Marzena Paczuska: Początkiem zła było powołanie na fotel prezesa TVP polityka

Bogumił Łoziński

|

GN 02/2024

publikacja 11.01.2024 00:00

O zniszczeniu telewizji publicznej przez polityków i dziennikarzy oraz szansach na uzdrowienie sytuacji mówi członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Marzena Paczuska.

Marzena Paczuska jest dziennikarką prasową i telewizyjną, absolwentką Wydziału Nauk Humanistycznych KUL. Od początku lat 90. pracowała w telewizji publicznej, w latach 2019–2020 była członkiem zarządu TVP S.A. Działaczka opozycji antykomunistycznej, rozpracowywana przez Służbę Bezpieczeństwa. W latach 80. była pracownikiem Prymasowskiego Komitetu Pomocy Internowanym na terenie Lubelszczyzny. Marzena Paczuska jest dziennikarką prasową i telewizyjną, absolwentką Wydziału Nauk Humanistycznych KUL. Od początku lat 90. pracowała w telewizji publicznej, w latach 2019–2020 była członkiem zarządu TVP S.A. Działaczka opozycji antykomunistycznej, rozpracowywana przez Służbę Bezpieczeństwa. W latach 80. była pracownikiem Prymasowskiego Komitetu Pomocy Internowanym na terenie Lubelszczyzny.
Andrzej Lange /PAP

Bogumił Łoziński: Kto obecnie jest prezesem telewizji publicznej?

Marzena Paczuska:
Michał Adamczyk. Powołany prawidłowo, zgodnie z ustawą. To, co stało się 19 grudnia, tj. powołanie przez ministra kultury nowej Rady Nadzorczej TVP i innych mediów publicznych, jest działaniem niezgodnym z prawem. Minister powołał się na uchwałę Sejmu i Kodeks spółek handlowych, całkowicie lekceważąc obowiązującą ustawę, która stanowi lex specialis (prawo szczególne) wobec Kodeksu spółek handlowych. Nie można ani telewizją, ani państwem zarządzać w oparciu o uchwały Sejmu. Prezesem telewizji publicznej nie może być osoba wyznaczona w tym trybie przez ministra kultury.

Najpierw prezesa telewizji publicznej wyznaczył minister kultury Bartłomiej Sienkiewicz, potem innego wybrała Rada Nadzorcza TVP, a następnie jeszcze innego Rada Mediów Narodowych (RMN), a potem minister kultury powołał likwidatora. Można się pogubić. Kto obecnie rządzi telewizją publiczną?

Rzeczywiście przeciętny obywatel, który ma dość tej wojenki, pogubił się już na początku. Zresztą niektórzy uważają, że to dobrze, gdyż im większy bałagan, tym lepiej, bo jak ludzie nie są w stanie zrozumieć, co się dzieje, to łatwiej jest takim bałaganem zarządzać. Jako członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji nie mogę sobie pozwolić na „gubienie się”.

Proszę zatem wytłumaczyć pogubionym obywatelom, jak jest.

Zgodnie z ustawą Rada Mediów Narodowych w 2022 r. wybrała na prezesa TVP Mateusza Matyszkowicza. W grudniu ubiegłego roku złożył on rezygnację. W tej sytuacji Rada Nadzorcza TVP delegowała na tę funkcję, na okres przejściowy, jednego ze swoich członków – Macieja Łopińskiego. Następnie zebrała się Rada Mediów Narodowych i wybrała na prezesa Michała Adamczyka.

A co z Tomaszem Sygutem, którego mianował na prezesa minister kultury?

Ponieważ Rada Mediów Narodowych działa w oparciu o ustawę, to jej decyzja jest wiążąca – prezesem jest Michał Adamczyk.

Jednak rząd nie uznaje decyzji RMN i fizycznie przejął TVP.

Przez 26 lat pracowałam w telewizji publicznej i widziałam naprawdę wiele zmian ekip nią zarządzających. Za każdym razem działo się to na podstawie przepisów prawa, a nie tylko „politycznego widzimisię”. Najczęściej odbywało się to w ten sposób, że dochodziło do wymiany KRRiT, która na mocy ustawy miała kompetencje wyboru szefów mediów publicznych. Jeśli Sejm, senat i prezydent odrzucili sprawozdanie Krajowej Rady, dokonywano zmiany jej członków, a ci wskazywali nowych prezesów mediów publicznych. To był normalny proces przy zmianie ekipy rządzącej. Praktycznie za każdym razem to się działo i nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Wcale nie jestem zdziwiona, że nowa koalicja rządząca chce przejąć władzę w TVP, to w Polsce jest normalna praktyka. Jednak tego się nie robi w oparciu o uchwałę Sejmu i Kodeks spółek handlowych. Ponadto prawo nie przewiduje możliwości likwidacji mediów publicznych tak, jak spółki zajmującej się handlem pietruszką.

W tej uchwale sejmowa większość stwierdza, że media publiczne są używane do propagandy partyjnej, dyskredytowania politycznych przeciwników, szerzenia mowy nienawiści itd., dlatego dla dobra obywateli i interesu wspólnego trzeba je przejąć. Argumenty ze sfery moralnej mogą być podstawą zmian?

W wymiarze moralnym, przestrzegania standardów, można różnie oceniać telewizję, którą stworzył Jacek Kurski. Uważam, że na ten temat należy dyskutować. Jednak argumenty moralne nie są prawem. Każdy może dokonywać oceny moralnej, ale rządzący mają obowiązek respektowania prawa. W tej sytuacji normalną drogą byłoby przyjęcie przez większość sejmową nowelizacji Ustawy o radiofonii i telewizji w taki sposób, aby mogła wyznaczyć władze w mediach publicznych zgodnie z prawem. Krytyczny stosunek do stylu przekazu TVP w ostatnich latach nie zwalnia mnie z wymagania od rządzących, by respektowali prawo.

Obóz rządzący nie podejmuje takiej inicjatywy, gdyż twierdzi, że prezydent Andrzej Duda i tak by ją zawetował.

To nie jest uzasadnienie siłowego przejmowania mediów, co jest wydarzeniem bez precedensu w Polsce. Niemoralne jest traktowanie prezydenta jak straszaka. To wprowadzanie emocjonalnych pierwiastków do polityki, która powinna jednak trzymać się prawa.

Jak Pani ocenia przekaz TVP w czasie rządów PiS?

Przede wszystkim zalecam wszystkim politykom, żeby przestali opowiadać, że telewizja publiczna kiedykolwiek była, jest albo będzie apolityczna. Prawie zawsze służyła ona ekipie rządzącej, co najwyżej były kilkumiesięczne przesunięcia. Nie ma czegoś takiego jak apolityczne media, ani publiczne, ani komercyjne. Natomiast jeśli chodzi o ocenę telewizji z czasów Kurskiego, to jestem w wyjątkowej sytuacji, bo byłam w niej pierwszym szefem „Wiadomości”, ale po roku przestałam nim być.

Osoba znana z konserwatywnych poglądów, postrzegana jako jeden z twórców modelu mediów ostro walczących z przeciwnikami politycznymi i ideowymi, była dla PiS zbyt łagodna?

Poglądy konserwatywne to jedna sprawa, a szacunek dla widzów, dla ludzi, z którymi się pracuje, dla materii, którą się zajmuję, czyli rzetelność pracy – to druga. Moje poglądy wcale się nie kłócą z zasadami, które powinny dominować w pracy dziennikarza w tak trudnym miejscu jak ogólnopolski program informacyjny. Jacek Kurski w roli prezesa był obdarzony niezwykłą fantazją, ale zbyt obcesowo wymagał określonych treści. Są pewne zasady rzemiosła dziennikarskiego, których nie chciałam łamać. Przestałam być szefem „Wiadomości” za brak posłuszeństwa. Dla mnie nie do przyjęcia były na przykład teksty zapisane na tzw. paskach. Jeśli wraz z wydawcą zdecydowałam o treści na pasku, to nie zgadzałam się na zmiany. Proszę zwrócić uwagę, że po moim odejściu przekaz TVP znacznie się zaostrzył.

Mówi Pani, że media publiczne zawsze będą upolitycznione, a jednocześnie podkreśla, że dziennikarze nie powinni łamać standardów. Czy w dzisiejszych uwarunkowaniach radykalnego sporu politycznego da się to pogodzić?

To nie jest nawet kwestia obecnych sporów politycznych, sprawa jest o wiele poważniejsza. Istotą problemu jest zepsucie środowiska dziennikarskiego w mediach publicznych i komercyjnych w Polsce. Nie mówię o zepsuciu pieniędzmi, tylko o tym, że przestały obowiązywać jakiekolwiek standardy. Jedyną zasadą jest rozkaz szefa albo wola polityczna kogoś, kto za nim stoi. W którymś momencie stało się coś strasznego – dziennikarze stali się wyznawcami. To widać zarówno w „Faktach”, jak i w obecnej „19.30”, było też widać w „Wiadomościach”.

Pani jest członkiem Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, która ma pilnować m.in. przestrzegania standardów dziennikarskich. Dlaczego tego nie robicie?

Pytanie, które pan zadał, można sformułować następująco: „Czy ma Pani jakiś pomysł, aby naprawić zepsutych, zdemoralizowanych ludzi, zmienić ich z wyznawców w dziennikarzy?”. Wyznawców już pan nie zmieni, bo tu w grę wchodzą emocje i zaangażowanie polityczne. Proszę zwrócić uwagę, co się dzieje na konferencjach prasowych, jak politycy ustawiają dziennikarzy. Młodzi reporterzy to nie jest pokolenie Kolumbów, mało kto chce się wyrywać, podpaść, rzucić się w oczy jako ostry, dociekliwy, twardy. W obecnym składzie KRRiT moje możliwości są ograniczone, bo decyzje o karach podejmuje jednoosobowo przewodniczący.

Z tego, co Pani mówi, można wysnuć wniosek, że patologiom, które dzieją się w mediach, winni są dziennikarze, a przecież to tylko jeden z problemów składających się na to, co obecnie obserwujemy w tym obszarze.

Zgoda. Drugim elementem jest katastrofalny stan przepisów i Ustawy o radiofonii i telewizji. Powstała ona w 1992 r., była nowelizowana wielokrotnie, ostatnią zmianę uważam za bardzo nieszczęśliwą. Dotyczyła odebrania Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji, która jest ciałem konstytucyjnym, kompetencji powoływania członków rad nadzorczych mediów publicznych. Ten system został zniszczony w 2016 r., gdy PiS przyjął ustawę o Radzie Mediów Narodowych i obdarzył ją tymi kompetencjami. Początkiem zła było powołanie na fotel prezesa TVP polityka.

Czy ma Pani pomysł, jak z wyjść z kryzysu, w którym znalazły się dziś media publiczne?

W tej chwili najistotniejsze jest uspokojenie sytuacji i przywrócenie porządku prawnego. Musi być przeprowadzona szybka nowelizacja Ustawy o radiofonii i telewizji, przywracająca Krajowej Radzie kompetencje powoływania kierownictwa mediów publicznych. Podkreślam to, bo wszyscy mają buzie pełne opowieści o orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego z 2016 r. To orzeczenie mówi o dwóch zasadniczych sprawach. Przede wszystkim o tym, że minister nie ma prawa powoływać szefów mediów publicznych, a po drugie, że nie można odbierać Krajowej Radzie wspomnianych kompetencji, bo to jest ciało konstytucyjne. W lutym 2017 roku Adam Bodnar, ówczesny RPO, komentując to orzeczenie TK, napisał do przewodniczącego KRRiT, że „czuwanie nad realizacją tzw. misji publicznej nie jest możliwe bez zapewnienia niezależności KRRiT, przede wszystkim od Rady Ministrów”. Dlatego pod patronatem Prezydenta RP jak najszybciej powinno dojść do porozumienia z rządem, aby doszło do szybkiej nowelizacji Ustawy o radiofonii i telewizji zgodnie z tym orzeczeniem Trybunału. To jest minimum, które musi być zrobione dla dobra wszystkich, ponieważ przejęcie mediów publicznych w grudniu 2023 r. nie jest tylko i wyłącznie skokiem na telewizję, radio i PAP, lecz o wiele poważniejszą sprawą. Zaniechanie naprawy tego stanu byłoby przyzwoleniem na łamanie prawa i Konstytucji przez obóz władzy, ktokolwiek by rządził. I nie jest to awantura o przywrócenie TVP ludziom Kurskiego, lecz o państwo prawa.

Tylko czy przy obecnej eskalacji sporu takie porozumienie jest możliwe?

Minister Bodnar, pytany w Radiu Zet o zmiany w TVP, stwierdził: „Przywracamy konstytucyjność i szukamy jakiejś podstawy prawnej”. Te słowa padły 10 dni po siłowym przejęciu mediów publicznych przez rząd. Nie można podejmować działań siłowych i oznajmiać, że się szuka dla nich podstawy prawnej, to prowadzi do chaosu w państwie, a tego nikt nie chce. Bardzo dużo ludzi mówi mi, że boi się konfrontacji. Głęboko wierzę w to, że strony się dogadają dla dobra wspólnego. Może górnolotnie powiem, że przecież wszyscy jesteśmy Polakami. Wierzę w bardzo duży rozsądek i wyczucie pana prezydenta.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.