W trakcie pewnej kuluarowej rozmowy przed oficjalną uroczystością pewnej Okręgowej Rady Adwokackiej jeden z ważnych gości podszedł do biskupa i powiedział mu tak: „Ekscelencjo, gdybyśmy w procesie Chrystusa wzięli udział my – adwokaci – to z całą pewnością proces ten zakończyłby się inaczej”. Odpowiedź była natychmiastowa i brzmiała następująco: „No tak, ale dzięki temu, że nie skończył się inaczej, było potem zmartwychwstanie”. Mecenas pokiwał głową ze zrozumieniem i ruszył, by rozpocząć swoje oficjalne przemówienie. Dobre, nawet bardzo dobre, wypełnione troską zarówno o kondycję polskiej adwokatury, jak i o morale narodu. Zakończył je następująco: „Wiem, że gdybyśmy przy procesie Chrystusa byli my – adwokaci – to proces ten, choć nie zakończyłby się inaczej, jednak umocniłby nas moralnie. No, ale za to było zmartwychwstanie. Trudno”. Część duchownych, i nie tylko, roześmiała się. Bo i było z czego. Nie cytuję tych słów, by zdyskredytować mówcę, skądinąd elokwentnego erudytę, mądrego człowieka. Przywołuję je po to, by podkreślić, iż nawet chroniąc te same wartości, broniąc wartości w ogóle, można bardzo rozmaicie pojmować zarówno swój udział w ich ochronie, jak i ochronę w ogóle.
Piszę to – rzecz jasna – w kontekście poświęconego młodzieży synodu biskupów, który się zakończył. Już kiedy wokół dokumentu roboczego robiło się głośno, miałem odczucie, że niektórzy najpierw wymyślają problem, aby potem albo lamentować, albo szukać rozwiązania. Takie wymyślanie jest rzecz jasna odruchem strachu. Pozwoliłem sobie nawet trochę o tym dokumencie napisać w „Gościu”. Synod zakończony, dokument końcowy ogłoszony, młodzi się rozjeżdżają do domów, biskupi wracają do swoich diecezji, dużo do zrobienia przed nami, a i tak najważniejsze jest to, że doszło do spotkania. Nie po to, bynajmniej, by zmieniać doktrynę, lecz po to, by zrozumieć, co młodzi ludzie, którzy są bądź co bądź przyszłością, mają do powiedzenia o swoim życiu, problemach, radościach i smutkach. Słuchanie zawsze robi dobrze zarówno temu, który mówi, jak i temu, który słucha. Greckie słowo „synod” jest bardzo proste. Syn znaczy „wspólnie” a hodos to „droga”. Nie zapominajmy, że chrześcijaństwo jest religią drogi wspólnej. Tak chciał Jezus Chrystus. •
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.