Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Wszystkich Świętych

Nie wiemy ilu ich jest. Zapewne każdego dnia więcej. Z sytej Europy, męczeńskiej Azji, żyjącej w biedzie Afryki czy pełnych kontrastu Ameryk. Kiedyś - miejmy nadzieję - i my do ich grona dołączymy.

Oswajanie śmierci

Marcin Jakimowicz

Zakonnik podszedł do umierającego brata, poklepał go po ramieniu i rzucił: „Trzymaj się”. A tamten jęknął: „Łatwo powiedzieć”. Czy da się zajrzeć śmierci w oczy bez histerii i panicznego strachu? Czy można na nią czekać spokojnie, sącząc coca-colę?

Wszystkich Świętych   – Jak ma wyglądać mój pogrzeb? Ma być świętem – opowiada brat Tomasz Regiewicz. Na zdjęciu z ikoną zmartwychwstania. Józef Wolny /Foto Gość

W naszym mieście, Sztokholmie, 90 proc. zmarłych jest poddawanych kremacji. Ponad 45 proc. urn z prochami pozostaje nieodebranych przez rodziny. W ostatnim czasie zauważyliśmy ogromną liczbę pochowków bez żadnej specjalnej ceremonii – opowiadał w programie „Raport Specjalny” Boerje Olsson, dyrektor techniczny cmentarza. – Pracownicy krematorium nie wiedzą, czyje zwłoki spalają. Znają tylko numer identyfikacyjny nieboszczyka. W wielu środowiskach pojawiają się głosy, jak najlepiej ekonomicznie wykorzystać fakt masowych kremacji. Czy do ogrzewania własnego budynku, jak w naszym krematorium, czy też, jak w drugim sztokholmskim krematorium, jako podłączenie do systemu ogrzewania miasta, co jest lepszym rozwiązaniem.

Dramat. Czy można umierać inaczej? Żyjemy w kulturze, która na słowo „śmierć” reaguje histerycznie. I pakuje ją albo w „Powrót żywych trupów”, albo w żenujące prowokacje Marilyna Mansona. Kultura śmierci nie mówi o śmierci, bo się jej panicznie boi. Chrześcijanie mają w sobie świętą bezczelność. Mówią głośno: śmierć została pokonana. Co wcale nie znaczy, że poklepują ją po ramieniu i nie wycierają łez nad grobami bliskich. Trudno pisać o śmierci, a jeszcze trudniej jej zakosztować. Znajomy muzyk neofita paradował przed laty po ulicach w koszulce „Ready to die” (Gotowy, by umrzeć). Do czasu, gdy jego rodzina otrzymała list z pogróżkami. Ktoś napisał, że wydano na nią wyrok śmierci. Wisielczy humor? Poważna groźba? Nie wiadomo. Wystarczyło, by znajomy przestraszył się i przestał udawać chojraka. Schował koszulkę do szafy.

Czekał, sącząc coca-colę
Gdy pierwszy raz zapukałem do nietypowego klasztoru kapucynów na katowickim Załężu, zafascynowała mnie rozmowa braci. Przy stole siedziało trzech brodatych zakonników, którzy przed laty zamieszkali w brudnym, odrapanym familoku. Nie przyjmują pieniędzy za posługi duchowe, a gdy są głodni, żebrzą po domach o chleb. Jeden z nich czuł się bardzo słabo. – Tomek od dawna opowiada o tym, jak ma wyglądać jego pogrzeb – rzucili bracia. – Da się oswoić śmierć? – pytam brata Tomasza Regiewicza – Tak. Da się. Ktoś może powiedzieć: mówię tak, bo mam dopiero czterdzieści kilka lat i śmierć nie zagląda mi codziennie w oczy. Ale kto wie? Nie znamy dnia ani godziny. Nie wiem, czym jest śmierć. Nie będę tego wiedział aż do chwili, gdy sam będę umierał. To jednorazowe doświadczenie. Widziałem jednak ludzi gotowych na śmierć. W Krakowie mieszkał brat Romuald – święty człowiek. Miał ponad dziewięćdziesiąt lat. Był pogodny, przygotowany, czekał.

Nie robił żadnych duchowych fikołków, cudem było jego życie, przylgnięcie do Jezusa. Dwa razy przeżył wylew i bracia myśleli, że już się nie podniesie. A on wstawał. Spisał testament, żegnał się z braćmi. Kochał życie, ale nie trzymał się go kurczowo. Nie biegał od lekarza do lekarza. Żył spokojnie. Pił coca-colę, a bracia kręcili głowami: „Ojcze, niech ojciec to zostawi. Ta coca-cola taka niezdrowa”. A on na to: „Niezdrowa, niezdrowa, ale jaka dobra!” (śmiech). Ja nie boję się mówić o śmierci. Może dlatego, że będąc w szkole średniej, przeżyłem już pewien rodzaj umierania? Potężny kryzys, zawirowanie, utratę sensu życia. Myślałem realnie o samobójstwie. Patrzyłem na świat z wysokości dziesiątego piętra bloku w Zabrzu i wszystko wydawało mi się przeraźliwie płaskie. To wiązało się też z dramatycznym zerwaniem ważnych dla mnie relacji. Nie widziałem żadnego sensu w tym, by zbudzić się następnego dnia, ubrać się, zdawać jakieś egzaminy. Po co? Od chwili, gdy spotkał mnie Pan Bóg, widzę jedyną perspektywę życia: być Jego synem, pełnić Jego wolę. Co wcale nie znaczy, że potrafię to robić.

« 17 18 19 20 21 »
oceń artykuł Pobieranie..

Marcin Jakimowicz

Dziennikarz działu „Kościół”

Absolwent wydziału prawa na Uniwersytecie Śląskim. Po studiach pracował jako korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej i redaktor Wydawnictwa Księgarnia św. Jacka. Od roku 2004 dziennikarz działu „Kościół” w tygodniku „Gość Niedzielny”. W 1998 roku opublikował książkę „Radykalni” – wywiady z Tomaszem Budzyńskim, Darkiem Malejonkiem, Piotrem Żyżelewiczem i Grzegorzem Wacławem. Wywiady z tymi znanymi muzykami rockowymi, którzy przeżyli nawrócenie i publicznie przyznają się do wiary katolickiej, stały się rychło bestsellerem. Wydał też m.in.: „Dziennik pisany mocą”, „Pełne zanurzenie”, „Antywirus”, „Wyjście awaryjne”, „Pan Bóg? Uwielbiam!”, „Jak poruszyć niebo? 44 konkretne wskazówki”. Jego obszar specjalizacji to religia oraz muzyka. Jest ekspertem w dziedzinie muzycznej sceny chrześcijan.

Czytaj artykuły Marcina Jakimowicza