Patriotyzm w krótkich majtkach

Agata Puścikowska

|

GN 46/2011

Matka głowę zwiesiła, zaczerwieniła się wewnętrznie, nawet tłumaczyć za bardzo nie miała siły. Bo co tu tłumaczyć?

Agata Puścikowska Agata Puścikowska

Zaczęło się melodyjnie. Syn siedmiolatek przygotowywał się do uroczystej akademii z okazji 11 listopada. I cała rodzina, chcąc nie chcąc, wysłuchiwała raz „Przybyli ułani pod okienko”, to znowu „Pałacyk Michla”. Nie ta epoka? A proszę zabronić siedmiolatkowi patriotyczno-muzycznych porywów serca! A potem było pracowicie. Bo syn został w przedstawieniu Ułanem Drugim. Więc trzeba było wykonać ułańską czapkę. A że czasu na działania czapkarsko-artystyczne nie było właściwie wcale, to czapka powstawała na chwilę ostatnią, czyli w nocy przed akademią. Stos bristolu, kolorowe papiery, kleje, folie i inne. I do dzieła. Cztery długie godziny poświęcone na szamotaninę, krojenie, klejenie, składanie, kombinacje wszelkie. I w końcu czapka ułana współczesnego, mazowieckiego gotowa! A gdy okazało się, że zupełnie tragiczna nie jest, aktywowali się nagle pomocowo tata inżynier i wuj artysta. I pierwszy czapkę inżyniersko doprawił, a drugi artystycznie orzełka dorysował. I nawet wyciął. Czyli patriotyczny sukces miał, prócz matki, wielu ojców. Ponoć klasyka. Ułani zagrali brawurowo. A choć, ze względu na czapki bardzo różnego kalibru, nie za bardzo wiadomo było, z jakiego pułku pochodzą, na szczęście łączyło ich jedno: siedmioletnie serca były pełne zapału i patriotycznych uniesień. Więc i potem, w domu, mojemu osobistemu, siedmioletniemu ułanowi zebrało się na poważne, ojczyźniane rozmowy. O rozbiorach na ten przykład. W dużym skrócie: – Ale wiesz mamo, to dziwne. Byliśmy wielkim krajem i tak daliśmy się podzielić. Przecież wszyscy Polacy mogli walczyć z zaborcami! I co, nie dalibyśmy rady? – Pewnie byśmy dali. Ale sami byliśmy tak podzieleni i skłóceni, że nie wszyscy walki chcieli (delikatnie mówiąc).
– No to strasznie głupie! I wstyd! Dobrze, że jednak odzyskaliśmy tę niepodległość! – ułan coś chyba za mocno wczuł się w rolę.
Wieczorem 11 listopada, nadal w papierowej czapce na głowie z dumą w sercu, dorwał się ułan do telewizyjnych informacji. Kręcąc z politowaniem głową: – Mamo! Zobacz! Zamieszki w INNYM kraju, jakieś!... Matka głowę zwiesiła, zaczerwieniła się wewnętrznie, nawet tłumaczyć za bardzo nie miała siły. Bo co tu tłumaczyć? – Patrz mamo, piszą, że to Warszawa... Ułan zamilkł: – Ale dlaczego?! Przecież tak nie wolno! To strasznie głupie! Pamiętasz: podzieleni, skłóceni i...? I ułanowi w lewym oku błysnęła łza.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.