Ukraina. Kiedy skończy się wojna? Czy widać jakieś rozwiązanie na horyzoncie?

Maciej Rajfur Maciej Rajfur

|

05.05.2024 08:16 Gość Niedzielny

publikacja 05.05.2024 08:16

Rakiety, bomby, drony. A może pokój i koniec gehenny. W jakiej sytuacji militarnej, społecznej, politycznej i gospodarczej jest obecna Ukraina? Czy ktoś już poważnie myśl o jej odbudowie, a uchodźcy o powrocie do ojczyzny? Przedstawiamy obecną sytuację za wschodnią granicą.

Ukraina. Kiedy skończy się wojna? Czy widać jakieś rozwiązanie na horyzoncie? Jedna diagnoza jest pewna: społeczeństwo ukraińskie jest absolutnie tą wojną wykończone. o. Piotr Bęza CMF

Nie da się ukryć, że to, co dzieje się za wschodnią granicą, już coraz mniej interesuje nasze społeczeństwo. To efekt „zmęczenia” tematem długofalowego, ponad 2-letniego konfliktu, który niesie za sobą naturalne przyzwyczajenie i oswojenie. Mimo to opinia publiczna w naszym kraju potrzebuje ciągłego zrozumienia, wydarzeń na Ukrainie. Dla Polski i Polaków inwazja rosyjska przez swoją rozciągłość czasową kompletnie nie straciła na wadze.

Konflikt na wycieńczenie

Od paru miesięcy obserwujemy wojnę pozycyjną. Bardzo długa linia frontu nie przesuwa się na korzyść żadnej ze stron. Ostatnim dużym posunięciem było zajęcie Chersonia przez Ukraińców w listopadzie 2022 roku. Od tamtej pory frontowe modyfikacje sięgają kilkunastu do kilkudziesięciu kilometrów i nie mają strategicznego znaczenia. – Mimo to dynamika wojenna jest bardzo duża. Kontrofensywa ukraińska zakończyła się fiaskiem. Rosjanie odbili część terenów i to oni przejęli inicjatywę. Oni nacierają, prowadzą działania zaczepne i dostosowują swoją taktykę. A Ukraińcy po prostu się bronią – mówi Tadeusz Iwański, ekspert z Ośrodka Studiów Wschodnich.

Strategia najeźdźców polega obecnie na wypychaniu obrońców z kolejnych małych punktów oporu. Ich celem jest narzucenie długotrwałej wycieńczającej walki okopowej. Z pewnością mają przewagę choćby dzięki własnej produkcji amunicji artyleryjskiej. Dysponują większym potencjałem w piechocie, umocnieniach, polach minowych i dronach. – Patrząc na jednostki liniowe różnicę na korzyść Rosjan określa stosunek nawet 7 do 1. Choć stosowane przez nich metody wojenne bywają prymitywne i przynoszą duże straty zarówno w ludziach jak i w sprzęcie, to spełniają w ogólnym rozumieniu cel - wykończenie drugiej strony – analizuje T. Iwański.

Jak to wygląda po stronie Ukrainy? Na ten moment dysponuje armią 40-latków nierotowanych od początku wojny. Jednostki są niekompletne. W ostatnim czasie prezydent Wołodymyr Żeleński przyjął ustawę o mobilizacji, która m.in. obniża wiek poborowy z 25 na 27 lat. Jednak w ocenie ekspertów nie są to kroki na tyle odważne, by odwrócić losy wojny. – Ukraina posiada niedostateczną ilość fortyfikacji. Rząd wydzielił na to dodatkowe środki – setki milionów dolarów – lecz te działania są mocno spóźnione – uważa pracownik Ośrodka Studiów Wschodnich. Jego zdaniem w tym momencie nic nie wskazuję na sukces jednej i drugiej strony.

Drony zadają ciosy

Czy to wszystko oznacza porażkę Ukrainy? Niekoniecznie. Nasi wschodni sąsiedzi odnoszą ważne zwycięstwa, ale nie na lądzie. Chodzi o zastosowanie powietrznych i morskich dronów dalekiego zasięgu. Latem 2023 roku pierwsze tego typu obiekty latały nad Moskwą. To było osiągnięcie techniczne, ale miało również znaczenie psychologiczne. Chodziło o to, by pokazać Rosjanom, że wojna dzieje się też u nich w państwie. W styczniu tego roku drony rozpoczęły serie ataków na rosyjskie rafinerie i inne obiekty przemysłowe, nawet 1300 km od granicy rosyjskiej. Straty agresorom zadają również morskie drony uderzeniowe. Dzięki nim udało się zatopić i uszkodzić kilka ważnych jednostek rosyjskiej floty czarnomorskiej. To z kolei otworzyło Ukrainie niezwykle strategiczny korytarz handlowy na Morzu Czarnym, czyli trzy wielkie porty. Przed wojną dwie trzecie eksportu szło tamą drogą i zablokowanie jej przez wojnę spowodowało np. konflikt polsko- ukraiński czy rumuńsko – ukraiński.

Na Ukrainie funkcjonuje obrona cywilna, ale także ona ma swoje absurdy. - Schronów w miastach jest dużo. Władze wcześniej wynajmowały te pomieszczenia prywatnym firmom, które w przypadku wojny powinny zwalniać natychmiast te przestrzenie. Tak się często nie działo. - Sprywatyzowane schrony bywały zamknięte. W jednym przypadku byłem świadkiem, jak zrobił to po prostu bank. Ale ludzie brali sprawy w swoje ręce i wyłamywali drzwi. Często to właśnie schrony funkcjonują jak szpitale – opowiada Piotr Andrusieczko, jeden najbardziej cenionych polskich korespondentów wojennych na Wschodzie.

Przekazuje, że obecnie trwa faza zmasowanych ataków rosyjskich i skala zniszczeń jest ogromna. - Umocnienia Ukraińców są o wiele lepsze niż w początkowej fazie wojny, ale u wroga zmieniły się założenia taktyczne. Nie ma juz tej słabości rosyjskiej armii, którą widzieliśmy na początku. Nikt nie wie, jak będzie wyglądał sezon jesienno-zimowy. Pod Kijowem Rosjanie zniszczyli dużą elektrownię. Najgorsza sytuacja jest w Charkowie. Jeśli zima okaże się surowa, trzeba będzie ewakuować to wielkie miasto – zapowiada Andrusieczko. On sam nie widzi na horyzoncie przełomowego momentu, który doprowadziłby do politycznych uregulowań. Choć przyznaje, że Ukraina znajduje się w naprawdę trudnej sytuacji. Wizja rozmów z wrogiem wydaje się coraz pilniejsza mimo tego, że Ukraińcy dostali w końcu od Stanów Zjednoczonych kolejną transzę wsparcia na prowadzenie wojny, wstrzymywaną od pół roku. Chodzi o ponad 60 mld dol.

Ludzie mają dość

Jedna diagnoza jest pewna: społeczeństwo ukraińskie jest absolutnie tą wojną wykończone. – W pierwszym roku Ukraińcom udało się obronić Kijów i wypchnąć Rosjan z północy. Potem nastąpiła udana ofensywa w obwodzie charkowskim i zajęcie Chersonia. Wtedy nastroje były optymistyczne, ochotnicy garnęli się do wojska. Dzisiaj wygląda to inaczej – opisuje Tadeusz Iwański. W kraju znajduje się kilkanaście milionów uchodźców wewnętrznych. Spada odsetek tych, którzy uważają że sprawy idą w dobrym kierunku.

Nastroje społeczne determinuje sytuacja na froncie. Wraz z początkowymi sukcesami naród optymistycznie patrzył w przyszłość. Mimo, że doszło do pełnoskalowego konfliktu, uważano, że będzie dobrze. To myślenie się szybko zmienia. - Lutowe badania pokazały ze odsetek pesymistów jest pierwszy raz większy niż optymistów. Społeczeństwo przestało ufać władzom. W maju 2022 roku 90 procent Ukraińców popierało Żeleńskiego, teraz 60. Dramatycznie spada zaufanie do rządu i do parlamentu, choć ono zawsze było bardzo niskie – informuje ekspert OSW ds. Ukrainy.

Na dużym poziomie utrzymuje się z kolei zaufanie do wojskowych oficerów oraz wolontariuszy. Uważa się, że to weterani i liderzy wolontariatu będą przyszłymi politykami na Ukrainie. Podczas kryzysu i permanentnych niedoborach w wojsku to wolontariusze pełnią kluczową rolę. Po fiasku ukraińskiej kontrofensywy ani społeczeństwo, ani władze nie mają wizji, na czym miałaby polegać wygrana. Politycy powtarzają, że nie pójdą na żadne kompromisy z Rosją i należy walczyć o powrót do pełnych konstytucyjnych granic, razem z Krymem i Donbasem. – Niepokojąco rośnie odsetek ludzi, którzy uważają, że za cenę pokoju warto oddać Rosjanom część terenu. Politycy Kremla natomiast mówią wprost, że chcą zetrzeć naród i państwo ukraińskie – dodaje Iwański. Z drugiej strony wojna stała się nową normalnością. Naloty i alarmy bombowe nie robią na ludziach wrażenia. Żyją w stałym tempie i wielu już nie udaje się do schronów w momentach zagrożenia.

Polityczne nastroje

Strategicznym zjawiskiem obecnie na Ukrainie jest uchylanie się od mobilizacji wojskowej. Okazuje się ono coraz większe. W przestrzeni publicznej powszechne są informacje o sposobach uchylania się od praktyki wojskowej. W 2023 roku aż 235 tys. mężczyzn w wieku poborowym nie zgłosiło się na wezwanie do armii. Ta liczba rośnie i wzrosła o 10 proc. z roku 2022 na 2023. Zgodnie z ukraińskim prawem tacy mężczyźni nie mieli prawa opuścić kraju. Na to nakłada się jeszcze ogromna skala korupcji i wszystko tworzy poważne podziały w społeczeństwie. – Na jednym biegunie  stoją żołnierze, ich rodziny i wolontariusze, a na drugim ta część, która się od tego ogromnego wysiłku odcina i żyje swoim życiem – tłumaczy T. Iwański.

Na Ukrainę wróciła rywalizacja polityczna. Opozycja wobec prezydenta oraz media jawnie krytykują Żełeńskiego, oskarżając go o kłamstwa, zaniechania i brak kompetencji. Np. fakt, że Ukraina bardzo szybko utraciła cześć obwodu zaporoskiego i chersońskiego. Negatywnym echem odbiło się zdymisjonowanie przez Żełeńskiego gen. Wałerija Załużnego, byłego naczelnego dowódcę sił zbrojnych. Wielu mówi, że zadziałały tu względy ambicjonalne. Prezydentowi w kraju zarzuca się niechęć do podejmowania niepopularnych decyzji oraz zawłaszczanie i centralizowanie władzy.

– Ta krytyka wydaje się częściowo uzasadniona. W kwestii medialnej szczególnie. Ludzie przestają wierzyć rządowemu przekazowi. Wiedzą, jakie są problemy ich armii. Debata publiczna u naszych wschodnich sąsiadów ma się dobrze. Istnieje pluralizm, można krytykować prezydenta, jednak nie w głównych stacjach telewizyjnych. Dalsze marginalizowanie roli parlamentu jest faktem. To ma być maszynka do produkowania ustaw, a nie istotny podmiot politycznym – wyjaśnia ekspert.

Wyborcze szachy

Nasilająca się rywalizacja polityczna mogłaby w najbliższym czasie uzyskać ujście w formie wyborów. Ze względu jednak na stan wojenny panujący w całym kraju nie można ich przeprowadzić. Przypomnijmy, że wybory prezydenckie miały odbyć się w marcu tego roku. – Rosjanie wykorzystują taki stan rzeczy, podważając w swojej propagandzie pozycję i mandat społeczny Żełeńskiego. Nie ma co ukrywa, że gdyby wybory się odbyły, partia Żełeńskiego nie zdobyłaby większości, zaś on sam miałby duże szanse przegranej, nawet z politykami starej generacji – mówi T. Iwański.

Pojawiają się jednak pytania. Jak przeprowadzić wybory przy tak olbrzymim ruchu wewnątrz kraju i tyloma uchodźcami za granicą? Jest ich ok. 6 milionów. Brakuje rejestru wyborczego. Kto by się podjął takiego ustalenia? Jak zapewnić udział w wyborach wojskowym, którzy walczą na froncie? Jak zorganizować swobodną i równą dla wszystkich kampanię wyborczą oraz agitację polityczna, skoro ze względu na stan wojenny obowiązuje zakaz zebrań? A nawet gdyby to się udało, czy legitymacja takiego prezydenta i parlamentu byłaby silna? Na te wątpliwości nie ma jednoznacznych odpowiedzi. – Dlatego wybory są mało prawdopodobne, szczególnie, że na Ukrainie mamy jeszcze tradycje rządzenia dekretami – podsumowuje pracownik OSW.

Wojna pochłania majątek

Rosjanie w 2023 roku zaprzestali niszczenia infrastruktury energetycznej i strategicznej, natomiast w 2024 roku zmienili taktykę. Atakują obiekty generacji, elektrownie i elektrociepłownie, które produkują prąd. Efekty tego są bardzo bolesne, stąd gospodarka ukraińska przeżywa różne fale. Ukraina ma pod swoją kontrolą trzy elektrownie jądrowe, natomiast nie posiada mniejszych elektrowni, które mogłyby stabilizować system. Deficyt prądu to problem dla ludzi, ale i przemysłu, szczególnie dla hutnictwa.

Sytuacja finansowa wydaje się stabilna choć oczywiście bardzo daleka od ideału. Kluczową rolę odgrywa wsparcie państw Zachodu. Kwestie bezpieczeństwa pochłaniają połowę ukraińskiego budżetu. Druga połowa przeznaczana jest na sprawy socjalne jak np. szpitale, szkoły, urzędy. Rocznie na wojnę idzie 40 mld dolarów. A drugie tyle trzeba pozyskać z Zachodu. W 2022 i 2023 się udawało. Obecnie jednak pojawiają się trudności. Procedowanie pakietu dla Ukrainy w amerykańskim Kongresie idzie mozolnie. – Duży problem mamy również z edukacją. Sporo dzieci uczy się on-line. W Kijowie to 70 tysięcy – prawie jedna piąta. Tylko w 2023 roku według ministerstwa edukacji i nauki w wyniku bombardowań ucierpiało 3798 instytucji edukacyjnych, zaś 365 zostało całkowicie zniszczonych – raportuje Olga Worożbyt, dziennikarka „Tygodnika Ukraińskiego”.

Czy możemy oczekiwać podpisania porozumienia pokojowego? - Ja tego osobiście nie widzę. Ukraina nie jest do tego gotowa, a nie przegrywa aż tak bardzo, by być zupełnie pod ścianą. Rosją czuję, że wygrywa i uważa, że wkrótce wykończy Ukrainę. Widzi zmęczenie wojną na Zachodzie choćby po coraz bardziej opornym przeznaczaniu pieniędzy. Putin dodatkowo liczy na eskalację innych konfliktów, bo to przekieruje uwagę świata. Miejmy nadzieję, że się przeliczy – uśmiecha się gorzko Tadeusz Iwański.

Powrót i odbudowa – kiedy?

Czy Ukraińcy chcą wracać zza granicy do swojej ojczyzny? To zależy od konkretnych sytuacji. Maria Górska, dziennikarka Espresso TV, matka dwójki małych dzieci, na razie nie planuje powrotu, choć zostawiła tam świeżo wybudowane mieszkanie. – Na początku wojny mieliśmy 20 minut, żeby od alarmu zejść pod ziemię np do stacji metra. Ale później to się zmieniło. Słyszeliśmy alarm, a chwilę później trwał już atak rakietowy. Nie możemy ryzykować życia naszych dzieci. Dlatego teraz powrót jest dla wielu niemożliwy. Nawet w Polsce miałam sąsiadów-Ukraińców, którzy wyjechali do Hiszpanii ze strachu. Bali się, że wojna przeniesie się dalej, w głąb Europy. Mówili: „Nasze dzieci nie przeżyją tego drugi raz”. Wielu Ukraińców, w tym ja, oświadczamy wprost: wrócimy, jak będzie bezpiecznie – opowiada M. Górska.

Zdaniem obserwatorów i ekspertów od wojny ukraińsko-rosyjskiej - nikt nie myśli na razie poważnie o odbudowie Ukrainy. To inwestycje i żywy pieniądz, którego Ukraińcy po prostu nie mają. Tak naprawdę realnie możemy o tym mówić dopiero wtedy, kiedy zakończą się działania wojenne. Dodatkowo problemem w tym względzie jest jeszcze korupcja – zdecydowanie największa bolączka Ukrainy zaraz po wojnie.

– Ukraińskie firmy bardzo tłumnie napływają do naszego kraju. W tej chwili to prawie 50 tysięcy jednoosobowych działalności gospodarczych ukraińskich w Polsce. Zainteresowanie polskich firm Ukrainą na tym etapie jeszcze nie jest tak intensywne. Wiemy jednak, że przedsiębiorstwa się przygotowują, poszukują partnerów po to, aby w przypadku pokoju, w łatwiejszym trybie wchodzić na tamten rynek – informuje Bogusława Rudecka, dyrektor Departamentu Programów i Projektów, dyrektor Business for Ukraine Center, Związek Przedsiębiorców i Pracodawców.

Jednak wizja jakiejkolwiek formy pokoju i porozumienia wydaje się odległa. – Prawie 40 proc. Ukraińców uważa i zdaje sobie sprawę, że wojna od tego momentu potrwa dłużej niż jeden rok. Choć życie codzienne po 26 miesiącach bomb i rakiet nad naszymi głowami już i tak wydaje się surrealistyczne – podsumowuje O. Worożbyt.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?