Czy chrześcijaństwo przetrwa?

Tak, przetrwa, ale jego „bastionem” stanie się Afryka. Co w takim razie z ogromnym potencjałem kulturowym i „kapitałem ludzkim”, jakim wciąż dysponuje chrześcijaństwo zachodnie?

U progu XXI wieku niemiecki socjolog Franz-Xaver Kaufmann napisał książkę, której polska tłumaczka nadała dramatyczny tytuł „Czy chrześcijaństwo przetrwa?”. Choć Autor pytał nie o to, „czy?”, lecz „jak?” chrześcijaństwo przetrwa, warto zastanowić się i dziś nad przyszłością chrześcijaństwa. Tym bardziej, że obecnie – po niemal ćwierćwieczu – dysponujemy większą liczba danych, która pozwala nam tę przyszłość przewidywać. Amerykański instytut badawczy Pew Research Center, na podstawie tych danych, podał nawet prognozy demograficzne chrześcijaństwa na lata 2050-2060 (zob. https://www.pewresearch.org/religion/2015/04/02/religious-projections-2010-2050/). Jak one wyglądają?

Otóż według tych szacunków chrześcijaństwo utrzyma pozycję demograficznego lidera świata. Możemy się spodziewać, że w pierwszej dekadzie drugiej połowy naszego wieku chrześcijaństwo (z udziałem co najmniej 31,4 proc. w całej populacji) będzie nadal najliczniejszą grupą religijną i światopoglądową naszego globu. Na drugim miejscu pozostanie islam, który niemal zrówna się liczbowo z chrześcijaństwem, ale prawdopodobnie (ze względu na większy wskaźnik urodzeń) później go wyprzedzi. Znamienne, że trzecią grupą będą wyznawcy hinduizmu (ok. 15 proc.). Wiadomo, że większość z nich mieszka w Indiach, ale Indie (wyprzedzając Indonezję) staną się także demograficznym „bastionem” islamu. A co z bezwyznaniowcami (czyli przede wszystkim ateistami i agnostykami)? Owszem, umocnią oni swą pozycję w krajach bogatego Zachodu, ale ze względu na niską reprodukowalność ich procentowy udział w globalnej populacji wyniesie co najwyżej 13,2 proc.

Powyższe szacunki powinny zaskoczyć tych, którzy wieszczą rychły koniec chrześcijaństwa. Nie powinny one jednak cieszyć chrześcijan europejskich. „Dobry wynik” chrześcijaństwa będziemy bowiem zawdzięczać subsaharyjskiej Afryce, w której będzie mieszkać 42 proc. wszystkich chrześcijan świata. W porównaniu z nią Europa (z udziałem co najwyżej 14 proc. i to „nadętym” dzięki afrykańskim migrantom) stanie się więc pod tym względem niemal outsiderem. Zresztą już dziś tylko 27 proc. zachodnich Europejczyków na serio wierzy w Boga biblijnego. Jeszcze mniej z nich regularnie swą wiarę praktykuje. Niedawno cieszyliśmy się sporą liczbą chrztów dorosłych we Francji. Globalny trend (a kluczową rolę odgrywa w nim Europa) jest jednak odwrotny: więcej dorosłych ludzi odchodzi z chrześcijaństwa niż do niego przychodzi. Wskaźnik konwersji netto dla chrześcijaństwa (przychodzący minus odchodzący) wyniósł w latach 2015-2020 minus 8,2 mln osób.

Dlaczego tak się dzieje? Osobiście skłaniam się do poglądu tej grupy socjologów, którzy widzą związek między spadkiem religijności a rozwojem społeczeństw cechujących się zamożnością (bogactwem), wykształceniem i kulturą liberalną. Splot tych trzech czynników sprawia, że fakt naszej niewystarczalności – fakt, na którym opiera się religia – słabiej przebija się do ludzkiej świadomości. Kto jest zadowolony z życia, kto ma wrażenie, że panuje nad nim przez wiedzę i technikę, kto ceni przede wszystkim własną niezależność – nie „czuje” (lub nie czuje wystarczająco mocno), że umrze, że jest otoczony tajemnicą, że podlega jakiejś wyższej instancji moralnej i bytowej. Owszem, tak być nie musi i nie wszędzie tak jest. Jednak aby utrzymać religijność w krajach „wysoko rozwiniętych”, trzeba szczególnej czujności, wrażliwości i wysiłku. Coraz mniej ludzi Zachodu na nie stać. Liderzy religijni zaś muszą (a nie wszyscy to potrafią) wykazywać się coraz większą pomysłowością, by trafić z Dobrą Nowiną do tych, dla których nie ma już ona większego znaczenia.

Jaka będzie późniejsza przyszłość religii, a w szczególności chrześcijaństwa? Czy Afryka utrzyma w dalszej perspektywie swą religijność, pomimo globalizacji, która prawdopodobnie będzie upodabniać także jej społeczeństwa do społeczeństw zachodnich? A może w Europie nastąpi przesyt życiem doczesnym i pojawi się potrzeba powrotu do religijnych form życia? Jaką rolę w przyszłości naszego globu odegra islam? A może przyszłość ta należy do (szeroko rozumianych) ruchów pentakostalnych, które mają ogromne znaczenie w obu Amerykach i które ożywiająco przenikają do tradycyjnych Kościołów?

Powyższe i podobne pytania powinni sobie stawiać dziś wszyscy chrześcijanie. Pamiętajmy przy tym, że Kościół katolicki i inne Kościoły wciąż dysponują ogromnym „kapitałem kulturowym” i „kapitałem ludzkim”. Jesteśmy – jako chrześcijanie – głęboko osadzeni w dziedzictwie kulturowym znacznej części świata. Dysponujemy wielką bazą intelektualną, edukacyjną, dydaktyczną, informacyjną, wydawniczą itp. Kościoły chrześcijańskie są jednymi z najbardziej umiędzynarodowionych instytucji świata. Ich działalność charytatywna jest nie do przecenienia. Co więcej, chrześcijaństwo jest pod wieloma względami bardzo zróżnicowane i każdy mógłby znaleźć gdzieś w nim swoje miejsce. Nawet gdy gorszą nas grzechy tzw. ludzi Kościoła, to łatwo znaleźć w tym samym Kościele nieprzeciętne pokłady dobra. Chesterton pisał kiedyś o pięciu pogrzebach wiary, a mimo wszystko – dodawał – Kościół odradzał się dzięki ludziom, którzy zarażali innych powrotem do Ewangelii. Dziś pewnie powiedzielibyśmy o większej liczbie pogrzebów, ale każdemu z nich można przeciwstawić jakiś ruch odrodzenia. Ruchy odrodzenia lub odnowy stanowią bowiem nieodłączny element natury chrześcijaństwa.

Przewidując przyszłość chrześcijaństwa, musimy więc pamiętać, że sami jesteśmy chrześcijanami, że dysponujemy ogromnym potencjałem naszej religii oraz że to od nas zależy, czy i jak z tego potencjału skorzystamy. Powyżej skupiłem się na potencjale społecznym, ale ważniejszy od niego jest potencjał egzystencjalny. Każdy z nas musi przemyśleć, co tak naprawdę trzyma go przy wierze i który aspekt wiary najbardziej wzmacnia jego życie. Właśnie tym aspektem trzeba się dzielić z innymi i trzeba wykorzystać go w duszpasterstwie, które wkrótce będzie musiało – także w naszym kraju – przybrać charakter misyjny. Swoimi refleksjami na ten temat podzielę się w następnym „odcinku”.

Czy chrześcijaństwo przetrwa?   „Bastionem” chrześcijaństwa stanie się Afryka. Jakub Szymczuk / Foto Gość
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Wojtysiak