Nowy numer 22/2023 Archiwum

Głębiej jeszcze trzeba, Tereso

Czytała w ludzkich duszach, nosiła stygmaty. Była pierwszą Polką, która napisała autobiografię. Sama królowa całowała jej rękę. Jak to możliwe, że taka kobieta nie jest powszechnie znana?

Matka Teresa od Jezusa (Marianna Marchocka) urodziła się w 1603 r. Była szlachcianką ze Stróży k. Zakliczyna (diecezja tarnowska). W wieku 17 lat wstąpiła do karmelitanek bosych w Krakowie. Później kierowała klasztorami we Lwowie i Warszawie. Tam też zmarła w wieku 49 lat. Po kasacie klasztoru w 1818 r. jej zmumifikowane ciało przeniesiono do Krakowa, gdzie do dziś spoczywa w Karmelu na Wesołej (przy ul. Kopernika). Z początku była uważana za opętaną albo epileptyczkę, a nawet za oszustkę. Z czasem jednak coraz więcej osób zaczęło uważać ją za świętą.

Jak św. Teresa z Ávili

Kilka lat przed śmiercią na polecenie kierownika duchowego, o. Ignacego od św. Jana Ewangelisty, zaczęła spisywać duchową (a po części także historyczną) autobiografię. Jest ona uważana za pierwszą autobiografię kobiety w dziejach literatury polskiej. Z początku matka Teresa sądziła, że jej pisma przeznaczone będą wyłącznie dla oczu jej spowiednika. Gdy zorientowała się, że o. Ignacy nie pali ich po przeczytaniu, chciała zaprzestać pisania. Nie zrobiła tego wyłącznie ze względu na posłuszeństwo kierownikowi duchowemu. On tymczasem zauważył, że jego penitentka nie tylko doświadcza zjawisk duchowych, ale też potrafi je opisywać i kategoryzować. Uważał, że jej pisma mogłyby być – i później rzeczywiście były – pomocą dla kolejnych pokoleń karmelitanek. To upodabniało polską matkę Teresę od Jezusa do jej wielkiej hiszpańskiej imienniczki.

Jak św. o. Pio

Matka Teresa miewała wizje dotyczące konkretnych osób. Dzięki charyzmatowi poznania dowiadywała się o duchowych niebezpieczeństwach. Tak było z niewymienioną z imienia osobą, za którą się modliła. „Powiedział Pan, że ta osoba wiele ma szkody w duszy i niebezpieczna, że źle zażywa sakramentów” – pisała matka Teresa, dodając, że w ten sam nadprzyrodzony sposób dowiedziała się o okolicznościach tego „złego zażywania sakramentów” i że otrzymała polecenie, by powiedzieć o tym samej zainteresowanej. „Na co ja się zlękła i nie widziałam sposobu, jako to uczynić” – przyznała wizjonerka. W końcu jednak posłusznie wykonała nakaz. „Zlękła się ta osoba barzo, jakom ja to wiedzieć mogła, i przyznała się zaraz, że tak. (…) I uczyniła poprawę w tym ta osoba” – zanotowała karmelitanka.

O kimś innym pisała: „Pokazano mi onę osobę nie ludzkim jakim sposobem, ale to, co się z jej duszą działo, wyrażając wszytkę w plugastwach i nimi powiązaną, że się ruszyć ani sobie rady dać nie mogła, strapioną i szpetną barzo. (…) I rzeczono mi: »odzieraj z tych plugastw«” – pisała matka Teresa, dodając, że przez „odzieranie” rozumiała modlitwę za ujrzanego w wizji człowieka. Tak też uczyniła. A potem spotkała tę osobę i – znów z lękiem – wyznała jej, co zobaczyła w mistycznej wizji. „Pytała się ode mnie dnia i czasu, którego obaczyła się, i przypomniała, co się z nią wtenczas działo; z dziękowaniem przyjęła ode mnie ze skruszeniem i z żalem swoim, upominając mię do końca o modlitwę” – relacjonowała matka Teresa. Dodała, że jeszcze wielokrotnie czuła, co dzieje się z duszą tej osoby, i wspierała ją w sposób duchowy.

Stygmaty

O nich karmelitanka nie pisała nic. Wiemy o nich ze świadectw zanotowanych już po jej śmierci. Oto co s. Anna Maria od Jezusa zeznała o wydarzeniach z 16 października 1651 r. (czyli w wigilię święta stygmatów św. Franciszka). Matka Teresa leżała już wtedy na łożu śmierci. „Obaczyłam na nogach jej dwie ranie równo przeciwko sobie w obudwu nogach nad kolany, barzo świże, krew w nich rzadka, tak właśnie jakoby dopiero gwóźdź jaki z ciała wyrwał” – relacjonowała s. Anna Maria. A następnego dnia pisała: „Obaczyłam na rękach nad łokciem także przeciwko sobie dwie ranie, lecz nie były krwawe, jeno barzo jakieś jasne, czego nie mogę tak wyrazić, bo były bielsze niż ciało, a jakoby mgłą otoczone” – zaświadczyła karmelitanka. Potwierdziły to jeszcze trzy inne siostry i spowiednik stygmatyczki o. Ignacy.

Wizje

Z autobiografii matki Teresy dowiadujemy się, że doświadczenia mistyczne pojawiły się u niej po raz pierwszy, gdy miała 21 lat.

W pierwszej albo przynajmniej jednej z pierwszych wizji młoda zakonnica ujrzała św. Józefa. „Po komuniej weszłam w jeden kąt spokojny do kaplicy, kędy mnie nikt nie widział. Byłam wszytka zebrana w duchu z obróceniem się do Boga; nie wiem, jakim to sposobem, bo nie widzeniem żadnym, gdyż oczy dobrze zawarte miałam, stawił mi się Józef św.” – pisała wiele lat później matka Teresa. Dodała, że przybrany ojciec Pana Jezusa przekonywał ją, że powinna iść za głosem duchowego pragnienia i nie rezygnować z życia zakonnego. „Z onej przytomności Józefa św. barzom się upłakana obaczyła, ale z wielkim pokojem i ukontentowaniem moim, weselem duszy i umocnieniem” – wspominała.

Któregoś razu ujrzała Matkę Bożą. „Wyraził mi się majestat bardzo piękny, w nim Panna Najświętsza w wielkiej piękności” – pisała karmelitanka. W innej wizji ujrzała Matkę Bożą w towarzystwie wielu świętych. Wyznała Jej swoje słabości. „A panna, oświecając złość moją w pysze, w niewdzięczności, rzekła: »Głębiej jeszcze trzeba, Tereso, jeszcze niżej, jeszcze niżej, Tereso, trzeba«. Czułam z tego pociechę wielką, że mnie Najśw[iętsza] Panna imieniem własnym mianowała” – zanotowała.

Bóg zginął i nie było Go dla mnie

Podobnie jak inni mistycy, doświadczała też duchowej oschłości i ciemności. „Po chorobie tom więcej i ciężej czuła opuszczenie od Boga z ciemnościami i zakryciem od duszy, jakich nigdy przedtem nie miewałam, z zamieszaniem zmysłów (…). Czułam się, jakoby mi już Bóg zginął i nie było Go dla mnie, i ja od Niego oddalona. (…) O Boże, bądź ze mną! Ty sam wiesz, co się ze mną działo w takich mękach, w opuszczeniu i odrzuceniu od Ciebie, bom tak się czuła” – pisała.

Sława świętości matki Teresy dotarła na dwór królewski. Królowa Ludwika Maria Gonzaga często odwiedzała ówczesną przeoryszę Karmelu w Warszawie w towarzystwie swego męża króla Jana Kazimierza. Ktoś zanotował: „Królestwo (…) oka z niej nie spuściło, słuchając pilnie, co mówiła, wychodząc zaś, nisko się kłaniali, a Królowa rękę jej całowała”.

Jaka była Marianna/Teresa, gdy nie doznawała cudownych wizji? W rodzinie była uważana za trudne dziecko. Jako przełożona zakonna była wymagająca. Mimo to była lubiana, gdziekolwiek się znalazła. „Wszystkiemu potrafiła dać duszę, tak karnawałowej zabawie, jak życiu klasztornemu. Zakonnice w chwilach trudnych przy niej czuły się bezpiecznie” – pisał zmarły przed kilku laty karmelita o. Czesław Gil.

Postacią matki Teresy zafascynowany był św. Rafał Kalinowski. Na początku XX w. próbował doprowadzić do wszczęcia jej procesu beatyfikacyjnego. Ostatecznie udało się to dopiero w 2007 r. Zakończył się już etap diecezjalny. Jak powiedział postulator procesu karmelita bosy o. Szczepan Praśkiewicz, podstawowy dokument przedstawiający życie matki Teresy, czyli tzw. positio, gotowy będzie nie prędzej niż za rok, dwa. •

Maryla Ścibor-Marchocka

Potomkini Pawła Adama Ścibora z Marchocic Marchockiego, brata matki Teresy, dziennikarka, pisarka, współzałożycielka Teatru Rapsodycznego w Warszawie, ostatnia nosząca nazwisko Ścibor-Marchocka Matka Teresa prowadziła mnie przez całe życie. Obrazek z jej podobizną dostałam od babci na Pierwszą Komunię. Jej kult był w naszej rodzinie od zawsze. Mój ojciec był bardzo zdziwiony, gdy postulator procesu beatyfikacyjnego poprosił go o rozmowę, bo był przekonany, że matka Teresa od dawna jest już błogosławioną. Na Podolu i na północnym Mazowszu, gdzie mieszkały dwie gałęzie naszej rodziny, do dziś można w domach znaleźć obrazy matki Teresy, także u greckokatolickich Ukraińców. Trzecia, wygasła w XIX w. gałąź mieszkała w Seceminie (Małopolska). Jej członkowie wspierali krakowski Karmel, bo – jak mówili – „to klasztor naszej kuzynki”. Matka Teresa opiekuje się naszą rodziną. Jest szczególną patronką kobiet w ciąży i małych dzieci oraz cierpiących z powodu migreny i udaru. Za jej wstawiennictwem wypraszane były łaski nawrócenia na łożu śmierci. Ponadto żołnierze zwycięsko walczący z Kozakami i Tatarami pod Beresteczkiem (1651) twierdzili, że nad polem bitwy widzieli postać kobiety w karmelitańskim habicie i miała to być właśnie Matka Teresa. Jej to przypisujemy ocalenie mojej babci, która przeżyła, choć spuchła już z głodu na Syberii podczas II wojny światowej. Cudem ocalał także tata, bo podczas forsowania Wisły pod Warszawą, wiedziony wewnętrznym głosem, odmówił wejścia do pontonu, który potem jako pierwszy został zatopiony wraz ze wszystkimi na pokładzie. Relikwie matki Teresy są w naszej rodzinie przekazywane z pokolenia na pokolenie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jarosław Dudała

Redaktor serwisu internetowego gosc.pl

Dziennikarz, z wykształcenia prawnik, były korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej w Katowicach. Współpracował m.in. z Radiem Watykańskim i Telewizją Polską. Od roku 2006 r. pracuje w „Gościu Niedzielnym”. Jego obszar specjalizacji to problemy z pogranicza prawa i bioetyki. Autor reportaży o doświadczeniach religijnych.

Kontakt:
jaroslaw.dudala@gosc.pl
Więcej artykułów Jarosława Dudały

 

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Quantcast