Blessing Offor to wschodząca gwiazda na muzycznej scenie chrześcijan.
Jako sześciolatek przybył z wujkiem z Nigerii do USA w nadziei na dobrą opiekę lekarską. Od urodzenia nie widział na jedno oko. Pięć lat później całkowicie stracił wzrok. Dorastał zasłuchany w klasykę soulu i rhythm and blues. Wcześnie opanował grę na fortepianie. Po studiach szukał własnej drogi, muzykując w Nowym Jorku. Wreszcie zamieszkał w Nashville, mieście bluesa i country. Niech nikogo to nie zmyli. Na krążku „My Tribe” słyszymy kolaż takich gatunków jak soul, retropop, gospel. A Blessing Offor mógłby stanąć w jednym szeregu z takimi wokalistami jak Jon Batiste czy John Legend. W swoim debiucie jasne, pełne optymizmu dźwięki sprzęga z podnoszącymi na duchu tekstami. „Nie myślę o sobie jako artyście chrześcijańskim. Raczej o artyście, który jest chrześcijaninem” – mówi o sobie.
Rada, jakiej udzielił mu Chris Tomlin, autor słynnych pieśni uwielbienia, brzmiała: „Wszystko, co powinieneś robić, to być sobą”. Offor śpiewa o miłości, nadziei, pokonywaniu trudności. Nie ma jednak wątpliwości, że to Jezus jest źródłem światła, jakie niesie niewidomy piosenkarz. „Jeśli twój krzyk jest głuchy, a serce płacze zbyt głośno… Przyrzekam, że miłość odnajdzie cię w twoim bólu” – zapewnia w utworze „Brighter Days”. W jednym z wywiadów dopowiada: „Nie chcę innego życia niż swoje. Wszyscy odnajdujemy siebie tam, gdzie Bóg nas zapragnął. Jesteśmy wyposażeni, by robić to, czego On od nas oczekuje”.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się