Gruziński powrót na wschód?

Maria Przełomiec

|

02.05.2024 00:00 GN 18/2024

publikacja 02.05.2024 00:00

Czy i dlaczego kraj, który na postsowieckiej arenie długo uchodził za prymusa euroatlantyckich dążeń, a w grudniu 2023 roku warunkowo uzyskał status kandydata do Unii Europejskiej, wybiera Moskwę?

Protest przeciwko przyjętej przez gruziński parlament ustawie wymierzonej w organizacje pozarządowe i niezależne media. Protest przeciwko przyjętej przez gruziński parlament ustawie wymierzonej w organizacje pozarządowe i niezależne media.
Davit Kachkachishvili /Anadolu/ABACAPRESS/pap

Gruziński parlament 16 kwietnia w pierwszym czytaniu przyjął kontrowersyjną Ustawę o przejrzystości obcych wpływów wzorowaną na rosyjskim projekcie o zagranicznych agentach. Wymierzone w organizacje pozarządowe oraz niezależne media propozycje wywołały masowe protesty uliczne, sprzeciw opozycji oraz krytykę ze strony Zachodu. Równocześnie niemal niezauważone przeszły w parlamencie poprawki do kodeksu podatkowego, ułatwiające transfery finansowe z rajów podatkowych, a także z Rosji. Co to oznacza?

Prymus demokratycznych przemian

Na początku drugiego tysiąclecia Gruzja zdecydowanie wyprzedzała inne postsowieckie kraje w drodze na Zachód. Po „rewolucji róż” wybuchłej w listopadzie 2003 roku, w reakcji na sfałszowane wybory parlamentarne, do władzy doszedł młody prawnik Michael Saakaszwili. W styczniu 2004 roku wygrał on wybory prezydenckie, energicznie wziął się za reformy i w ciągu kilku lat Gruzja z zapuszczonego, skorumpowanego państwa zmieniła się w prymusa prodemokratycznych, prozachodnich przemian. Duże nadzieje wiązało Tbilisi z odbywającym się w Bukareszcie w kwietniu 2008 roku szczytem NATO. Gruzini podobnie jak Ukraińcy oczekiwali, że zostaną na nim objęci Planem Działań na rzecz Członkostwa (MAP). Niestety zaprotestował wówczas Władimir Putin, a Niemcy i Francja poparły stanowisko Moskwy. Zdaniem części analityków to właśnie ta decyzja przesądziła o powstaniu na kontynencie europejskim nowej linii podziału. Cztery miesiące po bukaresztańskim szczycie wybuchła wojna rosyjsko-gruzińska. W jej wyniku Gruzja straciła Abchazję i Południową Osetię. Oba wspierane przez Moskwę regiony ogłosiły niepodległość, a świat nie bardzo się przejął apelem Lecha Kaczyńskiego, przestrzegającym na wiecu w Tbilisi, że następnymi ofiarami rosyjskiej agresji mogą stać się Ukraina, kraje Bałtyckie i na końcu Polska. Wprowadzone na Rosję zachodnie sankcje cofnięto po roku, szybko wracając do business as usual. Natomiast w Gruzji polityczni przeciwnicy Saakaszwilego obarczyli go winą za przegraną; kraj pogrążał się w wewnętrznych sporach, które doprowadziły ostatecznie do przegranej ówczesnych proreformatorskich władz (zresztą nie bez ich winy). Zwyciężył nowy blok o wdzięcznej nazwie Gruzińskie Marzenie.

Gruzińskie Marzenie zadziwia świat

Rządzące nieprzerwanie od trzech kadencji Gruzińskie Marzenie założył w 2011 roku biznesmen, oligarcha Bidzina Iwaniszwili. Fortuny (szacowanej na 5–6 mld USD) dorobił się na rosyjskiej prywatyzacji początku lat dziewięćdziesiątych. Przyjął wówczas także rosyjskie obywatelstwo, z którego zrezygnował po powrocie do kraju. W wyborach parlamentarnych w 2012 roku stworzony przez niego blok Gruzińskie Marzenie zdobył prawie 56 proc. głosów, odsuwając od władzy Zjednoczony Ruch Narodowy prezydenta Saakaszwilego, obwinianego nie tylko o utratę części gruzińskich terytoriów, ale także o rażące naruszanie standardów demokratycznych. Gruzińskie Marzenie deklarowało kontynuowanie prozachodniej polityki, w tym transformacji wewnętrznej, zgodnie z zachodnimi standardami, a Bidzina Iwaniszwili obiecywał, że zrobi wszystko, by gruzińska demokracja zadziwiła świat.

Z początku nowa ekipa istotnie zadziwiła – rozliczeniami dotychczas rządzących, których ostatnim akordem stało się aresztowanie w 2021 roku byłego prezydenta Michaela Saakaszwilego. Wciąż przebywa on w więzieniu.

Sam Iwaniszwili po półtora roku zrezygnował ze stanowiska premiera, a następnie z przewodniczenia swemu ugrupowaniu, przez lata zadowalając się rolą szarej eminencji. Pod koniec 2023 roku nieoczekiwanie ogłosił powrót do polityki, by – jak stwierdził – wzmocnić swoją partię przed zapowiadanymi na październik wyborami parlamentarnymi.

Właśnie determinacją w dążeniu do zwycięstwa tłumaczą eksperci kopiowanie rosyjskiego prawa. Przedstawiciele Gruzińskiego Marzenia stanowczo protestują przeciwko podobnym porównaniom, jednak przyjęty w pierwszym czytaniu projekt Ustawy o przejrzystości wpływów zagranicznych dziwnie przypomina rosyjskie rozwiązania, za pomocą których Władimir Putin od lat skutecznie rozprawia się z niezależnymi mediami i przeciwnikami politycznymi. Gruzińska wersja zakłada, że wszystkie podmioty – organizacje pozarządowe i media – finansowane w ponad 20 proc. z zagranicy, muszą, pod groźbą odpowiedzialności karnej, zarejestrować się jako „jednostki realizujące interesy sił zagranicznych”. Nowa ustawa zobowiązuje NGO do corocznego wypełniania deklaracji finansowej oraz upoważnia Ministerstwo Sprawiedliwości do prowadzenia stałego monitoringu organizacji pozarządowych i mediów w celu „identyfikacji organizacji realizującej interesy obcego państwa”.

Antyunijna prowokacja?

Jak było do przewidzenia, nowe prawo skrytykowali przedstawiciele Zachodu, m.in rzecznik Departamentu Stanu USA, sekretarz generalny NATO czy szef unijnej dyplomacji Josep Borrell. Przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel ostrzegł, że proponowane rozwiązania stoją w zdecydowanej sprzeczności z euroatlantyckimi aspiracjami Gruzji i oddalają Tbilisi od Unii Europejskiej. Podobną opinię wyraziła prezydent Gruzji, Salome Zurabiszwili, nazywając w wywiadzie dla telewizji BBC projekt „bezpośrednią prowokacją” skierowaną przeciwko integracji państwa z Unią Europejską. Zurabiszwili zapowiedziała zawetowanie ustawy. Problem w tym, że posiadająca zdecydowaną większość w gruzińskim parlamencie partia Bidziny Iwaniszwilego jest w stanie odrzucić prezydencki sprzeciw. I najprawdopodobniej to zrobi mimo trwających wielotysięcznych protestów.

A przecież gdy w marcu 2023 roku rządzący po raz pierwszy zgłosili niemal identyczną propozycję „rosyjskiej ustawy”, właśnie masowy sprzeciw obywateli skłonił parlament do wycofania niechcianego prawa oraz złożenia obietnicy, że nigdy do niego nie wróci. Dlaczego więc robi to teraz?

Powód jest oczywisty – rządzące od 12 lat Gruzińskie Marzenie bardzo nie chce oddać władzy, a przyjęcie ustawy o zagranicznych agentach pozwoli mu skutecznie ograniczyć działania wspierających opozycję mediów oraz organizacji pozarządowych. Warto zauważyć, że czwarte z kolei zwycięstwo pomoże obecnym rządzącym na dłużej zawładnąć gruzińską sceną polityczną. Zwłaszcza że pod koniec tego roku kolejny prezydent zostanie wybrany już nie w głosowaniu powszechnym, ale przez 300-osobowe Kolegium Elektorów. W ten sposób zniknie problem prozachodniej Salome Zurabiszwili, która partię Iwaniszwilego nazywa nie gruzińskim, ale rosyjskim marzeniem.

Na wschód zwrot

Przez ostatnie lata Tbilisi udawało się balansować między Rosją a Zachodem. Z jednej strony były proeuropejskie deklaracje, z drugiej powolne zbliżanie z Moskwą. Gruzińskie władze nie dołączyły do antyrosyjskich sankcji, bardzo starannie unikają nazywania rosyjskiej agresji na Ukrainie wojną i próbowały odwołać prezydent Zurabiszwili za „nieuzgodnioną wizytę w Unii Europejskiej”. Co więcej, w cieniu awantury o „prawo o zagranicznych agentach”, niemal niezauważenie Gruzińskie Marzenie przyjęło poprawki do kodeksu podatkowego, znacznie ułatwiające transfery finansowe m.in. z Rosji.

Do tego dochodzą polityczne deklaracje. Szef rządu Irakli Kobachidze już zapowiedział, że Ustawa o przejrzystości zagranicznych wpływów zostanie przyjęta, a apele zachodnich liderów o jej odrzucenie nazwał „dalece nieprzekonującymi”. Z kolei przewodniczący gruzińskiego parlamentu Szalwa Papuaszwili oskarżył Brukselę o stronniczość, gdyż – jak stwierdził – „sama w mało przejrzysty sposób finansuje niektóre gruzińskie organizacje pozarządowe”. Kropkę nad i postawił przewodniczący Gruzińskiego Marzenia Irakli Garibashvili, oświadczając 20 kwietnia w rozmowie z dziennikarzami, że „Gruzja nie jest gotowa, aby zostać państwem członkowskim [UE]” oraz że „w kraju nie ma konsensusu” co do członkostwa w Zjednoczonej Europie.

Konsensusu może i nie ma, ale zwolennikami integracji jest ponad 80 proc. gruzińskich obywateli. O niezgodzie na obecnie prowadzoną politykę najlepiej świadczą ostatnie protesty. W tym miejscu warto przypomnieć, czym dla ekipy byłego ukraińskiego prezydenta Wiktora Janukowycza skończyło się nieoczekiwane cofnięcie kraju z prozachodniego kursu. W 2014 roku Rewolucja Godności zmiotła władzę Janukowycza, oddając rządy prozachodnim politykom. Tyle tylko, że Ukraińcy do dzisiaj ciężko płacą za zawirowania na euroatlantyckim szlaku. Dyskretnie przypomniał o tym ostatnio były rosyjski prezydent i premier, a obecnie wiceprzewodniczący Rady Bezpieczeństwa Dmitrij Miedwiediew, postrzegając w gruzińskich protestach, podobnie jak w ukraińskim Majdanie, „doświadczoną, znaną hollywoodzką rękę”.

Nieskuteczna oferta

Ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich Wojciech Górecki uprzedza, że w przypadku zaostrzenia się kryzysu w Gruzji możliwe jest aktywne zaangażowanie się Moskwy. Z jednej strony nie wydaje się, aby Rosja mogła pozwolić sobie na rozpętanie kolejnej wojny, tym razem na Południowym Kaukazie. Z drugiej rosyjscy politycy wielokrotnie wyrażali poparcie dla „niezależnej od Zachodu” polityki gruzińskich władz, istotnej zwłaszcza w kontekście odwrócenia się od Moskwy Armenii. Niestety, zdaniem Wojciecha Góreckiego istnieje poważne ryzyko zaprzepaszczenia dwóch dekad prodemokratycznych i prozachodnich gruzińskich reform. Przy czym sam Zachód ma ograniczone możliwości wpływania na obecną sytuację. Pozytywna oferta, czyli warunkowe przyznanie Tbilisi statusu kandydata do Unii Europejskiej, nie zadziałała. 24 kwietnia Parlament Europejski zainicjował projekt rezolucji w sprawie nałożenia sankcji na Bidzinę Iwaniszwilego oraz deputowanych Gruzińskiego Marzenia. Dla gruzińskiego społeczeństwa może się to stać zachętą do kontynuowania obecnych protestów. Czym one się skończą, trudno przewidzieć, pozostaje tylko mieć nadzieję, że kraj długo uchodzący za prymusa euroatlantyckich starań nie zajmie miejsca Armenii jako regionalny sojusznik Kremla. To jednak zależy głównie od samych Gruzinów.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.