Obrona przeciwlotnicza: polska czy europejska?

Wojciech Teister

|

02.05.2024 00:00 GN 18/2024

publikacja 02.05.2024 00:00

Polska ma przystąpić do europejskiej Żelaznej Kopuły. Czy ten projekt jest konkurencyjny wobec budowanego systemu krajowego?

Polscy żołnierze szkolą się w zakresie obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej z wykorzystaniem systemów Wisła,  Narew i Pilica. Polscy żołnierze szkolą się w zakresie obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej z wykorzystaniem systemów Wisła, Narew i Pilica.
Wojciech Olkuśnik /east news

Regularne rosyjskie ostrzały Ukrainy czy niedawny potężny irański ostrzał Izraela pokazują, że we współczesnej wojnie zagrożenie nadciąga najczęściej z nieba. Odkąd Rosja ponownie zaatakowała Ukrainę w 2022 r., kilka razy zdarzyło się, że rakiety znalzały się w polskiej przestrzeni powietrznej, a raz na skutek jej uderzenia w Przewodowie zginęło dwóch polskich obywateli. To słusznie rodzi pytania o zdolności naszego państwa do obrony przed tego typu zagrożeniem. Będąca przez lata w całkowitej ruinie obrona przeciwlotnicza doczekała się wreszcie wielkiej modernizacji. Gdy ten kosztowny i długotrwały proces już trwał, w Berlinie powstał pomysł stworzenia międzynarodowej, europejskiej Żelaznej Kopuły, czyli systemu na wzór izraelskiego, który chroniłby zasoby unijnych państw, które przystąpiły wspólnie do jego realizacji. W 2022 r., gdy z tą inicjatywą wystąpiły Niemcy, Polska odmówiła, argumentując, że jesteśmy w trakcie budowy własnego, bardziej zaawansowanego systemu. Jednak niedawna deklaracja premiera Tuska pokazuje, że Polska jest zainteresowana dołączeniem do grona 19 krajów, które tworzą wspólny system. Co w takim razie z budowaną tak wielkim kosztem własną inwestycją? I czym różni się system krajowy od planowanego europejskiego? Przyjrzyjmy się bliżej obu rozwiązaniom.

poziomy obrony przeciwlotniczej wg klasyfikacji NATO i ich odpowiedniki w ramach Tarczy Polski   poziomy obrony przeciwlotniczej wg klasyfikacji NATO i ich odpowiedniki w ramach Tarczy Polski
studio gn; istockphoto

Obrona powietrzna, czyli co?

Obrona przeciwlotnicza czy przeciwrakietowa to nie tylko pojedyncze rodzaje broni czy radarów pozwalające chronić terytorium własnego kraju przed napaścią z powietrza, ale cały system, na który składają się możliwości wykrywania i neutralizacji zagrożenia, personel obrony przeciwlotniczej realizujący bardzo różne zadania, a przede wszystkim zdolności współdziałania poszczególnych elementów systemu między sobą w celu odparcia nieprzyjacielskiego ataku, a w razie jego powodzenia – minimalizacji skutków uderzenia.

Obronę powietrzną dzielimy na bierną i czynną. Ta pierwsza obejmuje zadania minimalizacji skutków ewentualnego ataku – od przygotowania schronów czy miejsc, w których może się ukryć ludność, maskowania kluczowych obiektów czy zapewnienia zdolności szybkiej likwidacji skutków uderzenia, jeśli już do niego dojdzie. Dziś jednak interesuje nas bardziej obrona przeciwlotnicza czynna, czyli wszystkie sprzęty i rozwiązania mające za zadanie nie dopuścić do tego, by pociski wystrzelone przez nieprzyjaciela dotarły do celu i wyrządziły nam szkody.

System czynnej obrony przeciwrakietowej zakłada warstwowość: od najniższego poziomu, obejmującego neutralizację pocisków znajdujących się bardzo blisko, po najwyższy, reagujący na rakiety oddalone o ponad 100 km. Według klasyfikacji NATO wyróżniamy cztery takie warstwy: bardzo krótkiego zasięgu (do 10 km), krótkiego zasięgu (10– 50 km), średniego zasięgu (50–100 km) i dalekiego zasięgu (powyżej 100 km). Jednak nawet najlepszy system nie jest w stanie strącić wszystkich wrogich rakiet, a im większe terytorium państwa, tym trudniej pokryć je całe „płaszczem” antyrakietowym. Poszczególne obszary mają więc określony priorytet w obronie – i tak zdecydowanie ważniejsza będzie obrona strategicznych obiektów wojskowych czy energetycznych, linii transportowych (kolejowych, drogowych), lotnisk czy gęsto zaludnionych, dużych miast niż terenów słabo zamieszkanych i o niskim znaczeniu strategicznym. Jak w praktyce wygląda polski system?

Pilica, Narew i Wisła

Na budowany od kilku lat krajowy system obrony przeciwrakietowej składają się przede wszystkim już funkcjonujące systemy mobilne Poprad i trzy główne programy, odpowiadające opisanym powyżej warstwom obrony.

Najniższy z poziomów tworzą obecne już w wyposażeniu polskiej armii (w liczbie 79 sztuk) mobilne zestawy przeciwlotnicze Poprad. Ich największą zaletą jest właśnie mobilność. Na platformie ciężarówki zainstalowana jest wyrzutnia czterech pocisków Piorun (zasięg do 10 km), na pokładzie pojazdu są też cztery pociski zapasowe.

System bardzo krótkiego zasięgu, ale o większych możliwościach niż zestawy Poprad, jest budowany w ramach programu Pilica. Odpowiada on za neutralizację pocisków w odległości do 25 km. W ramach zmodyfikowanej wersji programu (Pilica+) na wyposażenie polskiego wojska mają trafić 22 baterie, z których każda będzie się składać z mobilnego stanowiska dowodzenia, radaru Bystra (nowoczesna, polska produkcja w technologii AESA) i sześciu zestawów artyleryjsko-rakietowych, które będą wyposażone m.in. w wyrzutnie pocisków Piorun (do 10 km zasięgu) oraz podwójną armatę i wyrzutnię pocisków CAMM o zdolności rażenia celów na odległości do 25 km. Głównym zadaniem Pilicy będzie ochrona bardziej zaawansowanych baterii Patriot, które są elementem programu Wisła.

Warstwa obrony krótkiego zasięgu powstaje w ramach programu Narew. Przewiduje on wyposażenie polskich sił zbrojnych w pociski CAMM i CAMM-er o zasięgu 25 km i 45 km. Program ten jest realizowany dwuetapowo. W pierwszej kolejności do polskiego wojska trafiły prostsze zestawy, wyposażone w starszego typu radary Soła. Finalnie armia otrzyma 23 baterie, nowocześniejsze, bo wyposażone w dwa znacznie bardziej zaawansowane, nieemitujące fal radary. W skład każdej z nich wejdą dwie jednostki ogniowe. Docelowo amunicja do Narwi będzie produkowana w Polsce.

Poziom średniego zasięgu powstaje w ramach programu Wisła. O ile Pilica i Narew są w ogromnej mierze oparte na komponentach krajowej produkcji, o tyle sercem programu Wisła są amerykańskie wyrzutnie Patriot. To doskonałe systemy, sprawdzone w warunkach bojowych (m.in. na Ukrainie), które potrafią strącać m.in. rosyjskie Iskandery i hipersoniczne pociski Kindżał. Polska już otrzymała dwie pierwsze baterie, a w drugiej części programu, w latach 2026–2028, Amerykanie mają dostarczyć sześć kolejnych. Każda z nich składa się z czterech wyrzutni Patriot M903 z zapasem ośmiu supernowoczesnych pocisków PAC-3MSE, stacji kontroli i kierowania ogniem, a także najwyższej klasy radaru GhostEye, który tworzą trzy anteny zapewniające „widzenie” nie tylko w określonym sektorze, ale w każdym kierunku, w promieniu 360 stopni.

Mózg systemu

Sercem Tarczy Polski są Patrioty, zaś mózgiem system dowodzenia IBCS. Dzięki niemu możliwa jest integracja działania jednostek ogniowych i radarów wszystkich wspomnianych systemów: Pilicy, Narwi i Wisły. IBCS pozwala odbierać sygnały o zagrożeniu z równych sensorów, analizować je i priorytetyzować cele. To pozwala zoptymalizować obronę i szybko ocenić, czy do neutralizacji wrogiego obiektu wykorzystać należy supernowoczesne, ale też bardzo kosztowne pociski PAC-3MSE wystrzeliwane przez wyrzutnie Patriot, czy wystarczy strzelać tańszą amunicją z systemów Pilica czy Narew. W jednym miejscu zbierane są dane z wielu systemów i wybierane jest najlepsze rozwiązanie. Dlaczego to takie ważne? Po pierwsze dlatego, że podnosi skuteczność i skraca czas reakcji systemu. Po drugie znacznie obniża koszty obrony. Jeden pocisk PAC-3 kosztuje około 5 mln dolarów. Strzelanie nimi do mniej wymagających celów bardzo szybko może zrujnować budżet, a także opróżnić arsenał. Zresztą w ramach optymalizacji kosztów opracowywany jest też tańszy pocisk do Patriotów, który mógłby być używany w zwalczaniu niektórych wrogich obiektów.

Jest jeszcze jeden niezwykle ważny aspekt kompleksowej modernizacji polskiej obrony przeciwlotniczej: realizacja wdrożonych programów pozwoli stworzyć system, który będzie zintegrowany z systemami sojuszników z NATO, przede wszystkim amerykańskimi.

Żelazna Kopuła dla Europy

Skoro budujemy tak zaawansowany system własnej obrony przeciwlotniczej, zasadne wydaje się pytanie: czy zapowiedziane przez premiera Tuska przystąpienie Polski do ESSI, czyli tzw. europejskiej Żelaznej Kopuły, ma sens? Gdy w 2022 r. kanclerz Niemiec Olaf Scholz ogłosił pomysł stworzenia dla swojego kraju systemu OPL wzorowanego na izraelskiej Żelaznej Kopule, do którego dołączyć mogłyby inne kraje europejskie, bardzo szybko zainteresowanie projektem wyraziło kilkanaście państw UE (w tym wszystkie unijne państwa Europy Środkowo-Wschodniej, od Estonii po Węgry i Bułgarię) i nie tylko. Polska była wśród kilku tych, które odmówiły przyłączenia się do realizacji tej idei (zainteresowania nie wyraziły też m.in. Francja i Włochy). Rząd Mateusza Morawieckiego argumentował swoje stanowisko faktem, że już wówczas realizowane były projekty związane z własnymi programami OPL. Przystąpieniu do programu europejskiego, którego inicjatorem i liderem są Niemcy, nie sprzyjały też okoliczności polityczne.

Jednak w kwietniu tego roku premier Donald Tusk ogłosił, że Polska pod jego rządami jest udziałem w tym projekcie zainteresowana. Czy w tej sytuacji dalej realizowane będą programy Pilica, Narew i Wisła? Otóż rozpoczęte za rządów PiS programy będą kontynuowane, zwłaszcza że ich realizacja jest daleko bardziej zaawansowana niż projekty związane z systemem europejskim.

ESSI jest na razie raczej dość ogólną ideą, która ma powstać za około 5 lat i pozwolić na obniżenie kosztów dzięki wspólnym zakupom sprzętu, tymczasem Polska już ma na wyposażeniu część zamówionych zestawów, a na inne podpisano umowy. Wiadomo m.in., że system europejski ma najprawdopodobniej korzystać z izraelskich rozwiązań, m.in. pocisków dalekiego zasięgu Arrow 3, zdolnych do likwidacji rakiet balistycznych. I właśnie w tym punkcie pojawia się przestrzeń i uzasadnienie dla polskiej obecności w Żelaznej Kopule Europy: nasz krajowy projekt obejmuje systemy bardzo krótkiego, krótkiego i średniego zasięgu, ale nie ma poziomu zasięgu dalekiego, którego stworzenie ESSI zakłada.

Kto na tym zarobi?

Wspólne zakupy sprzętu będą budziły emocje, bo ten, kto zgarnie poszczególne zamówienia, zarobi niewyobrażalne pieniądze. I chociaż główne systemy mają być zamawiane w Izraelu i USA, to skala projektu sprawia, że uzyskanie zamówień nawet na pozostałe elementy ESSI będzie dużym kołem zamachowym dla czyjejś zbrojeniówki.

ESSI (o ile powstanie) jest sensownym uzupełnieniem krajowego systemu. W ten sposób do projektu weszły też państwa skandynawskie, które budują swoje systemy, jednocześnie partycypując w europejskiej Żelaznej Kopule. Jednak przystąpienie do tego projektu nie powinno opóźniać już realizowanych programów własnych.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.