Nowy numer 17/2024 Archiwum

Chrześcijanie nieloty

Myśl wyrachowana: Głód żołądka ujawnia głód Boga

W Ewangelii czytamy o Jezusie: „A gdy przepościł czterdzieści dni i czterdzieści nocy, odczuł w końcu głód” (Mt 4, 2). To znaczy, że wcześniej – przez całe 40 dni – nie czuł głodu. Wydawać by się mogło, że większość współczesnych katolików Go w tym naśladuje, bo choć mija 40 dni Wielkiego Postu, oni też ani razu nie poczuli głodu. Tyle że przyczyny są różne. Jezus pościł w mocy Ducha, zaś nasze pokolenie „pości” z mocy brzucha. Stało się coś niedobrego z postem. Choć praktykował go (i to jak radykalnie!) sam Jezus, choć zalecał go – w połączeniu z modlitwą – jako jedyny sposób na pewien rodzaj złych duchów, post powszechnie został sprowadzony do gestów. Kojarzy się dziś bardziej z Tłustym Czwartkiem niż z Wielkim Piątkiem. I odpowiednio do tego zaczyna wyglądać całe to nasze zachodnie chrześcijaństwo – obrastamy w tłuszcz. Dosłownie. No i on też dosłownie dławi dusze. Otłuszczone żyły coraz gorzej przewodzą krew Chrystusa i życie chrześcijańskie zamiera. Jezus przed tym przestrzegał: „Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych” (Łk 21, 34). Czy to nie dziwne? Ludzie się obżerają, opijają, a ociężałość dotyka nie tyle żołądka, ile serca. Właściciel takiego serca jest jak kura: niezdolny do wzlotów. A ponieważ ociężałym latanie za bardzo nie wychodzi, dorabiają do swej niemocy ideologię: a bo to człowiek musi cieszyć się życiem, kto pości, robi się nerwowy, a asceza to wyraz pychy.

Zapytał kiedyś św. Jana Vianneya proboszcz z sąsiedztwa, dlaczego u niego takie rzeczy się dzieją, a w jego parafii nic. – A czy ty pościsz? – usłyszał. Vianney nie tylko pościł, ale się też i biczował. A przed rokiem usłyszeliśmy, że robił to także Jan Paweł II. Oj, to się dopiero nie mieści w głowach! Ale czy to jedyna taka rzecz w chrześcijaństwie? To, co Bóg wymyślił, z natury przerasta pojemność ludzkich czaszek. Pewne rzeczy trzeba więc po prostu robić. Trzeba podejmować czyny pokutne w zaufaniu, że Bóg wie lepiej, do czego to służy. Kto Mu zaufa, ten się nie zawiedzie. Jedna z koleżanek z redakcji opowiadała mi kiedyś, że podjęła z mężem post w intencji swojego dziecka, z którym mieli problemy wychowawcze. Jest przekonana, że zmiana, jaka potem nastąpiła, wiązała się z tym wyrzeczeniem. Jeden z moich przyjaciół podjął post o chlebie i wodzie w każdy piątek do końca życia, w intencji swojej córki, która urodziła się w 24. tygodniu ciąży. Szanse na przeżycie były bliskie zeru. A jednak przeżyła i wyrosła na dorodną dziewczynę, a on dalej pości – nie tylko w piątki, ale też na przykład przez cały Wielki Post. Kiedyś powiedział mi: „Właściwie nie wiem, po co jest post, ale zauważyłem, że gdy poszczę, nie umiem zapomnieć o Bogu”. I to chyba najważniejsza rzecz we wszystkich praktykach pokutnych: jeśli są prawdziwe, ostatecznie muszą prowadzić do Boga. Dlatego czas zerwać z rozmemłanym chrześcijaństwem i przynajmniej pod koniec tych czterdziestu dni, choćby tylko w Wielkim Tygodniu, poczuć wreszcie głód. Dobry, święty głód, który zaspokoi Bóg.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy