Przyznam, że ze zdziwieniem przeczytałem w wywiadzie z prof. Elżbietą Adamiak, teolożką, iż „przez moment oficjałem metropolitalnego sądu w Katowicach była siostra zakonna”. Nie wiem, skąd pani Adamiak ma te informacje, chętnie zobaczyłbym jakieś dokumenty poświadczające ten fakt, i choć rozumiem doskonale, o czym jest wywiad przeprowadzony przez Artura Sporniaka („Tygodnik Powszechny” z 9 grudnia 2018 r.), to jednak odczuwam niesmak. Po pierwsze dlatego, że to nie jest prawda. Zalew nieprawdziwych informacji męczy chyba wszystkich, a mnie zwłaszcza wtedy, gdy pojawia się w katolickich mediach. Po drugie, kanon wyraźnie stanowi, że wikariusz sądowy ma być kapłanem, więc sugestia powinna, jeśli już, dotyczyć raczej reformy prawa. Po trzecie dlatego, że poza tym domniemanym oficjałem w osobie siostry zakonnej, zdaniem pani Adamiak, „chyba” żadna inna kobieta w sądach diecezjalnych w Polsce nie pracowała, a to już przecież łatwo sprawdzić, choćby przeglądając strony internetowe sądów. Otóż kobiety w nich pracują. Piszę o tym, bo wątek aktywności świeckich w Kościele jest mi bliski i uważam, że jak najbardziej powinniśmy wdrażać w życie wytyczne Soboru Watykańskiego II, który ma już długą siwą brodę, a zdaje się, że w niektórych aspektach wciąż pozostaje w powijakach. Jeśli jednak dyskusja toczona będzie w modnym dzisiaj, zwłaszcza w mediach, stylu „coś tam powiem, choć nie sprawdzę, byle przeczytali”, to nic dobrego z niej nie wyniknie. A kto jak kto, ale my – katolicy – powinniśmy o jakość toczonej dyskusji dbać z szacunku do jej uczestników i odbiorców. Sprowadzę to do przykazania miłości bliźniego. Ale Boga również, bo On się brzydzi wszelkim kłamstwem.
Kłamstwa przybywa, niejednemu złamało już życie, zarówno w przestrzeni publicznej, jak i prywatnie. Zapewne nie zawsze powstaje ono na skutek złej woli. Zawsze jednak jego konsekwencją jest zło – zamęt. Myślę o nim w kontekście tego, czego najbardziej człowiek pragnie i czego potrzebuje, a mianowicie spokoju, czy raczej pokoju. Brakuje go w świecie i w człowieku. Adwent to czas czekania na narodziny Księcia Pokoju, nie psujmy tego, lecz raczej o tym właśnie piszmy i mówmy, bo inaczej zagonimy się w tym chaosie. A wracając do oficjałów katowickiego sądu metropolitalnego: jeden z nich, ksiądz profesor Sobański, napisał kiedyś w swoim felietonie w „Gościu Niedzielnym”, że w zachowywaniu pokoju bardzo ważna jest zwłaszcza rola języka. I dodał: „Użycie języka do wszczęcia wojny to jego totalne wypaczenie. Bo mamy go dla wyśpiewywania chwały Bożej i porozumiewania się z bliźnimi. Język, służąc wyrażeniu naszych myśli, uczuć i woli, stoi u podstaw wszelkiej kultury, rozumianej jako rezultat naszego respektu wobec ludzi i natury (dlatego kultura i pokój wzajemnie się warunkują)”. No i w tym sęk. Bo (abstrahując od wspomnianego wywiadu) można dziś odnieść wrażenie, że zamiast do wyśpiewywania chwały Bożej i porozumiewania się między sobą coraz częściej używamy go do wszczynania wojen.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.