Chcą tego, co ma Kościół. Kim są konwertyci na katolicyzm?

Franciszek Kucharczak Franciszek Kucharczak

|

02.05.2024 00:00 GN 18/2024

publikacja 02.05.2024 00:00

Konwertyci uświadamiają tym, którzy są w Kościele od niemowlęctwa, co mają. Ich pełne fascynacji odkrywanie skarbów Kościoła pomaga nam zrozumieć, jak wiele otrzymaliśmy.

 John Henry Newman. John Henry Newman.
reprodukcja Henryk Przondziono /Foto Gość

To nie tak, że ludzie odchodzą z Kościoła za sprawą długotrwałych przemyśleń, a już na pewno nie wskutek głębokich doświadczeń duchowych. Na ogół odejścia są spowodowane emocjami, natomiast głęboka refleksja i modlitwa sprzyjają znalezieniu drogi do Kościoła katolickiego. To dlatego wciąż mają miejsce konwersje na katolicyzm osób, które wcześniej szły przez życie zupełnie innymi drogami. Do takich osób należy Ulf Ekman, były szwedzki protestant. Pierwszy krok miał miejsce w 1970 roku, gdy Ekman miał 19 lat. „Wszedłem do mojego pokoju, uklęknąłem i poprosiłem Jezusa, by odpuścił mi grzechy i został moim Panem i Zbawcą. Od tego dnia do dziś nazywam się chrześcijaninem. Praktykującym chrześcijaninem” – wspominał w książce „Wielkie odkrycie. Nasza droga do Kościoła katolickiego”, napisanej wspólnie z żoną Brigittą. Wtedy, jak stwierdził, miłość Boża stała się w jego życiu namacalna. Odbył studia teologiczne, po których w 1979 r. objął funkcję pastora luterańskiego. W 1983 roku założył ponadwyznaniowy kościół Livets Ord, który stał się największą zielonoświątkową wspólnotą w Szwecji.

W 1992 roku podczas spotkania ewangelizacyjnego w Albanii zagadnął go starszy człowiek, który radośnie oznajmił mu: „Też jestem katolikiem”. Ulf Ekman nie wiedział, co powiedzieć. „O, to cudownie, bracie!” – odparł. „Wtedy coś zaczęło mnie nękać, a potem już nie chciało się ode mnie odczepić i to coś miało związek z Kościołem katolickim” – wyznał. To nim wstrząsnęło i poprowadziło do Kościoła katolickiego. Nie był to szybki proces – trwał jeszcze ponad dwie dekady. Oboje z żoną ogłosili decyzję o zostaniu katolikami w marcu 2014 roku. „Niektórzy z naszych znajomych powiedzieli, że było to jakby tsunami uderzyło w Szwecję. Wszystko to za sprawą mediów, byliśmy już bowiem całkiem dobrze znani w Szwecji” – mówił Ekman Radiu Watykańskiemu krótko po ceremonii przyjęcia do Kościoła katolickiego, która odbyła się w klasztorze brygidek pod Sztokholmem. „Ja po prostu zacząłem odkrywać, że prawda jest w Kościele katolickim” – tłumaczył, podkreślając, że nie oznacza to nieobecności prawdy gdzie indziej. „Ale istnieje coś takiego jak dziedzictwo prawdy, nadprzyrodzony depozyt prawdy. I Pan złożył to w swoim Kościele” – wyjaśniał. „Jedyny motyw mojej decyzji to właśnie to, że ja potrzebuję pełni prawdy, potrzebuję tego, co ma Kościół katolicki” – zaakcentował.

Znaleźliśmy dom!

Scott Hahn, obecnie jeden z najwybitniejszych amerykańskich teologów katolickich, a w przeszłości pastor prezbiteriański, trafił do Kościoła katolickiego, konsekwentnie podążając za tym, co odkrywał jako prawdę. Studiując Biblię, zdał sobie sprawę, że istotne elementy protestantyzmu nie znajdują potwierdzenia w Piśmie Świętym. Studium Nowego Testamentu uświadomiło mu, jak ważne dla wspólnoty chrześcijańskiej są sakramenty i liturgia, a to z kolei doprowadziło go do odkrycia, że w Kościele katolickim jest odpowiedź na wiele jego dylematów. Pewnego wieczoru zrodziło się w nim przekonanie, że Chrystus wzywa go do Kościoła katolickiego. Zaczął się gorąco modlić, aby Bóg pokazał mu, czy rzeczywiście w Kościele katolickim jest złożona pełnia prawdy objawionej. I stopniowo Pan mu to pokazywał, na przykład za sprawą rozmów teologicznych z przyjaciółmi, zawziętymi wrogami katolicyzmu. Scott wraz z nimi próbował znaleźć błędy w katolickiej doktrynie, ale się nie udawało. Stopniowo upadały kolejne „bastiony oporu”, a ostatnim z nich był kult maryjny. Pewnego dnia ktoś przysłał Scottowi pocztą różaniec. Patrząc na niego, zaczął się modlić o zrozumienie nauki Kościoła katolickiego o Maryi. Wreszcie wziął różaniec do ręki i odmówił tę modlitwę w intencji, która wydawała mu się beznadziejna. Po niedługim czasie jego prośba została spełniona. Nagle stało się dla niego jasne, że Maryja naprawdę zajmuje szczególne miejsce w historii zbawienia, a argumenty na poparcie tego twierdzenia są jak najbardziej biblijne. Co więcej – czcząc Matkę Jezusa, naśladujemy Jej Syna, który przecież w doskonały sposób realizował Dekalog, w tym przykazanie czci rodziców.

Po pokonaniu wszystkich trudności Scott w Wigilię Paschalną 1986 r. został katolikiem. Cztery lata później – po długiej i bolesnej duchowej walce – dołączyła do niego żona Kimberly. „Jak dobrze jest znaleźć dom w Kościele katolickim! Jak wielką łaską jest zastanawiać się nad swoim życiem i dzielić się drogą, którą Pan prowadzi nas do siebie i swego Kościoła” – zaświadczyła w książce „W domu najlepiej”, której ona i mąż są autorami.

Powrót do portu

Jeśli ktoś, wybierając Kościół, poświęca swoje dotychczasowe życie, karierę, ryzykuje zerwanie więzi, mówi tym samym: Kościół jest tego wart. Właśnie taki jest przekaz wielkich konwertytów w rodzaju Johna Henry’ego Newmana.

Ten urodzony w 1801 roku londyńczyk zachwycił się Bogiem w wieku 15 lat. W konsekwencji w 1824 roku został anglikańskim księdzem. Jego kazania w uniwersyteckiej kaplicy w Oksfordzie cieszyły się dużą popularnością. On sam stopniowo zainteresował się głębiej pismami ojców Kościoła. W latach 30. XIX wieku zapoczątkował z przyjaciółmi tzw. ruch oksfordzki, którego celem była reforma anglikanizmu w obliczu rosnącej sekularyzacji społecznej. Po kilku latach studiów nad pismami ojców Kościoła, rozmyślaniach i modlitwy Newman doszedł do przekonania, że to nie Kościół katolicki pobłądził, ale Kościół Anglii zagubił pierwotny depozyt wiary. Wniosek był jeden: przyjąć katolicyzm. W 1845 roku Newman został katolikiem, a dwa lata później przyjął w Rzymie święcenia kapłańskie w stowarzyszeniu Księży Filipinów (oratorianie). Oczywiście musiał odejść z Oksfordu. Od 1848 roku przewodził parafii filipinów w Birmingham. Nie było łatwo. Przez 20 lat anglikanie okazywali mu wrogość, a katolicy nieufność. A jednak Newman nie zawahał się. „Moje nawrócenie było jak powrót do portu po wzburzonym morzu, a moje szczęście z tego powodu trwa niezakłócone do tej pory” – zapewniał w książce Apologia pro vita sua, w której uzasadnił swoje przekonania, a która uświadomiła czytelnikom, jakiego formatu to człowiek. Docenił go Leon XIII, który w 1879 roku kreował go kardynałem.

John Henry Newman umarł 11 sierpnia 1890 roku. Nazajutrz „The Times” pisał o nim tak: „Niezależnie od tego, czy Rzym ogłosi go świętym, czy też tego nie zrobi, zostanie on kanonizowany w myślach ludzi różnych wyznań w Anglii”. Rzym to zrobił – 13 października 2019 roku Newman został wyniesiony do chwały ołtarzy.

Błyskotliwy obrońca

Ponad trzy dekady po śmierci Newmana na katolicyzm przeszedł jego rodak Gilbert Keith Chesterton. Niewielu jest autorów, którzy mogliby mu dorównać w błyskotliwości, wnikliwości, złotym humorze czy eleganckiej uszczypliwości. Był już sławny i bardzo popularny, gdy w 1922 roku, mając 48 lat, przeszedł na katolicyzm. Gdy po Anglii gruchnęła wiadomość, że ten mistrz felietonu, autor poczytnych książek, z anglikanina stał się „papistą”, wielu sądziło, że to może jakiś jego kolejny żart. Ale Chesterton w swoim lekkim stylu wyjaśnił, że do konwersji na katolicyzm doszedł drogą rozumowania. Było to zgodne z jego naturą – ten człowiek bezustannie myślał, analizował, porównywał i wyciągał wnioski. Tak właśnie doszedł do wiary, bo jako nastolatek w ogóle nie wierzył w Boga. W tym okresie parał się przez pewien czas magią. Taką postawę skomentował później z autoironią: „Nie ma gorszego bigota od ateisty”.

Obserwując ataki „racjonalistów” na chrześcijaństwo doszedł do wniosku, że są one mało racjonalne – chaotyczne i zaprzeczające sobie. Wreszcie uznał, że to właśnie chrześcijaństwu świat zawdzięcza pojęcie ludzkiej godności z jednoczesnym wskazaniem na niewystarczalność człowieka, która wymaga pokory i pracy nad sobą. Włączył się w nurt moralnej odnowy anglikanizmu. Dalsza refleksja doprowadziła go do katolicyzmu. „To była najszczęśliwsza godzina w moim życiu” – wyznał, mówiąc o chwili, gdy stał się katolikiem. Od tej pory swój talent oddał na służbę prawdzie, którą odkrył. „Z dumą tkwię w okowach przestarzałych dogmatów i martwych wyznań wiary, ponieważ doskonale wiem, że to heretyckie wyznania wiary są martwe i że tylko sensowne dogmaty żyją na tyle długo, by nazywać je przestarzałymi” – stwierdził kiedyś w swoim zaczepnym stylu.

G.K. Chesterton zmarł 14 czerwca 1936 roku. Pius XI wysłał depeszę kondolencyjną, w której nazwał go „oddanym synem Kościoła świętego i obrońcą wiary”.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.