Skąd wzięło się przekonanie, że Miriam z Nazaretu groziło ukamienowanie przez sąsiadów?

ks. Mariusz Rosik

|

Historia Kościoła 03/2024

publikacja 18.04.2024 00:00

Maryja była już mężatką, gdy powiedziała Bogu swoje „tak”. Nie mieszkała jeszcze z Józefem, do hucznego wesela przygotowywali się przez 12 miesięcy od pierwszego etapu zaślubin, ale dziecko poczęte przed wspólnym zamieszkaniem było uznawane za prawowite. Mieszkańcy Nazaretu, słysząc o ciąży Maryi, z pewnością gratulowali jej potomka. Tylko Józef miał prawo do niedowierzania.

Młoda Maryja w serialu „The Chosen. Wybrani” – w jej roli amerykańska aktorka Sara Anne. Młoda Maryja w serialu „The Chosen. Wybrani” – w jej roli amerykańska aktorka Sara Anne.
MATERIAŁY PRASOWE

Gdy Maryja wyznała wysłannikowi Boga swoje fiat (nie, nie po łacinie; uczyniła to zapewne aramejskim słowem amen), była już mężatką. Choć mieszkali jeszcze oddzielnie przez około dwanaście miesięcy, to razem przygotowywali huczne wesele. Dziecko poczęte przed wspólnym zamieszkaniem uważane było za prawowite, choć zazwyczaj czekano z rozpoczęciem współżycia do czasu wesela, zwłaszcza w bardziej niż Judea konserwatywnej Galilei. Józef i Maryja mieszkali jeszcze osobno, gdy Ta zaczęła oczekiwać na narodziny poczętego Jezusa. Kiedy więc mieszkańcy Nazaretu dowiedzieli się o ciąży Maryi, z pewnością wykrzykiwali: „Mazeł tow!”. Być może pod nosem mruczeli: „Mogli poczekać do wesela”, jednak ostatecznie sytuacja była akceptowalna. Tylko Józef miał prawo do oburzenia, zdziwienia, niedowierzania.

Nazaret w Galilei

To tu po raz pierwszy na kartach Ewangelii spotykamy postać Maryi. Miejscowość była niewielką wioską położoną w pobliżu Via Maris, głównego szlaku komunikacyjnego pomiędzy Syrią a Egiptem. W czasach Maryi posługiwano się niekiedy prześmiewczym określeniem „Galilea pogan”, ze względu na etniczne zróżnicowanie mieszkającej tam ludności. Oczywiście przeważali Żydzi.

Niewiele wiemy o życiu Maryi przed zwiastowaniem. Według tradycji miała przyjść na świat jako dziecko długo oczekiwane przez rodziców, którym chrześcijanie pierwszych wieków nadali imiona Joachim i Anna. Mieszkać mieli w Jerozolimie, w miejscu, gdzie dziś wznosi się kościół św. Anny. Według apokryfu „Protoewangelia Jakuba” Maryja w bardzo młodym wieku miała podjąć służbę w świątyni jerozolimskiej. Kapłani postanowili sporządzić nową zasłonę dla świątyni, wybrali więc siedem dziewcząt, które przysposobili do tego zadania. Znalazła się wśród nich Maryja. Dziewczęta ciągnęły losy, która jakim kolorem winna haftować. Maryi przypadły szkarłat i purpura. Szkarłat i purpura – zdaniem autora apokryfu – są symbolem poczęcia Chrystusa i Jego godności królewskiej. Ponieważ Jezus utożsamiał się ze świątynią – uczył bowiem „o świątyni swego ciała” (J 2,19) – młodziutka Maryja, tkając zasłonę świątyni, przygotowywała szatę dla mającego się w przyszłości narodzić Jezusa.

Nawiedzenie Elżbiety przez brzemienną Maryję. XIX-wieczny obraz w kościele św. Szczepana w Paryżu.   Nawiedzenie Elżbiety przez brzemienną Maryję. XIX-wieczny obraz w kościele św. Szczepana w Paryżu.
HENRYK PRZONDZIONO /FOTO GOŚĆ

Jedna z wielu

W jaki sposób Maryja trafiła do Nazaretu, nie wiadomo. Według apokryfu udała się tam po to, by poślubić Józefa. Zanim to nastąpiło, żydowska dziewczyna dzieliła losy kobiet swego narodu. Oczywistym jest, że w środowisku religijnym Palestyny I wieku status kobiet był niższy niż status mężczyzn. Izraelitki żyły w społeczności patriarchalnej, zdominowanej przez mężczyzn. Na nie spadał ciężar większości domowych obowiązków: wypiek chleba, pilnowanie trzód, uprawa pola itp. W sprawach publicznych kobiety zabierały głos tylko w wyjątkowych okolicznościach.

Dziewczęta pozbawione były możliwości nauki. Do synagogalnych szkół chodzili jedynie chłopcy, w wieku od pięciu do dwunastu lub trzynastu lat. To tam uczyli się sztuki czytania i pisania, tam poznawali Prawo, tam uczyli się przestrzegania przepisów religijnych. Naukę kończyli zazwyczaj celebracją bar micwy (hebr. „syn przykazania”), choć wtedy jeszcze uroczystości tej tak nie nazywano. Chodziło o moment, kiedy chłopiec po raz pierwszy publicznie czytał w synagodze przypadającą na dany dzień paraszę, czyli fragment Biblii Hebrajskiej, po czym stawał się mężczyzną, którego obowiązywały wszystkie przykazania Tory.

W synagogach kobiety miały swoje miejsce, oddzielone od mężczyzn. Nie musiały odmawiać codziennych modlitw, nie miały obowiązku udziału w świętach pielgrzymich, na które mężczyźni udawali się do Jerozolimy. Niższy status kobiet w życiu religijnym w stosunku do mężczyzn naocznie uwidoczniony został w architekturze świątyni jerozolimskiej. Kobietom przeznaczono specjalnie dla nich wybudowany dziedziniec, którego granic nie powinny przekraczać. Oczywistym jest, że w okresie przewidzianym prawem związanym z nieczystością rytualną wynikającą z krwawienia miesięcznego kobiety nie miały przystępu nawet do dziedzińca. Musiały dostosować się do wielu innych ograniczeń tak w życiu religijnym, jak i społecznym.

Tak też zapewne wyglądało życie Maryi, skromnej dziewczyny z Nazaretu. Nie różniło się od życia innych kobiet zamieszkujących niewielkie miasteczko w Galilei. Do chwili zwiastowania.

Gdy anioł sfrunął z nieba

W tamtym czasie Maryja była już mężatką. Małżeństwo zawierano wówczas na dwuetapowej drodze. Etap pierwszy porównywany jest niekiedy (niezbyt szczęśliwie) do zaręczyn. Młodzi w gronie najbliższych spotykali się w synagodze, gdzie firmowano dokument zawarcia małżeństwa, i… rozchodzili się do swoich domów. Choć mieszkali jeszcze oddzielnie przez około dwanaście miesięcy, to wspólnie przygotowywali huczne wesele. Drugi etap zaślubin rozpoczynał się uroczystym przeprowadzeniem pani młodej do domu pana młodego. Wesele trwało siedem dni. Najczęściej trzeciego dnia pod baldachimem zwanym chupą pan młody (i tylko on) wypowiadał formułę potwierdzającą zawarcie małżeństwa.

Sen Józefa – płaskorzeźba w Grocie Mlecznej w Betlejem.   Sen Józefa – płaskorzeźba w Grocie Mlecznej w Betlejem.
JÓZEF WOLNY /FOTO GOŚĆ

Kamienie wypadają z rąk

Wspomnieliśmy wyżej, że niefortunnie się stało, iż pierwszy etap żydowskiego małżeństwa nazywamy dziś czasem narzeczeństwem. Dlaczego niefortunnie? Bo popełniamy błąd anachronizmu, rzutując chrześcijańskie zwyczaje na żydowskie obrzędy. W powszechnym przekonaniu wyjawienie prawdy mieszkańcom Nazaretu, że Jezus nie jest dzieckiem Józefa, naraziłoby Maryję na karę śmierci przez ukamienowanie. Odpowiedni przepis prawny głosi: „Ktokolwiek cudzołoży z żoną bliźniego, będzie ukarany śmiercią i cudzołożnik, i cudzołożnica” (Kpł 20,10). Jednak karę ukamienowania można było zastosować tylko wtedy, gdy pojawiło się dwóch mężczyzn – naocznych świadków grzesznego czynu. Świadectwo kobiet nie było brane pod uwagę.

Przypomnijmy scenę zapisaną przez proroka Daniela, kiedy to dwóch mężczyzn fałszywie oskarżyło Zuzannę o grzech cudzołóstwa. Ich świadectwa nie były zgodne. Zuzanna została uwolniona, a oni sami musieli ponieść srogą karę. Czy Jan Chrzciciel wzywał do ukamienowania Herodiady? Nie. Nie miał do tego prawa, bo nikt nie był naocznym świadkiem jej grzesznego pożycia z królem. Czy Samarytance, która przypuszczalnie przez niewierność małżeńską aż pięciokrotnie otrzymywała listy rozwodowe, groziła śmierć przez ukamienowanie? Ewangelia o tym nie wspomina, bo nie było naocznych świadków jej grzesznych czynów. A czy przyprowadzonej do Jezusa cudzołożnicy groziła śmierć? Tak, a to dlatego, że Jego przeciwnicy wyraźnie ją śledzili, aby pochwycić na cudzołóstwie.

Puśćmy wodze fantazji

Załóżmy sytuację hipotetyczną, ale bardzo przypominającą położenie Józefa i Maryi. Małżonkowie są po pierwszym etapie zaślubin, jeszcze przed weselem, i właśnie wtedy poczyna się ich dziecko. Czy jeśli świadkiem ich współżycia było przynajmniej dwóch mężczyzn, należy ich ukamienować? Absurd. Są już przecież małżeństwem. Albo, jeśli jako małżonkowie przed weselem spodziewają się narodzin swojego dziecka, czy mężczyzna powinien wręczyć swej własnej żonie list rozwodowy? Również absurd. Jest to przecież jego dziecko!

Sąsiedzi mogą patrzeć nieprzychylnie na takich małżonków, jednak wszyscy wiedzą, że za niedługi czas zamieszkają razem i pod jednym dachem wychowają swoje dziecko. Zachęta do ukamienowania w pierwszym przypadku lub rozwodu w drugim byłaby czymś nieludzkim. A taka właśnie była sytuacja Józefa i Maryi. Sąsiedzi, którzy sądzili, że fizycznym (może lepiej: biologicznym?) ojcem dziecka jest Józef, mogli nieprzychylnym okiem patrzeć na małżonków, jednak z pewnością nie wzywali do ukamienowania Maryi, ani nawet do rozwodu. W końcu – jak sądzili mieszkańcy Nazaretu – Maryja z Józefem oczekiwali na swoje wspólne dziecko!

Idźmy dalej w fantazjowaniu. Są bibliści, którzy twierdzą, że nie potrzeba dwóch świadków cudzołóstwa, gdy ciąża staje się widoczna. To przecież ewidentny dowód. Czy gdy stan brzemienny Maryi stał się jawny dla wszystkich, groziło Jej ukamienowanie? Nie. Przecież Józef nie ujawnił, że to nie jego dziecko, przyjął pełną odpowiedzialność za całą sytuację i wziął Maryję do siebie.

No właśnie. Mieszkańcy Nazaretu sądzili, że Maryja poczęła dziecko z Józefem, jednak on znał prawdę. Wiedział, że mający się narodzić Jezus nie jest fizycznie jego synem. Cudzołóstwo bez naocznych świadków bądź podejrzenie o zdradę małżeńską kończyły się najczęściej wręczeniem listu rozwodowego.

Ewangelista zaświadcza, że Józef był człowiekiem sprawiedliwym. Nie rozumiał całej sprawy i postanowił potajemnie oddalić Maryję. Oboje rozeszliby się bez konsekwencji. Maryja mogłaby związać się prawnie z tym, kto mógłby być ojcem poczętego w Niej dziecka. Zgodnie z Prawem mąż powinien Jej wręczyć get – wspomniany list rozwodowy. Gdyby pozostał przy decyzji rozstania się z Maryją, mógłby – zgodnie z żydowskim prawem – liczyć na zatrzymanie wiana małżonki, a także na odzyskanie mocharu – ceny, którą zapłacił przy zaślubinach. Względy materialne nie wchodziły jednak w grę.

Sprawiedliwość Józefa polegała na czymś innym. Zgodnie ze zwyczajem powinien wręczyć małżonce list rozwodowy publicznie, w synagodze, na oczach świadków. Nie zamierzał jednak narazić Maryi na zawstydzenie i niesławę. Postanowił potajemnie wręczyć małżonce dokument rozwodu. Przez swoją dyskrecję zamierzał ochronić Maryję od pełnych wyrzutu spojrzeń i publicznego zawstydzenia.

Szczęśliwie boska interwencja skłoniła go do zmiany decyzji. Anielski głos przemawiający we śnie sprawił, że Józef przyjął iście ojcowską postawę. Zbudziwszy się ze snu, wziął swoją małżonkę do siebie. Tym samym uznał Jezusa za swego Syna.

Szczęśliwe rozwiązanie

Około 6 roku p.n.e. małżonkowie udali się do Betlejem, rodzinnego miasta Józefa. Podróż odbyli w związku ze spisem ludności zarządzonym według Łukasza przez Kwiryniusza, wielkorządcę Syrii. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że spis odbył się za Sencjusza Saturninusa, który był u władzy w latach 8–6 przed Chr. Łukasz wzmiankuje Kwiryniusza prawdopodobnie dlatego, że spis przez niego zarządzony był bardziej znany. To właśnie wtedy „nadszedł dla Maryi czas rozwiązania. Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie” (Łk 2,6-7).

Osiem dni później obrzezano chłopca. I stało się coś jeszcze. W starożytnym Izraelu panował piękny zwyczaj przyjęcia noworodka do grona rodziny. Ojciec tuż po narodzinach sadzał dziecko na swe kolana i tym symbolicznym gestem uznawał je za swoje. Przypuścić należy, że tak też postąpił nazaretański cieśla, bez względu na to, co odczuwał wówczas w swoim sercu.

Co dalej?

Według Ewangelii dalsze życie Maryi było typowe, jak w przypadku każdej żydowskiej kobiety, jednak zdarzały się sytuacje nadzwyczajne. Pielgrzymowała do Jerozolimy, jak wtedy, gdy zagubiła dwunastoletniego Jezusa. Bywała na weselach, jak choćby na tym w Kanie. Wraz z krewnymi szukała Syna, gdy Ten zaangażowany był w głoszenie Dobrej Nowiny. Zapewne także wcześnie została wdową, gdyż Ewangelie milczą na temat Józefa po opisie dzieciństwa Jezusa.

Niezwyczajne były natomiast ucieczka do Egiptu i wcześniejsze proroctwo Symeona o mieczu, który przeniknie Jej duszę. Twardo zabrzmiały w Jej uszach słowa odnalezionego w Jerozolimie Jezusa o tym, że winien być w domu Ojca – a nie miał na myśli Józefa. I moment najtrudniejszy – towarzyszenie Synowi w chwili śmierci. Właśnie wtedy usłyszała o Janie Ewangeliście: „Oto syn Twój”. To wyraźny dowód, że poza Jezusem nie miała innych dzieci. Żydowskie prawo nakazywało bowiem, żeby – gdy umrze najstarszy syn wdowy – opiekę nad nią przejął następny w kolejności syn, a jeśli takiego nie ma, wówczas córka. Nie było syna ani córki. Na szczęście zjawił się umiłowany uczeń Jezusa.

ks. Mariusz Rosik

profesor zwyczajny, dyrektor Instytutu Nauk Biblijnych i kierownik Katedry Teologii Biblijnej przy Papieskim Wydziale Teologicznym we Wrocławiu. Naukowo zajmuje się teologią Nowego Testamentu, egzegezą Ewangelii synoptycznych, starożytną historią Żydów, a także relacją judaizmu i chrześcijaństwa w czasach narodzin Kościoła.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?