrażały ubolewanie, że nagość w polskim społeczeństwie wciąż jest „tabu”.

Niechby potem dziecko takich „odtabuizowanych” rodziców narysowało w przedszkolu mamę i tatę. Oj, będzie się działo. No chyba że to będzie „rodzina w kruchej postaci” – jak mówi nowa minister od równości o lesbijkach lub gejach z dzieckiem. W takim wypadku, oj, działoby się z Polską. Natychmiast rzuciłyby się na nas Bruksele ze Strasburgami, ONZ z Helsińską Fundacją Praw Człowieka i Kampania Przeciw Homofobii z Obrońcami Praw Zwierząt.

Wydarzenie w Środzie Śląskiej jest nadzwyczaj niebezpiecznym sygnałem dla wszystkich normalnych rodzin. Okazuje się, że urzędnicy mogą jednym ruchem zniszczyć życie zarówno dzieci jak i ich rodziców. Bo pozwalają im na to mechanizmy stworzone przez ludzi władzy o coraz bardziej „neutralnym” światopoglądzie. A może być jeszcze gorzej, o ile Sejm nie odwoła Wandy Nowickiej z funkcji wicemarszałka Sejmu. Pani ta wśród swoich priorytetów umieszcza edukację seksualną, co daje pewność, że to zły kierunek. Pytanie jednak, dlaczego takim ludziom tak zależy na wychowaniu naszych dzieci? Może dlatego, że nie za bardzo wyszło im z własnymi.

Ludzki pies

Niedawno na stronie katowickiej „Wyborczej” pojawił się tekst o wiele mówiącym tytule „Wolę dobrze wychowanego psa niż rozwydrzone dziecko”. Jego autorka, dziennikarka gazety, Ewa Furtak, sprzeciwia się zakazowi wprowadzania psów do sklepów i innych miejsc użyteczności publicznej. Ujmuje się za jamnikiem swojej znajomej, który jest zadbany, „ma świetny charakter” i w ogóle to „po prostu pies ideał”. I oto taki ideał nie może wchodzić wszędzie ze swoją panią. „Taki zakaz to dyskryminacja. Dlaczego nikt nie wyprasza za drzwi centrum handlowego czy restauracji np. rodziców z wrzeszczącym i tupiącym nogami, rozwydrzonym dzieckiem? Według mnie takie towarzystwo jest o wiele bardziej uciążliwe niż obecność grzecznego, zdrowego psa. I na pewno szkodzi, choćby na nerwy” – czytamy. No cóż, pani redaktor, jest na to sposób. Skoro dziś cywilizacja doszła już do tego, że wygląd ciała człowieka nie świadczy o płci, to niedługo dojdzie i do tego, że nie świadczy również o człowieczeństwie. O człowieczeństwie będzie świadczyć na przykład to, że istota jest zdrowa, zadbana, nie wrzeszczy i nie tupie nogami. W ten sposób jamnik zostanie uznany za człowieka i będzie można z nim w kawiarni wypić kawę. A rozwydrzone dziecko poczeka sobie na smyczy przed lokalem.

Poligamia jeszcze nie

Sąd Najwyższy kanadyjskiej prowincji Kolumbia Brytyjska podtrzymał zakaz wielożeństwa (którego domagali się nie tylko mormoni, ale również środowiska „postępu”), wskazując, że przepisy chroniące związki monogamiczne są „wyraźnie uzasadnione w wolnym i demokratycznym społeczeństwie”. A więc odmowę legalizacji ludzkich zachcianek jednak można uzasadnić po prostu szkodliwością społeczną? Ciekawe, że przy legalizacji „małżeństw” homoseksualnych takiej szkodliwości już nie dostrzeżono. Widocznie „postępowcy poligamiczni” jeszcze tyle nie znaczą.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.