Nowy numer 13/2024 Archiwum

Odłączony

Efektowna, rozgrywająca się częściowo w wirtualnym świecie „Sala samobójców” Jana Komasy więcej mówi o współczesnej rodzinie niż o uzależnieniu od internetu.

Można zarzucić filmowi Jana Komasy, że operuje schematami, szczególnie w przedstawieniu relacji międzypokoleniowych. Konflikty czy zaburzenia w komunikacji między rodzicami i dziećmi zdarzają się jednak w każdym czasie i miejscu. Zmiany naprawdę rewolucyjne w tych relacjach przyniósł, co nie jest stwierdzeniem zbyt odkrywczym, rozwój internetu. Wydaje się nam, że dzięki niesamowitej łatwości komunikowania się z innymi, możemy, prócz informacji, znaleźć w nim wszystko. Miłość, przyjaciół, a nawet to, co dla każdego najważniejsze, rodzinę. Przynajmniej zastępczą, taką jaką odnalazł Dominik z filmu Komasy. Chociaż w „Sali samobójców” internet gra ważną rolę, nie jest to wyłącznie film o płynących z niego zagrożeniach, ale raczej o tym, dlaczego tak wielu młodych ludzi poszukuje w nim alternatywy dla świata, w którym żyją.

Dominik, bohater filmu, za kilka miesięcy będzie zdawał maturę. Pochodzi z zamożnego domu, niczego mu nie brakuje. Rodzice to ludzie sukcesu. Ojciec jest pracującym dla rządu ekonomistą, matka zajmuje się biznesem. Ma najnowszego laptopa, ze względu na bezpieczeństwo do szkoły i z powrotem przewozi go specjalnie wynajęty w tym celu samochód; w domu zajmuje się nim ukraińska gosposia. Chodzi do prywatnego liceum, które, jak mówi jego ojciec, kosztuje niezłą kasę. Jest dobrym uczniem, chłopcem wrażliwym i oczytanym, naprawdę interesuje się Hamletem, o którym opowiada w czasie egzaminu językiem szkolnych wypracowań. Żyje, wydawałoby się, w świecie, o którym marzą nastolatki w tym wieku. Jego kontakty z tzw. normalnym życiem ograniczają się do wydawania poleceń kierowcy czy zastraszonej gosposi.

Początek filmu sugeruje, że będzie to jeszcze jedna, pokazana w krzywym zwierciadle, opowieść z życia współczesnych elit. Znajdziemy tu kilka podanych z ironią obserwacji obyczajowych, w tym m.in. kapitalną scenę w operze, gdzie, oglądając brutalistyczne przedstawienie, męczą się zaproszeni przez ministra rodzice. Komasa portretuje też świat wkraczających w życie nastolatków i nie jest to bynajmniej obraz zbyt budujący. Bohater filmu poddaje się, podobnie jak jego koledzy, ciśnieniu płynących z mediów wzorów i zachowań. Część z nich złożyć można na karb młodzieńczej niedojrzałości, inne wynikają z głupoty i chęci zaznaczenia swojej obecności w szkolnym środowisku. W tym świecie należy się czymś wyróżniać, a najłatwiejszy sposób to taki, który wymaga minimum wysiłku. Dramat, i to naprawdę mroczny, zaczyna się w momencie, kiedy w czasie szkolnego balu Dominik przyjmuje głupawy zakład. Konsekwencją tego wydarzenia będzie poczucie wyobcowania i izolacji. Tym bardziej że każde bulwersujące wydarzenie może dzisiaj dzięki komórce trafić do internetu i stać się własnością publiczną.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
DO POBRANIA: |
oceń artykuł Pobieranie..

Dziennikarz działu „Kultura”

W latach 1991 – 2004 prezes Śląskiego Towarzystwa Filmowego, współorganizator wielu przeglądów i imprez filmowych, współautor bestsellerowej Światowej Encyklopedii Filmu Religijnego wydanej przez wydawnictwo Biały Kruk. Jego obszar specjalizacji to film, szeroko pojęta kultura, historia, tematyka społeczno-polityczna.

Kontakt:
edward.kabiesz@gosc.pl
Więcej artykułów Edwarda Kabiesza